Pogorszył się stan dwulatka, który razem z matką i starszą siostrą został ranny w wyniku wybuchu paczki w domu jednorodzinnym w Siecieborzycach (woj. lubuskie). Dziecko po zabiegu usunięcia odłamków zaczęło mieć trudności z oddychaniem. Cała trójka jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Jak przekazała nam rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz, eksplozja była tak silna, że wyrwała z futryny drzwi i wybiła okna.
Do wybuchu pakunku nieznanego pochodzenia doszło w poniedziałek po godzinie 7 rano w jednym z domów jednorodzinnych w miejscowości Siecieborzyce (woj. lubuskie). W wyniku eksplozji ranne zostały trzy osoby, w tym dwoje dzieci w wieku dwóch i siedmiu lat. W najcięższym stanie jest ich 31-letnia matka. Po ośmiogodzinnej operacji pozostaje w śpiączce i walczy o życie.
Jak poinformowała nas we wtorek rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz, pogorszył się stan zdrowia młodszego z dzieci. - Z informacji, które posiadam, wynika, że po zabiegu usunięcia odłamków chłopiec miał trudności z oddychaniem i trafił na oddział intensywnej terapii. Na OIOM-ie przebywa również siedmiolatka i matka obojga dzieci. Wszyscy poszkodowani są w stanie śpiączki farmakologicznej.
Wybuch w Siecieborzycach. Poszkodowani czekają na kolejne zabiegi
31-latka przeszła ośmiogodzinną operację. W przypadku siedmiolatki lekarze przeprowadzili ciężką operację przedramienia. Dziewczynka, podobnie jak jej matka, ma przejść jeszcze między innymi zabieg okulistyczny. Nie wiadomo jednak, czy wzrok poszkodowanych uda się uratować. 31-letnia kobieta na skutek wybuchu straciła obie dłonie, a w jej ciało wbiło się wiele metalowych odłamków.
Prokuratura: eksplozja zniszczyła drzwi i okna
Jak dotąd nie wiadomo, jaki materiał wybuchowy znajdował się w paczce oraz kto ją przyniósł i po co.
Z ustaleń śledczych wynika, że paczkę z ładunkiem wybuchowym wniósł do środka jeden z lokatorów, wcześniej najprawdopodobniej leżała przed drzwiami. Do eksplozji doszło podczas otwierania pakunku.
Jak przekazała nam we wtorek prokurator Antonowicz, wybuch był tak silny, że wyrwał z futryny drzwi oraz wybił okna.
W momencie wybuchu w budynku znajdowali się również rodzice 31-latki, nie odnieśli oni obrażeń. Do szpitala trafiła jednak - w związku z traumą związaną z wydarzeniem - babcia poszkodowanych dzieci. Przebywa ona pod opieką lekarza i psychologa w klinicznym oddziale kardiologii.
Prokuratura: to było celowe działanie
Śledztwo nadzorowała od początku Prokuratura Rejonowa w Żaganiu. We wtorek prokurator Antonowicz poinformowała jednak, że z uwagi na charakter przestępstwa - usiłowanie zabójstwa wielu osób - ma one zostać przekazane do realizacji Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze. Zaznaczyła, że na razie nie ma jeszcze formalnej decyzji w tej sprawie.
W poniedziałek na miejscu od rana trwały oględziny i inne czynności procesowe, m.in. z udziałem techników kryminalistyki, policyjnych pirotechników oraz prokuratora. - Na razie nie wiemy, jakie materiały wybuchowe były w paczce i kto mógł ją podrzucić oraz dlaczego to zrobił. Pewne jest, że było to celowe działanie, dlatego też czynności prowadzone są już pod kątem usiłowania zabójstwa pokrzywdzonych - powiedziała Antonowicz.
We wtorek rzeczniczka prokuratury zaznaczyła, że w sprawie "trwają intensywne czynności procesowe, mające na celu ustalenie sprawcy podłożenia ładunku oraz motywu jego działania".
- Na razie nie wiemy, jaki dokładnie rodzaj materiału wybuchowego znajdował się w paczce oraz jaki był mechanizm jego aktywacji. Czekamy na wydanie opinii przez biegłych w tych kwestiach (...). Osobie bądź osobom odpowiedzialnym za tę tragedię grozi dożywocie - zaznaczyła rzeczniczka. Dodała, że "stan zdrowia pokrzywdzonych wyklucza obecnie możliwość ich przesłuchania". - Mamy pewne ustalenia, ale na razie jest za wcześnie, by o tym informować. W sprawie nikt nie ma jeszcze przedstawionych zarzutów - poinformowała Antonowicz.
Zdaniem Dariusza Nowaka, byłego policjanta i rzecznika prasowego Komendanta Głównego Policji, to nie był przypadek. - Tacy ludzie zazwyczaj działają z premedytacją, tu widać, że chodziło o zabicie rodziny. Motywy są różne, bywają to porachunki gangsterskie, rodzinne niesnaski bądź chęć zrobienia wokół siebie szumu - powiedział dla TVN24.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24