Trzy lata po zabójstwie 34-latka w Zadowicach (woj. wielkopolskie) zapadł wyrok. Krzysztof K. podczas procesu mówił, że znał swego pracodawcę wiele lat i że mieli do siebie zaufanie. Dlaczego do niego strzelił? Bo stracił panowanie nad sobą i się przestraszył – mówił. Sąd nie dał wiary jego tłumaczeniom i skazał 55-latka na dożywocie.
Przed Sądem Okręgowym w Kaliszu zakończył się proces 55-letniego Krzysztofa K.
Po raz pierwszy proces w sprawie zabójstwa właściciela fermy ruszył w październiku ubiegłego roku. Ze względu na śmierć sędziego, który prowadził tę sprawę, proces ruszył od nowa w kwietniu br. Dziś zapadł wyrok.
- Zebrane w toku śledztwa dowody, ujawnione następnie na rozprawie, jednoznacznie wskazują na winę oskarżonego Krzysztofa K. Za popełnione czyny sąd wymierza oskarżonemu karę dożywotniego pozbawienia wolności (...) Działanie oskarżonego nacechowane było brutalnością i bezwzględnością. Po dokonaniu zbrodni nie okazał skruchy i refleksji nad swoim postępowaniem. Trzeba zaakcentować ogrom zła, jakie wyrządził – powiedział sędzia Andrzej Miller.
W uzasadnieniu sędzia odniósł się też do wypowiedzi oskarżonego, w której ten próbował tłumaczyć, dlaczego doszło do tragedii. - Krzysztof K. nie przyznał się do popełnienia umyślnego i zaplanowanego zabójstwa Piotra R. Wyjaśnił, że do jego śmierci doszło przypadkowo podczas sprzeczki między nimi. Wersja ta nie może się ostać w świetle opinii biegłej lekarki medycyny sądowej Iwony Dybowskiej, która jednoznacznie stwierdziła, że druga z ran postrzałowych w głowie denata powstała z tak zwanego przyłożenia, czyli oskarżony najpierw strzelił do Piotra R. z odległości kilku metrów, a następnie, gdy ten upadł, podszedł do niego i przyłożył broń mu do głowy i strzelił – mówił Miller.
Z takiego orzeczenia zadowolona jest prokuratura. - Sąd wymierzył dokładnie taką karę, o jaką wnioskowała prokuratura. W tej sprawie nie zaistniały żadne przesłanki łagodzące – mówił tuż po rozprawie prokurator. Tymczasem obrona już zapowiedziała złożenie apelacji. - Mój klient opowiedział o wszelkich okolicznościach podczas pierwszej rozprawy. Niestety sąd podszedł do tej kwestii dość bezkrytycznie. Na pewno zostanie złożona apelacja – powiedział Wojciech Kołodziejczyk, obrońca Krzysztofa K.
Wyrok nie jest prawomocny.
"Mieliśmy do siebie zaufanie"
Do zdarzenia doszło 2 września 2019 r. na fermie drobiu w wielkopolskich Zadowicach. Tego dnia 34-letni właściciel został postrzelony w głowę. Zginął na miejscu. Jego 55-letni pracownik uciekł z miejsca zdarzenia, porzucając broń. Policjanci zaczęli poszukiwania podejrzewanego o zbrodnię 55-latka. Na stronie internetowej kaliskiej komendy policji opublikowano wówczas dane i wizerunek poszukiwanego. Krzysztofa K. zatrzymano w pustostanie przy ulicy Parkowej w Kaliszu. Pokrzywdzony 34-latek kilka miesięcy wcześniej kupił fermę w Zadowicach, do której przeprowadził się z rodziną. Zamieszkał z żoną, teściową i dwójką dzieci. W jednym z budynków gospodarczych zamieszkał pracownik ze swoją konkubiną. Właściciel fermy i jego pracownik znali się wcześniej, obaj pochodzili z Wałcza w województwie zachodniopomorskim. - Znaliśmy się od siedmiu lat. Żyliśmy w zgodzie. Mieliśmy do siebie zaufanie. Wiedziałem, gdzie trzyma broń i pieniądze. Kiedy Piotrek kupił w Zadowicach fermę za 700 tysięcy złotych, to mnie i konkubinę zatrudnił u siebie – mówił oskarżony.
Wystrzelał cały magazynek
- Do tragedii nie doszło z chęci zysku, kłótni ani porachunków. Przyczyny to psychoza i prześladowanie pracowników przez właścicieli firmy – tłumaczył przed sądem oskarżony Krzysztof K. Nieporozumienia między zamordowanym a oskarżonym zaczęły się wtedy - jak twierdził Krzysztof K. - kiedy właściciele zaczęli dokuczać jego konkubinie, poniżać ją, a także grozić jej śmiercią. Podczas jednej z awantur oskarżony miał stracić panowanie nad sobą. - Poszedłem do garażu i wróciłem do kurnika. Kiedy Piotrek zobaczył, co trzymam w ręku, zaczął biec w moim kierunku. Wystraszyłem się go, bo to rosły i wysportowany mężczyzna: zacząłem strzelać – powiedział oskarżony. Zeznał, że wystrzelił cały magazynek, oddał łącznie 7 strzałów. Kiedy poszkodowany upadł, zdjął mu z szyi łańcuch z krzyżem o wartości 15 tysięcy złotych i uciekł z gospodarstwa. W lombardzie dostał za niego 600 złotych. Pieniądze miał przeznaczyć na podróż do innego miasta. Mężczyzna nie przyznał się do usiłowania zabójstwa żony 34-latka i żądania 150 tys. zł. - Chciał strzelić do kobiety, ale broń się zacięła – informował po zatrzymaniu oskarżonego Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. 55-latek miał wcześniej konflikty z prawem. Łącznie spędził w zakładach karnych 28 lat. Po raz pierwszy skazano go, gdy miał 19 lat.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań