Tylko połowę z wezwanych świadków udało się przesłuchać podczas pierwszej w tym roku rozprawy w sprawie śmierci Ewy Tylman. Choć wciąż nie ma jednoznacznych dowodów na to, co stało się z dziewczyną nad brzegiem Warty, prokuratura nie ma wątpliwości - doszło do zabójstwa, a odpowiada za nie Adam Z.
Pierwsza w tym roku rozprawa w sprawie śmierci Ewy Tylman nie przyniosła przełomu. Sąd chciał przesłuchać 14 osób. Udało się tylko połowę. Pozostałe osoby nie stawiły się na rozprawie.
Zostali ostatni świadkowie
I choć na sali nie padły żadne przełomowe słowa, prokuratura nie zmienia zdania. Zdaniem śledczych, są dowody wskazujące na to, że nad Wartą doszło do zabójstwa. I odpowiada za nie kolega Ewy, Adam Z.
- Uważamy, że materiał zgromadzony przez prokuratora daje podstawy do tego, by skutecznie popierać akt oskarżenia. Nadal stoimy na stanowisku, że Adam Z. popełnił przestępstwo zabójstwa - mówiła Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Jak dodała, kończy się już lista osób, których przesłuchania domagał się prokurator. - Postępowanie sądowe zmierza już ku końcowi, natomiast nie jestem w stanie wskazać terminu, w którym się zakończy - powiedziała Mazur-Prus.
"Przyjedź po swoją laskę"
Podczas wtorkowej rozprawy najciekawsze były zeznania mężczyzny, do którego przypadkowo zadzwonił feralnej nocy Adam Z. Telefon odebrał około godziny 3. Adam Z. był przekonany, że dzwoni do chłopaka Ewy. Numer dostał od dziewczyny po tym, gdy jej komórka się rozładowała. Pomyliła jednak cyfry. Mężczyzna twierdził, że Adam Z. nie brzmiał jak osoba pijana. - Wydaje mi się, że ta osoba mówiła wyraźnie, to nie był żaden bełkot - mówił.
Jak tłumaczył, telefon wyrwał go ze snu, był mocno zaspany. - Usłyszałem, żebym przyjechał. Nie wiedziałem, o co chodzi. Zmieszany powiedziałem coś w stylu: - Gdzie? Po kogo? Usłyszałem: - Po Ewę, po twoją laskę, coś takiego. Może powiedziałem, że to pomyłka, tak mi się wydaje. Podczas tej krótkiej rozmowy, ona trwała kilkanaście sekund, usłyszałem, że mam przyjechać na ulicę Wierzbową. To był mężczyzna. Był zdecydowanie zdenerwowany. Mówił niespokojnie, podniesionym głosem (...) W momencie, w którym powiedziałem, że to chyba pomyłka, była krótka pauza, po czym ta osoba się rozłączyła.
Ulica Wierzbowa jest krótka i prostopadła do ulicy Mostowej, którą - według ustaleń śledczych - Adam i Ewa dotarli w okolice rzeki. Znajduje się tuż przed skwerem Łukasiewicza, gdzie według pierwszej wersji Z. Ewa miała mu się wyrywać i uciekać w stronę Warty.
Andrzej M. był już kolejnym świadkiem w tej sprawie, którego zeznania wskazują, że oskarżony nie był pijany, a jeśli był pod wpływem alkoholu, to nie na tyle, by nie kontrolować swojego zachowania. Na poprzedniej rozprawie pracownice stacji benzynowej, przy której Adama Z. zarejestrowały kamery monitoringu, także twierdziły, że mężczyzna był zdenerwowany i nie sprawiał wrażenia osoby pijanej. Jak wskazywały, "chodził nerwowo, ale nie zataczał się".
Adam Z., od początku procesu podkreśla, że w nocy, kiedy zginęła Tylman, był tak bardzo pijany, że "urwał mu się film", nic nie pamięta i nie wie, w jakich okolicznościach zginęła kobieta.
Ireneusz Adamczak, obrońca Adama Z., powiedział, że zeznania Andrzeja M. to "jego własna ocena, ale kłóci się ona z materiałem dowodowym w sprawie". - To było odczucie świadka, a świadek ma prawo tak czy inaczej postrzegać określoną osobę. Zebrany materiał wskazuje na coś odwrotnego, świadek mógł się mylić, ale ostateczna ocena należy do sądu - podkreślił.
"Adam i Ewa się przyjaźnili"
Z zeznań pozostałych świadków nie dowiedzieliśmy się w zasadzie niczego istotnego.
Kierowniczka drogerii opowiadała o rozmowach na Facebooku, jakie prowadziła z Adamem Z. po zaginięciu Ewy Tylman. - Adam z Ewą bardzo dobrze się dogadywali. Jak czegoś nie wiedział, to Ewa była zawsze pomocną ręką, wydaje mi się, że się przyjaźnili. (...) To ja zaczęłam pisać do Adama. Napisał, że boi się, że jej coś zrobił, ale to raczej odebrałam jako jego zdenerwowanie całą sytuacją. Nie codziennie ginie człowiek, to chyba odruch ludzki. A ja mu powiedziałam: przestań tak gadać, to nieprawda - mówiła.
Następnie sąd przesłuchał kierownika technicznego w hotelu Ibis, odpowiedzialnego za monitoring. - Ja w tej sprawie nie mam do powiedzenia w zasadzie nic - przyznał mężczyzna. Jego cała rola ograniczyła się do pokazania policji nagrań z hotelowych kamer.
Jeszcze mniej do powiedzenia miała koleżanka kobiety, która na przystanku tramwajowym przy poznańskim AWF-ie znalazła dowód osobisty Ewy Tylman: - Moja koleżanka znalazła dowód, przyniosła go do pracy. Dotykałam go, bo chciała go włożyć do koperty i wysłać na wskazany adres. To wszystko.
Adam Z. "był przejęty" czy nie?
Zeznania złożyła też koleżanka Adama Z. z Piły. - O zaginięciu dowiedziałam się dzień później od Adama, dzwonił do mnie dzień później wieczorem, nie odebrałam, ale skontaktowaliśmy się potem. Napisał, że mam sprawdzić, co wrzucił na Facebooka, to był artykuł o zaginięciu. Powiedział, że to on jest tym kolegą, który Ewę odprowadzał. Widziałam się z nim dopiero w sobotę, kiedy mu pozwolono przyjechać do Piły. Był zdezorientowany, mówił mało, był przejęty, mówił, że nie pamięta, że nie wie, co się stało. Jedyne fragmenty, jakie pamięta z całej drogi, to jakieś napisy na sklepach, na samochodach, jakieś logo, takie rzeczy - mówiła.
Innego zdania byli uczestnicy poszukiwań Ewy Tylman tuż po jej zaginięciu. - Nie mówił zbyt dużo, na mnie nie zrobił wrażenia osoby przejętej całą sytuacją. Owszem, był zdenerwowany, ale odniosłam wrażenie, że nie był przejęty tym, że jako ostatnia osoba widział Ewę, a Ewy nagle nie ma - zeznawała koleżanka Ewy.
Adama spotkała tylko raz, przy moście św. Rocha, powtarzał zdenerwowany, że nic nie pamięta. - Mówił, że szli z Ewą i w pewnym momencie albo upadli, albo ktoś go uderzył w głowę. Mówił, że boli go z tyłu głowa, na każde pytanie, jakie mu zadawaliśmy, odpowiadał "nie pamiętam" - tłumaczyła.
Podobne wrażenia miał kolega chłopaka Ewy. - Adam Z. mówił, że pamięta niewiele albo nic. Że szli w stronę mostu, że ma przebłyski, ale nie pamięta, co się stało (...). Wydawał się zagubiony i przestraszony. Ciężko mi określić, czy był przejęty sprawą - zeznał.
"Nie ma żadnego ruchu do przodu"
Andrzej Tylman, ojciec Ewy, czuje się rozczarowany przebiegiem procesu.
- Minął już rok, a ja nadal nic nie wiem. Wszyscy jeździmy, widzimy, co się dzieje, tyle już świadków zostało przesłuchanych, a w tej sprawie nie ma żadnego ruchu do przodu. Oskarżony siedzi sobie i nic nie mówi, a on przecież wszystko wie - mówił.
Rodzice Adama Z. odmówili zeznań
Kolejna rozprawa odbędzie się 7 lutego. Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, chce, by odtworzono wtedy dwugodzinną kompilację nagrań z kamer monitoringu pokazujących drogę Ewy i Adama. Prosił też sąd o obecność policjantów, którzy mieliby tłumaczyć, z jakich kamer są nagrania, co na nich widać.
Sąd zamierza przesłuchać wtedy pięciu z siedmiu świadków, których wzywano na wtorkową rozprawę. Nie będzie wśród nich rodziców Adama Z. Oboje skorzystali z prawa do odmowy składania zeznań. Wcześniej adwokat oskarżonego podkreślał, że oboje mają problemy zdrowotne.
Rozprawa po rozprawie
Proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman ruszył w styczniu 2017 r. Od tego czasu odbyło się dwanaście rozpraw. Twardych dowodów na zabójstwo jak nie było, tak nie ma.
Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Sąd uprzedził już strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu dla oskarżonego Adama Z. z zabójstwa o zamiarze ewentualnym na nieudzielenie pomocy. Jeśli dojdzie do takiej zmiany kwalifikacji czynu, groziłyby mu maksymalnie trzy lata więzienia.
Zobacz, co działo się na wcześniejszych rozprawach:
1) Adam Z. odmówił składania wyjaśnień, w związku z czym sędzia odczytała protokoły zeznań mężczyzny, których oskarżony w części nie potwierdził. - Ja nie popchnąłem Ewy Tylman do wody, nie wrzuciłem jej tam, nie szarpałem. Nie zgwałciłem jej (...). Nie zabiłem jej - powtarzał Adam Z. Odtworzono także eksperymenty procesowe.
2) Zeznawała siostra Adama Z. oraz trójka policjantów, którym Adam Z. miał przyznać się do zabójstwa. Z ich relacji wynikało, że Ewa Tylman stała przy barierkach, a Adam Z. niechcący spowodował, że spadła ze skarpy. Nieprzytomną dziewczynę przeciągnął potem brzegiem i wrzucił do rzeki.
3) Zeznawali partnerzy Ewy Tylman i Adama Z. (deklaruje, że jest gejem) oraz współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego. Zeznania Dominika M., partnera Adama, zostały utajnione. Najważniejszym momentem rozprawy niewątpliwie była informacja sądu, że rozważy możliwość zmiany kwalifikacji czynu.
4) Przesłuchano szwagra Adama Z. i jego trzy siostry, a także brata Ewy Tylman. Siostrom mówił, że nie pamięta drogi do domu i tego, co wydarzyło się nad rzeką, oraz skarżył się na policjantów, którzy mieli wymuszać na nim zeznania i szydzić z jego orientacji seksualnej.
5) Sąd przesłuchał uczestników imprezy, którzy opowiadali o "ostrym piciu" podczas tamtej nocy. W trakcie rozprawy sędzia musiała uspokajać Andrzeja Tylmana, ojca Ewy. Jego zdaniem mężczyzna oskarżony o zabicie jego córki, śmiał się na sali.
6) Zeznania składali "koledzy spod celi" Adama Z. Homoseksualista, skazany za zabójstwo swojego byłego partnera, twierdził, że Adam Z. przyznał mu się w celi do zabójstwa Ewy Tylman. Oskarżony temu zaprzeczył i przekonywał, że Kacper Ch. kłamie, bo "dał mu kosza". Drugi z osadzonych przesłuchany był za zamkniętymi drzwiami. Sąd przesłuchał także ojca dziewczyny oraz jej brata.
7) Przesłuchiwany był m.in. Krzysztof Rutkowski. Były detektyw włączył się w akcję poszukiwania Ewy Tylman trzy dni po jej zaginięciu. Jak się okazało, w pewnym momencie podejrzewał nawet brata Ewy Tylman o udział w sprawie. - Jego (Rutkowskiego) zatrudnienie to był nasz największy błąd - podsumował po rozprawie Piotr Tylman.
8) Przesłuchano pięciu świadków. Najważniejsza informacja to podważenie zeznań Pawła P., który twierdził, że Adam Z. przyznał mu się na spacerze w areszcie do zabójstwa
9) Zeznawał m.in. świadek, który w maju napisał do prokuratury, że widział nad Wartą dwie kłócące się osoby. Przyjechał do sądu konwojem, prosto z aresztu śledczego w Śremie. Jak mówił, trafił tam za przywłaszczenie. Przed sądem zasłaniał się niepamięcią i mieszał wersje zdarzeń. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego zeznania trudno uznać za wiarygodne.
10) Sąd przesłuchał siedmiu świadków. Wśród nich znaleźli się współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego, mężczyzna, który szedł za Adamem Z. i Ewą Tylman oraz właściciele i pracownicy lokali, w których wcześniej para się bawiła. Po rozprawie ojciec Ewy Tylman tłumaczył, że w aktach sprawy nie ma monitoringu, na którym mieli być widoczni Adam i Ewa. Według niego, para miała znajdować się w innym miejscu, niż wynika to z ustaleń śledczych. Zarzut ten oddala prokuratura.
11) Przesłuchano m.in. pracownice stacji paliw, na której był Adam Z., i mężczyznę, którego feralnej nocy w pobliżu mostu św. Rocha nagrały kamery monitoringu, jak nawraca dostawczakiem przy moście św. Rocha. Zeznawał też mężczyzna, który widział upadających Adama i Ewę na ulicy Wrocławskiej i pytał ich, czy w czymś może im pomóc. - Żona powiedziała mi 11 grudnia, że szuka mnie cała Polska. Rozpoznałem się na nagraniach monitoringu - zeznawał.
Autor: FC, ww/gp / Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań