Lubuskie kuratorium prowadzi kontrolę w jednej ze szkół podstawowych nieopodal Świebodzina. Uczniowie przynieśli znaleziony w pobliżu niewybuch, po czym - według rodziców - mieli zostać poinstruowani przez dyrektorkę, żeby wynieść granat na zewnątrz. To wbrew procedurom, według których szkołę należało ewakuować.
W poniedziałek w jednej ze szkół w powiecie świebodzińskim pojawił się wizytator z lubuskiego kuratorium oświaty. Kontrola ma związek z wydarzeniem z 17 maja, kiedy to grupka uczniów znalazła niedaleko szkoły granat moździerzowy. Nie wiedziały co to jest, więc przynieśli przedmiot do szkoły, aby pokazać nauczycielce historii. W pokoju nauczycielskim szybko zorientowano się z czym mają do czynienia i tu pojawiają się dwie odmienne wersje dalszych wydarzeń.
Niewybuch wyniosły dzieci?
Rodzice dzieci, w anonimowym piśmie do lokalnego tygodnika "Dzień za Dniem", który jako pierwszy opisał sprawę, zarzucają dyrektorce, że zachowała się nieodpowiedzialnie i naraziła dzieci, a także personel szkoły na niebezpieczeństwo. Matka dziecka uczącego się w tej szkole szkole napisała o sprawie także do nas, na Kontakt 24. Oto treść wiadomości:
„Pewnego dnia trzech uczniów znalazło niedaleko szkoły materiał wybuchowy przynieśli go do szkoły a Pani Dyrektor kazała tym dzieciom wynieść to na zewnątrz szkoły. Jednocześnie narażając uczniów całej placówki i cały personel na niebezpieczeństwo. Później zeznała, że "ową bombę" sama wyniosła i zrobiła z siebie bohaterkę. Sprawą zajęły się miejscowe media, dziś [w poniedziałek - red.] też było Kuratorium z wizytacją w szkole."
Nie jest to odosobniona opinia. Na profilu portalu "Dzień za Dniem" na portalu społecznościowym, pojawiły się komentarze potwierdzające tę wersję.
- Z tego co mi wiadomo, szanowna pani dyrektor kazała wynieść pocisk ze szkoły uczniom. którzy go przynieśli, nie zważając na ich bezpieczeństwo - pisze jedna z kobiet.
- Bohaterem jest nasz kolega, bo to on wyniósł niewypał - dodaje młoda dziewczyna, prawdopodobnie uczennica szkoły.
Nikt jednak nie chce oficjalnie się wypowiadać. Żaden z rodziców nie zgłosił też sprawy policji.
"Przedmiot zabezpieczony przez pracownika szkoły"
Z wersją przedstawioną powyżej nie zgadza się dyrektorka placówki. Jak tłumaczyła na łamach tygodnika "Dzień za Dniem", po zorientowaniu się, że może to być niewybuch, umieściła go w odpowiedniej odległości i od razu zawiadomiła policję. Patrol zarządził przejście uczniów i pracowników szkoły do innej części budynku. Chwilę później saperzy zabezpieczyli niewybuch.
- Przedmiot na teren szkoły został przyniesiony przez dzieci. Natomiast, jeżeli chodzi o to, w jaki sposób znalazł się poza terenem, to z tych informacji, które pozyskali policjanci, wynika, że został zabezpieczony przez osobę pełnoletnią, pracownika szkoły - potwierdza wersję dyrekcji Łukasz Szymański, oficer prasowy świebodzińskiej policji.
Według zaleceń saperów, granat należało zostawić w budynku i ewakuować wszystkich ze środka.
Zmienna wersja
Mając na uwadze to, że policyjne informacje bazowały na zeznaniach dyrektorki, po szerszym zasięgnięciu języka, tygodnik postanowił raz jeszcze zapytać ją o dokładny przebieg zdarzeń.
- Nie było polecenia wyniesienia, a słowa "będzie trzeba to zabezpieczyć". Dziecko niepełnosprawne intelektualnie odwróciło się na pięcie i wyszło z pokoju nauczycielskiego. Nikt nie zatrzymał tego dziecka, bo wszyscy się bali. Dziecko jest impulsywne i potrafi rzucać różnymi przedmiotami - wyjaśniała.
Kilka dni później ostateczna wersja brzmiała następująco: - Dziecko nie posłuchało i wyniosło. Zaczęłam wykonywać telefon na policję. Bałam się go zatrzymać, gdyż bałam się jego reakcji. Nie pytano mnie wcześniej o przebieg sytuacji, ale kto zabezpieczył niewybuch - mówiła tygodnikowi.
Ekipa TVN24 pojechała na miejsce, aby usłyszeć relację dyrektorki, ale nie chciała ona komentować sprawy.
Kto ma rację? Nie wiadomo. To ma może wyjaśni kuratorium.
Policja nie bada, przynajmniej na razie, tej sprawy.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Poznań/Dzień za Dniem
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań