Lata mijają, a chemikalia wciąż zalegają na jednej z działek w Szołajdach (woj. wielkopolskie). Daniel U. przyznaje, że magazynował baniaki z różnymi substancjami, ale twierdzi, że nie wiedział jak mogą zaszkodzić środowisku i mieszkańcom. Niewiedza nie zwalania z odpowiedzialności. Do sądu trafił już akt oskarżenia przeciwko 35-latkowi.
Prokuratura Okręgowa w Koninie skierowała do Sądu Rejonowego w Kole akt oskarżenia w sprawie nielegalnego składowiska odpadów w Szołajdach (woj. wielkopolskie).
Danielowi U. zarzuca się składowanie wbrew przepisom odpadów zawierających substancje niebezpieczne, co doprowadziło do bezpośredniego narażenia utraty życia lub zdrowia osób oraz spowodowało obniżenie jakości wody, powietrza i powierzchni ziemi. Prokuratura chce, by mężczyzna odpowiedział też za przestępstwo sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa pożaru zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu wielkich rozmiarów.
- Akt oskarżenia wysłaliśmy pod koniec maja. Mężczyzna przyznał, że organizował przywóz odpadów na swoją posesję, natomiast twierdzi, że nie miał pojęcia jaki jest skład przywożonych do niego środków. Zapewnia, że nie wiedział jakie to może mieć oddziaływanie na środowisko oraz zdrowie - mówi tvn24.pl Ewa Woźniak, rzeczniczka konińskiej prokuratury. Oskarżonemu grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd może też zasądzić nawiązkę w wysokości do 100 tysięcy złotych.
35-latek usłyszał zarzuty już w maju ubiegłego roku. Wówczas zastosowano wobec niego policyjny dozór. Mimo to podejrzany wyjechał do Niemiec i ślad po nim zaginął. Sąd na wniosek prokuratury wydał Europejski Nakaz Aresztowania podejrzanego. 11 lutego mężczyzna został zatrzymany na terenie Niemiec, skąd w połowie kwietnia przekazano go polskim służbom. Obecnie przebywa w areszcie. - Na razie będzie tam do 13 lipca - dodaje Woźniak.
Nie ma pieniędzy, jest problem
Problem z odpadami w gminie Chodów (woj. wielkopolskie) pojawił się w październiku 2019 roku. Na jednej z posesji w Szołajdach nielegalnie przechowywano je bez zezwolenia. W nikim nie wzbudzało podejrzeń to, że na wskazany teren często wjeżdżały samochody ciężarowe. Dopiero później okazało się, że w ten sposób transportowano do tego miejsca kolejne beczki i pojemniki z niebezpiecznymi substancjami. Początkowo miały być one magazynowane w pomieszczeniach gospodarczych.
- Dopiero po pewnym czasie mieszkańcy zauważyli operatora koparki, który ziemią przysypywał podejrzanie wyglądające beczki. Wówczas mieszkańcy powiadomili władze samorządowe, policję i inne służby. A te, gdy weszły na posesję, odkryły, z jak ogromną ilością odpadów mają do czynienia – relacjonował w marcu Łukasz Wójcik, reporter TVN24, który zajmuje się tą sprawą.
Szacuje się, że w Szołajdach znajduje się nawet 200 ton takich odpadów. W związku ze złym stanem pojemników, w których przechowywane są te materiały, można stwierdzić, że część zanieczyszczeń już dawno dostała się do gleby. Szkodliwe opary są też w powietrzu. - W pierwszym okresie od odkrycia tego składowiska, to było w październiku 2019 roku, sprzęt wykazał, że wyczuwalne są tylko dwie szkodliwe substancje w powietrzu. Tymczasem ostatnie badanie, które przeprowadzono w listopadzie, wykazało już 11 szkodliwych substancji. Są one wszystkie trujące, żrące, rakotwórcze, łatwopalne i wybuchowe – mówi TVN24 Marek Kowalewski, wójt gminy Chodów.
Chemikalia do tej pory nie zostały usunięte z terenu Szołajd. Gminy nie stać na utylizację odpadów. Substancje w beczkach to m.in. lakiery, impregnaty do drewna, kwas solny czy środek do spieniania szamponów dla dzieci. Władze gminy i mieszkańcy obawiają się, że przy wyższych temperaturach może dojść do samozapłonu substancji. W związku z tym przygotowano plan ewakuacji obejmujący ponad 120 mieszkańców z kilku wsi.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24