Z poznańskiego schroniska dla zwierząt zniknęła suczka, którą ktoś wcześniej przywiązał do drzewa. O sprawie poinformowała Fundacja AST, która chciała zaopiekować się psem.
O porzuconej suczce Stafforda pisaliśmy w czwartek. W zaroślach przy Drodze Dębińskiej szczeniaka zauważyli pracownicy Energobudu. Uwolnili go strażnicy miejscy, którzy oddali go do schroniska dla zwierząt przy ul. Bukowskiej.
Fundacja chciała mu pomóc
- Wyraziliśmy chęć przejęcia szczeniaka do naszego domu tymczasowego. Rozmawialiśmy z biurem adopcyjnym oraz z Usługami Komunalnymi zarządzającymi schroniskiem i dostaliśmy zgodę na przejęcie psa. Później okazało się, że ktoś go prawdopodobnie ukradł. Z tego co udało nam się dowiedzieć, schronisko nie wie co się z pieskiem stało - poinformowała TVN24.pl Katarzyna Kordowska, która prowadzi fundację AST wraz z Katarzyną Bujakiewicz.
Jak podkreśla, o "szybkiej adopcji" nie może być mowy. - Pies musi mieć 14 dni kwarantanny, kiedy czeka w schronisku. To czas kiedy może się pojawić właściciel. W tym okresie piesek nie może pójść do adopcji - tłumaczy Kordowska.
Zniknął w nocy
Informację o zniknięciu psa potwierdzili TVN 24.pl pracownicy schroniska: - Pies zniknął w nocy ze środy na czwartek. Nikt jednak nie wie jak do tego doszło - przyznają i dodają, że przeglądali już monitoring, by ustalić w jaki sposób pies mógł zniknąć ze schroniska. Monitoring schroniska składa się jednak jedynie z czterech kamer. Żadna z nich nie zarejestrowała kradzieży psa. - Ktoś musiał w nocy przeskoczyć przez płot i go zabrać - sugerują pracownicy schroniska.
"To dla mnie kompromitacja"
Potwierdza to Maciej Dźwig, dyrektor Usług Komunalnych: - W głowie mi się to nie mieści. Skoro tego psa nie ma w schronisku to nie ma wątpliwości, że ktoś go ukradł. Tylko nurtuje mnie pytanie po co? Raczej nie ze względów zarobkowych - wartość tego psa w tym wieku to sądzę, że około 100 zł - mówi Dźwig.
Dyrektor Usług Komunalnych uważa, że kradzieży dokonał prawdopodobnie ktoś, kto dobrze zna schronisko. - Moja pierwsza myśl była taka, że może to właściciel, który obawiał się konsekwencji. Ale przecież u nas jest 350 psów, to nie takie proste znaleźć konkretnego psa i zostać niezauważonym. Ktoś raczej musiał wiedzieć, gdzie on się znajduje - uważa Dźwig.
Obiecuje także, że zrobi wszystko co w jego mocy, by wyjaśnić tą sprawę. - Cieszymy się, gdy ktoś zabiera psa ze schroniska, ale nie gdy robi to przez ogrodzenie. Ta sytuacja mnie kompromituje jako dyrektora i powoduje, że czuje się bezsilny - denerwuje się Dźwig.
Kradzieże już były
Okazuje się, że to nie pierwsza kradzież psa ze schroniska. - W tym roku jeden z panów chciał wynieść psa pod pazuchą ukrytego w kurtce. Złapaliśmy go na gorącym uczynku. Wcześniej zdarzyło się, że psa skradziono, ale sprawcę nagrał monitoring i go odzyskaliśmy - przyznaje.
Po tej kradzieży w schronisku zwiększone ma zostać bezpieczeństwo. - Zastanawiamy się jeszcze co zrobimy. Na pewno nie zatrudnimy ochrony, bo to zbyt duże koszty. Możliwe, że na ogrodzeniu, które ma ponad dwa metry zamontujemy zasieki, jednak nawet zakładając, że założymy je sami to ich koszt wyniesie około 10 tys. złotych. Moglibyśmy też nakazać pracownikom dyżurującym przez całą dobę robić regularne obchody, jednak każdy ich spacer wiąże się z tym, że psy zaczynają szczekać i zaczęłyby się skargi od mieszkańców okolicznych domów. Czeka nas spory ból głowy - przyznaje.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Straż Miejska w Poznaniu