Policja cały czas poszukuje 22 pojemników z radioaktywnym kobaltem, jakie skradziono na początku marca z terenu jednej z poznańskich firm. Niepokojące sygnały o tym, że może być on nieodpowiednio przechowywany i zabezpieczony, trafiały do osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w mieście juz 5 lat temu. Sprawa wówczas miała zostać zbagatelizowana.
O kradzieży 22 pojemników z radioaktywnym kobaltem o wadze około 45 i 70 kg, policję poinformowano 6 marca. Choć w sprawie kradzieży z magazynu przy ul. Bułgarskiej, zatrzymano cztery osoby, nikomu jak dotąd nie udowodniono powiązań z kradzieżą materiałów promieniotwórczych.
Zatrzymani mieli 10 lutego włamać się do budynku, gdzie był przechowywany kobalt i ukraść około tony ołowianych sztab służących do budowy osłon przeciw promieniowaniu radioaktywnemu. W ręce policji trafił także pracownik firmy, który miał ułatwiać wejście tym osobom na teren zakładu.
Mieszkańcy się niepokoili
Tymczasem, jak informuje "Głos Wielkopolski", już przed pięciu laty lokalni społecznicy mieli informować pracowników wydziału zarządzanie kryzysowego w Poznaniu o swoich wątpliwościach związanych z przechowywaniem radioaktywnych odpadów.
- Kilka lat temu zwrócono mi uwagę na warunki przechowywania kobaltu. Sygnały dostałem od osób zatroskanych o stan bezpieczeństwa w Poznaniu. Pytałem wówczas ich czy zgłaszali tą sprawę odpowiednim organom. Otrzymałem odpowiedź, że tak, ale nie było w tej kwestii żadnej reakcji - wyjaśnia Szymon Szynkowski vel Sęk, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Jak tłumaczy radny, niepokój budziło ogrodzenie terenu, miejsce w którym kobalt przechowywano oraz nadzór. - Był on iluzoryczny - tłumaczy Szynkowski vel Sęk.
Było zgłoszenie. Nie było nieprawidłowości?
W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim", Hieronim Węclewski, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego urzędu miasta przyznaje, że faktycznie otrzymali zgłoszenie w tej sprawie. Jego zdaniem miało mieć ono jednak charakter zapytania o sam fakt przechowywania. Jak wyjaśnia, wszystkie informacje przekazano wówczas do urzędu wojewódzkiego. Ten sprawę przekazał z kolei straży pożarnej.
- Funkcjonariusze ze specjalistycznej jednostki zajmującej się skażeniami stwierdzili, że nie ma przekroczonych norm, a radioaktywność nie jest większa niż w innych częściach miasta – wyjaśnia dziennikowi Tomasz Stube, rzecznik wojewody wielkopolskiego.
Co jest składowane w Poznaniu?
Sprawą kradzieży kobaltu zajmuje się prokuratura. Śledczy prowadzą też postępowanie dotyczące samego składowania i zabezpieczenia materiałów promieniotwórczych.
Szymon Szynkowski vel Sęk niepokoi się tymczasem o brak wiedzy na temat składowanych materiałów promieniotwórczych w mieście.
- Okazuje się, że Wydział Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa nie prowadzi takiej ewidencji. Pracownicy wydziału dopiero zwrócili się w tej sprawie do Państwowej Agencji Atomistyki. Wygląda na to, że nikt nic w tej sprawie nie wie. Obawiam się, że podobne problemy z nieprofesjonalnym nadzorem są nie tylko w Poznaniu ale w całej Polsce - mówi Szynkowski vel Sęk.
Autor: FC / Źródło: Głos Wielkopolski / TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: WUW