"Szeryf Internetu" ruszył w Polskę. "Chcę pomagać innym"

"Szeryf Internetu" odwiedził Kraków
"Szeryf Internetu" odwiedził Kraków
Źródło: TVN 24

Jako sklepikarz był regularnie okradany i zastraszany. Zasłynął publikując filmy z kradzieży w internecie, ale swój sklep w końcu zamknął. Teraz jako "Szeryf Internetu" ruszył w Polskę pomagać innym.

Pan Marek Obtułowicz prowadził wraz z żoną mały sklep spożywczy na poznańskim Łazarzu. Po notorycznych kradzieżach i atakach wandali umieścił w sklepie kamerę. Filmy z udziałem złodziei publikował w internecie. Nie przyniosło to jednak efektu - w sklepie nadal dochodziło do kradzieży, a właściciel narzekał na nieskuteczne działania policji i prokuratury.

Pod koniec grudnia Obtułowicz zamknął sklep Mikrus przy ul. Głogowskiej i założył stowarzyszenie "Szeryf Internetu". - Chcę wykorzystać pewną medialność i pomóc ludziom. Skończyłem 60 lat i uznałem, że warto po sobie coś zostawić. To "coś" to próba wybudowania pomostu między zwykłymi Janami Kowalskimi - wyjaśniał w sobotę, w krakowskim studiu TVN 24.

Czwarte miasto

Kraków to już czwarty punkt na mapie pierwszej podróży "Szeryfa". Wcześniej odwiedził Leszno, Wałbrzych i Tychy. - Chciałbym pokazać, że wiele można osiągnąć, jeśli się chce coś zrobić, a nie czeka aż ktoś za nas rozwiąże problemy - mówi.

W Lesznie pan Marek spotkał się z jednym z internautów, w Tychach chciał porozmawiać z pracownikiem fabryki fiata, w której zaplanowano masowe zwolnienia. - Słyszałem od niego, że nie wszystko wygląda tak różowo, jak to się przedstawia. Niestety do spotkania nie doszło - mówi.

Na swoim blogu zamieścił jednak rozmowę ze sklepikarzem z Wałbrzycha.

- Miałem zamiar przeprowadzenia kilku rozmów ze sklepikarzami z wałbrzyskiego Sobięcina. Okazało się to jednak awykonalne. Ludzie prowadzący sklepy w tej części miasta są zastraszeni, jak mieszkańcy Sycylii - mówi "Szeryf Internetu". Na rozmowę zgodził się tylko jeden z nich. - W porównaniu z tym, co się dzieje w tym sklepie, ja miałem prawdziwą oazę spokoju - opowiada Obtułowicz.

"Policja się boi tu przyjeźdżać"

- W sklepie w oknach zamiast szyb wstawione są blachy. Regularnie dochodzi w nim także do kradzieży. Jakbyśmy nie wstawiali blach, to byśmy nie zarobili na szyby. Jednego dnia wstawialibyśmy szybę, a na drugi dzień znowu byłaby wybita. Mamy ochronę, kamery, ale kradzieże są cały czas. W zeszłym roku do sklepu weszło dwóch ludzi w maskach, wywalili ladę, zabrali dwie kasy i ukradli pieniądze. W biały dzień! - opowiada pan Daniel, pracownik jednego ze sklepów na Sobięcinie.

Według niego, sklepikarze nie mogą tutaj liczyć na patrole policji. - Kiedyś im nawet radiowóz obrzucono butelkami. W innych rejonach miasta jest trochę lepiej. Tutaj jest bieda i patologia. Cały Wałbrzych to jednak miasto bezrobocia - mówi sklepikarz.

"Chcę pokazywać takich ludzi"

- Liczę na to, że pokazując takie filmy, nagłośnię takie sprawy i zwrócą na nie uwagę miejscowym władzom - podkreśla pan Marek. - Chciałbym, żeby stowarzyszenie współpracowało właśnie z samorządami. Pomagając im można najwięcej uzyskać - dodaje.

Autor: FC/par / Źródło: TVN 24 Poznań

Czytaj także: