Przed poznańskim sądem zakończył się proces w sprawie śmierci Ewy Tylman. Prokuratura domaga się kary 15 lat więzienia dla Adama Z. za "zabójstwo z zamiarem ewentualnym", rodzina zaś żąda dożywocia. Wyrok zostanie ogłoszony 17 kwietnia.
Po dwóch i pół roku dobiega końca proces w sprawie śmierci Ewy Tylman.
W nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. dziewczyna bawiła się na spotkaniu integracyjnym drogerii, gdzie pracowała na kierowniczym stanowisku. Była ze znajomymi w klubach w centrum miasta. Z ostatniego z nich wyszła o godz. 2.16. Szła z kolegą Adamem Z. ubranym w niebieską kurtkę w kierunku domu na osiedlu Armii Krajowej. Kamery monitoringu zarejestrowały jej drogę z ul. Wrocławskiej przez pl. Bernardyński w kierunku mostu Rocha. Tam ślad się urywał.
Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo Adamowi Z. grozi dożywocie.
Sąd w trakcie procesu uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu z zabójstwa w zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Jeśli dojdzie do takiej zmiany kwalifikacji czynu, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia. W lutym 2017 r., po trzech rozprawach, sąd zwolnił Adama Z. z aresztu.
"Jeden, jedyny raz powiedział prawdę"
We wtorek strony wygłosiły mowy końcowe. Prokurator Magdalena Jarecka przypomniała najważniejsze ustalenia z procesu. Przekonywała sąd do wersji zakładającej, że Adam Z. nieprzytomną Ewę Tylman wrzucił do rzeki.
Dziewczyna mogła wtedy jeszcze żyć, na co wskazują badania przeprowadzone po odnalezieniu jej ciała w lipcu 2016 r.
- Ujawniono okrzemki w próbce pobranej z nerki. Całość badań nie pozwoliła na wskazanie jednoznacznej przyczyny śmierci. Jednak według biegłych, ze względu na obecność okrzemek można założyć, że w momencie wpadnięcia do wody funkcje życiowe dziewczyny były zachowane - wyjaśniała Jarecka.
Prokurator Magdalena Mazur-Prus przekonywała, że oskarżenie przez Adama Z. policjantów o wymuszenie zeznań podczas rozpytania budzi poważne wątpliwości. Oskarżony miał wtedy przyznać się do zabójstwa, ale potem twierdził, że był bity i zastraszany przez funkcjonariuszy.
Tyle, że nie wspomniał o tym bezpośrednio po zatrzymaniu, ani w sądzie podczas posiedzenia aresztowego. Zrobił to dopiero po 10 miesiącach, tuż przed tym gdy prokuratura skierowała do sadu akt oskarżenia.
- Wtedy [czyli przyznając się - red.] po prostu powiedział prawdę, ten jeden, jedyny raz powiedział prawdę. Wszystko, co oskarżony wyjaśnia później, jest tylko i wyłącznie przyjętą linią obrony. Należy ocenić je jako całkowicie niewiarygodne - przekonywała Mazur-Prus.
Jak podkreślała, Adam Z. następnie "świadomie kreował swój wizerunek osoby zagubionej, biernej". - Jego wersje zostały wytworzone na potrzeby uniknięcia odpowiedzialności karnej. To czysta kalkulacja - stwierdziła prokurator.
I wniosła o uznanie Adama Z. za winnego zabójstwa z zamiarem ewentualnym Ewy Tylman i o wymierzenie mu kary 15 lat pozbawienia wolności oraz o zapłatę nawiązki w wysokości 100 tysięcy złotych na rzecz bliskich zmarłej.
- Tylko taki wymiar kary spełni swoje cele - przekonywała prokurator.
"To cyniczna i brudna gra"
O swoich wątpliwościach dotyczących wiarygodności Adama Z. mówili następnie pełnomocnicy rodziny Ewy Tylman.
- Jest na tej sali jeden człowiek, który doskonale wie, co zdarzyło się tamtej nocy. Ale on bardzo chce o tym nie pamiętać, nie chce o tym mówić. W moim przekonaniu oskarżony od samego początku odbiegał od prawdziwej wersji tego, co stało się w sprawie - mówił Wojciech Wiza.
Podczas prezentacji multimedialnej pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych pokazywali m.in. zapis eksperymentu procesowego, w którym widać, jak reaguje Adam Z.
- Adam Z. składał jeszcze wyjaśnienia osiem razy. Za każdym razem zasłaniał się tarczą niepamięci - podkreślał Wiza.
Drugi z pełnomocników, Mariusz Paplaczyk dodawał: - Ta tarcza to cyniczna i brudna gra, w którą Adam chce wciągnąć strony postępowania.
Pełnomocnicy wskazywali też na rozbieżne wersje tego, co Adam Z. pamięta z feralnej nocy, jakie przedstawiał bliskim i znajomym. Na ekranie pokazano m.in. mapę z miejscami, w których miał - według różnych wersji - rozstać się w nocy z Ewą Tylman.
Odtworzono też całą drogę, jaką miał samotnie pokonać Adam Z. w drodze z mostu Św. Rocha w okolice ronda Rataje. po drodze miał porzucić dowód osobisty dziewczyny i zatrzymać się na stacji paliw. Zdaniem obrony, w tym samym czasie Adam Z. miał informować bliskich, że nie wie, gdzie się znajduje.
Przypomnieli też, że Adam Z. odmówił poddania się badaniu wariografem. - Myślę, że dla dobra sprawy to nie pozostaje bez znaczenia - podkreślił Paplaczyk, który na końcu zwrócił się z apelem do trojga ławników (w tej sprawie orzeka dwóch sędziów zawodowych i trzech ławników) by "nie dali się zwieść" linii obrony, przyjętej przez oskarżonego.
- Czy rzeczywiście zgromadzone dowody pozwalają stwierdzić, że Adam Z. nie ma nic wspólnego ze śmiercią Ewy Tylman? Czy Adam Z. mógłby się czegoś obawiać, jeśli Ewa Tylman sama wpadłaby do rzeki Warty? Dlaczego podrzuciłby jej dowód osobisty na przystanek? - pytał.
Obrona chce uniewinnienia
Obrońca Adama Z. wniósł o uniewinnienie jego klienta. - Gdzie są dowody osobowe i rzeczowe na te czynności napisane w konkluzji aktu? Z czego to jest wzięte? Gdzie byli świadkowie, którzy by to wszystko potwierdzili? Gdzie dowody na okoliczność zamiaru oskarżonego, który musi motywować działanie, mieć intencje? Spekulacje nie mogą stanowić podstawy wyroku - przekonywał Ireneusz Adamczak.
Jak podkreślał adwokat, jego klient konsekwentnie nie przyznawał się przed sądem do popełnienia przestępstwa i odmawiał wyjaśnień, podkreślając, że do składania pierwszych wyjaśnień był zmuszany.
- Nie brał udziału w eksperymencie dobrowolnie, zmuszał go do tego świadek Arkadiusz K. [policjant - red.] - tłumaczył Adamczak.
Jak podkreślił, zeznania policjantów, którym rzekomo Adam Z. miał przyznać się do zabójstwa, należy ocenić wyjątkowo krytycznie. - Z tego przesłuchania została sporządzona tylko notatka. Notatka nie jest i nie może być dowodem. Podpisują ją tylko policjanci, a nie osoba, która zeznania miała złożyć. To relacja tylko jednej strony - mówił.
Przypomniał też, że nagrania z monitoringu nie uwieczniły szarpaniny, ani rzekomej ucieczki, ani śmierci 26-letniej Ewy Tylman. Tym samym nie ma dowodów na postawioną przez prokuraturę tezę.
- Oskarżony Adam Z. nie dopuścił się zarzuconego mu czynu. Oskarżony nie popełnił też przestępstwa nieudzielenia pomocy. I w tym przypadku brak dowodów na okoliczność taką, że Ewa Tylman znajdowała się w położeniu grożącym mogącemu nastąpić niebezpieczeństwu utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu, a oskarżony nie udzielił jej pomocy - uważa Adamczak.
Obrona wniosła o uniewinnienie jego klienta. - To, co stało się z Ewą Tylman okryte jest tajemnicą, której mroków nie da się na ten czas rozświetlić - zakończył Adamczak.
Sąd zdecydował, że ze względu na zawiłość sprawy, wyrok ogłosi 17 kwietnia.
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył w styczniu 2017 r. WSZYSTKO O ZNIKNIĘCIU I POSZUKIWANIACH EWY TYLMAN Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi do 25 lat więzienia lub dożywocie. Sąd uprzedził już strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu dla oskarżonego Adama Z. z zabójstwa o zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Jeśli dojdzie do takiej zmiany kwalifikacji czynu, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia. (http://www.tvn24.pl)
Autor: FC/ww/pm / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań