- Poznania nie stać na usuwanie kolejnych dużych drzew – twierdzi radny Andrzej Rataj (KO) i zachęca władze miasta do kupienia specjalnej maszyny do przesadzania najokazalszych okazów. Sprawdziliśmy, że takie przenosiny na wielką skalę mają w Poznaniu długie korzenie - tego typu operacje przeprowadzano już przed II wojną światową. Tyle, że bez maszyny.
W 1938 r. ponieśli na ramionach 50 starych drzew. Z różnych parków do powstającego Parku Kasprowicza.
"Jako pierwszy poszedł 18-letni dąb długości 15 metrów. Wykopano go wraz z dużą bryłą ziemi, w której mieściły się korzenie, przy czym część ich odcięto. Wobec tego, że dąb rósł w glinie, nie zastosowano zwykłego, sposobu przesadzania, a więc przy wykopywaniu nie obkładano bryły ziemi klepkami i nie wiązano jej następnie łańcuchem, gdyż glina doskonale trzymała się korzeni. Gdy dąb już był wykopany, wjechał do dołu wóz 2-kołowy, do którego, przywiązano linami dąb. Po wykonaniu tej czynności robotnicy w liczbie 13 chwycili za liny i wóz ruszył z parku Sołackiego do parku Kasprowicza" - czytamy w relacji z Kuriera Poznańskiego z 19 marca 1938 r.
Zdjęcia, niespecjalnej jakości z dzisiejszej perspektywy, i tak robią piorunujące wrażenie. A może właśnie dlatego.
Na jednej z fotografii widać, jak drzewo jest przewożone na wozie - z przodu zwisa bryła ziemi z korzeniami, z tyłu idzie grupa mężczyzn podtrzymujących drzewo.
Dąb dotarł na miejsce. Wtedy wóz wjechał do przygotowanego dołu i wówczas drzewo po przechyleniu wozu umieszczono w dole od razu w pozycji stojącej (!).
"Aby drzewo miało potrzebną wilgoć, obłożono bryłę z korzeniami gliną i owiązano jutą, gałęzie zaś dla przeciwdziałania parowania wysmarowano gliną. W takim stanie drzewo, co pewien czas spryskiwane wodą, pozostanie przez okres 3-4 miesięcy" – donosi "Kurier Poznański".
W ten sposób przeniesiono 20 drzew tylko z parku Sołackiego. Wśród nich buki, graby, lipy i kilka dużych akacji kulistych. Do parku Kasprowicza przesadzono też 10 topoli z Dębiny i 20 drzew z innych parków i skwerków w mieście.
Można? Można.
Tak jest
Dziś już nie potrzeba siły ludzkich rąk do przenoszenia drzew, wystarczy przesadzarka zamontowana na ciężarówce. I właśnie o zakup takiej maszyny apeluje do władz Poznania radny Andrzej Rataj (Koalicja Obywatelska).
- Urządzenia takie są od wielu lat stosowane na całym świecie, również w Polsce - podkreśla.
- Bardzo dobrym przykładem takiego działania są kasztanowce znajdujące się na skwerze Przyjaźni Polsko-Węgierskiej, u zbiegu ulicy Królowej Jadwigi i ulicy Strzeleckiej. Drzewa te przez wiele lat rosły w miejscu dzisiejszej poszerzonej ulicy Strzeleckiej i w 2002 roku zostały przesadzone do obecnego miejsca - wyjaśnia.
Wtedy miasto wynajęło specjalistyczną firmę. A przecież - wskazuje - mogłoby to robić we własnym zakresie miejska przesadzarką.
Drzewo drzewu nierówne
Jego zdaniem nasadzanie nowych drzew w miejsce wyciętych to niewystarczające rozwiązanie.
- Nowe nieduże drzewa, sadzone nawet w znacznej liczbie, przez wiele lat nie zrekompensują walorów usuwanych dużych kilkudziesięcioletnich czy starszych drzew. Jedno duże drzewo wytwarza tyle tlenu, ile kilkadziesiąt małych drzew. Małe drzewa w małym zakresie chronią przed słońcem i w małym zakresie są naturalnymi klimatyzatorami - przekonuje.
I dodaje: - Standardowym i stałym działaniem w Poznaniu stosowanym wobec drzew rosnących w miejscach, z których muszą zostać usunięte, powinno być ich przesadzanie, a nie wycinka. Wystąpiłem w tej sprawie z odpowiednią interpelacją do Prezydenta Miasta Poznania.
Czy to się w ogóle opłaca? Ile takich drzew trzeba by przesadzić w mieście, żeby inwestycja w przesadzarkę się zwróciła? Na te pytania próbują właśnie odpowiedzieć sobie urzędnicy.
Sama maszyna to za mało
Zakup dobrej przesadzarki to wydatek rzędu nawet kilkuset tysięcy złotych. - Ale, by przesadzać drzewa potrzebna jest nie tylko maszyna, ale też grupa ludzi, którzy się na tym znają - zwraca uwagę dr inż Marcin Włoch z Wydziału Leśnego i Ogrodu Dendrologicznego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Dlatego miasta raczej nie kwapią się, by nabyć własną przesadzarkę. - Nie słyszałem, żeby jakiekolwiek miasto w Polsce miało swoją maszynę. Tego typu operacje zleca się firmom zewnętrznym, które posiadają wykwalifikowaną kadrę - mówi Marcin Włoch.
I potwierdzają to urzędnicy. - W razie konieczności przesadzenia drzew miasto zleca to firmie zewnętrznej lub firmie przeprowadzającej daną inwestycję. Takim przykładem mogą być drzewa, które w związku z remontem placu Kolegiackiego zostały przesadzone na ul. Krzywoustego - mówi Daria Kulczewska z biura prasowego Urzędu Miasta Poznania.
Flota
Tak jest zresztą nie tylko z przesadzarkami. Wynajmuje się też choćby pługi śnieżne.
A w miejskim parku maszyn nie znajdziemy zbyt wielu imponujących pojazdów. Chyba najciekawszym jest Mercedes Unimog, własność Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. - To taki wszechstronny jeżdżący warsztat - mówi Iwona Gajdzińska, rzecznik prasowa MPK.
Może na raz pociągnąć około 100-tonowy ciężar, a wyciągarka, umożliwiająca np. wyciągnięcie pojazdu z torowiska, ma siłę 10 ton. Może jeździć normalnie na kołach, jak i na szynach. Wmontowany ma wysuwany 6-metrowy maszt oświetleniowy.
"Drzewo swoje odchoruje"
Wróćmy jednak do drzew. Miasto podkreśla, że drzewa wycinane są tylko wtedy, gdy jest taka konieczność, np. zagrażają bezpieczeństwu użytkowników parków, są złamane lub wywrócone w wyniku gwałtownych zjawisk atmosferycznych.
- Konieczne wycinki prowadzone są zawsze w kontrolowany sposób w oparciu o wymagane zezwolenia i - co najważniejsze - towarzyszą im nasadzenia kompensacyjne. Najczęściej wymagany stosunek drzew usuniętych do nasadzonych wynosi 1:1, niekiedy 1:2 - twierdzi Anna Jarmuż z Urzędu Miasta Poznania.
Wylicza, że w 2018 r. Zarząd Zieleni Miejskiej usunął 364 drzewa, a nasadził 870.
Część z nich można byłoby ocalić właśnie przenosząc je. Czy jednak to najlepsze, co może spotkać drzewo?
- Jeśli zastosujemy dobrą maszynę do przesadzania, zrobimy to w dobrym terminie, odpowiednio przygotujemy grunt, to jest duża szansa na to, że takie drzewo się przyjmie. Zawsze jednak musi być przycięte i swoje odchoruje, bo straci część korzeni - wyjaśnia dr inż. Marcin Włoch z Wydziału Leśnego i Ogrodu Dendrologicznego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Jak dodaje, z pewnością jest parę miejsc w Poznaniu, gdzie warto częściej rozważyć takie rozwiązanie zamiast wycinki.
Ale trzeba pamiętać, że taka operacja to potężne przedsięwzięcie. - To megatransport drogowy. Ograniczają nas nośność pojazdu, szerokość pasa drogowego. A duża maszyna w mieście nie wszędzie będzie w stanie wjechać. Dlatego przesadza się przeważnie drzewa o maksymalnym obwodzie do 120 centymetrów, czyli o średnicy około 50 centymetrów - tłumaczy ekspert.
A co z tymi największymi? - Starych drzew się nie przesadza, jak w przysłowiu - kończy dendrolog.
Autor: Filip Czekała/i / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Kurier Poznański / polona.pl