Poznański sąd ogłosił wyrok w sprawie wypadku karetki, w którą w kwietniu 2019 roku na przejeździe kolejowym uderzył pociąg. Kierowca za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym został skazany na cztery lata pozbawienia wolności.
Do tragicznego wypadku na przejeździe kolejowym w podpoznańskim Puszczykowie doszło 3 kwietnia 2019 r. W karetkę pogotowia, która stała na torach między opuszczonymi rogatkami, uderzył pociąg. Zginęli 30-letni lekarz i 42-letni ratownik medyczny.
Śledztwo w sprawie wypadku karetki w Puszczykowie zakończyło się pod koniec września 2019 roku. I wtedy do sądu trafił akt oskarżenia. Proces ruszył w październiku ubiegłego roku.
Prokuratura oskarżyła kierowcę karetki Sebastiana S. o nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której śmierć poniosły dwie osoby. Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Kierowca prosił "o sprawiedliwy wyrok"
Podczas mów końcowych prokuratura wniosła o wymierzenie oskarżonemu kary czterech lat pozbawienia wolności oraz nałożenie na niego przez sąd zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres sześciu lat oraz o zasądzenie nawiązek na rzecz obu oskarżycielek posiłkowych po 50 tys. zł dla każdej z nich. Pełnomocnicy oskarżycielek posiłkowych wnosili z kolei o najwyższy wymiar kary, czyli osiem lat pozbawienia wolności, oraz o nałożenie na oskarżonego wieloletniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Obrońca oskarżonego podkreślał z kolei, że Sebastian S. codziennie od momentu wypadku przeżywa tę tragedię. Wniósł o sprawiedliwy wyrok. O to samo w ostatnim słowie prosił sąd S.
We wtorek poznański sąd za spowodowanie wypadku skazał S. na karę czterech lat pozbawienia wolności. Do tego orzekł sześcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. Kierowca karetki musi także zapłacić nawiązki po 50 tysięcy złotych na rzecz oskarżycielek posiłkowych.
- Nie ma przesłanek, że oskarżony godził się i wiedział o tym, iż dojdzie do katastrofy lądowej. Usiłował ustawić się tak, by zderzenia uniknąć - mówił sędzia Paweł Spaleniak.
Jak dodał, oskarżony nie wchodził do tej pory w konflikt z prawem i nie popełnił tego przestępstwa w sposób umyślny. - Kara będzie adekwatna do popełnionego czynu i jego następstw - podkreślił.
Wyrok nie jest prawomocny. Wobec oskarżonego nie zastosowano aresztu.
"Myślałem, że się zmieści"
Do wypadku doszło 3 kwietnia 2019 roku przed godziną 16 na przejeździe kolejowym na ulicy Wczasowej w Puszczykowie.
Jednym ze świadków wypadku był pan Marcin. - Stałem jako czwarty w kolejce do przejazdu. Karetka wjechała na przejazd. Jedna z rogatek opuściła się, chwilę później druga, karetka utknęła. Jak kierowca się zorientował, że nie wyjedzie, zaczął manewrować i ustawiać się równolegle do rogatek. Ja myślałem, że się zmieści, że pociąg przejedzie, ale niestety - relacjonował pan Marcin, który zdjęcia z wypadku wysłał na Kontakt24. - Pociąg uderzył w karetkę z całą prędkością. Ludzie wyszli z samochodów, to był ogromny huk. Karetka była zmiażdżona - dodał.
Maszynista - jak zeznawał w sądzie - nie miał czasu na reakcję. - Zauważyłem tę karetkę może 3, 4 sekundy przed uderzeniem. Zacząłem hamować, dałem sygnał dźwiękowy i nastąpiło uderzenie. Na skutek wypadku lokomotywa się wykoleiła - mówił Hubert S.
Karetka jechała po pacjenta, którego życie było bezpośrednio zagrożone. Mieli go przewieźć ze szpitala w Puszczykowie do jednego ze szpitali w Poznaniu. Nie zdążyli go odebrać.
Nagranie jednym z dowodów
Jak ustaliła później prokuratura, od chwili wjazdu karetki na przejazd aż do momentu zderzenia minęło około 40 sekund.
Jednym z dowodów w sprawie było nagranie z kamery monitoringu. Widać na nim, jak karetka wjeżdża na torowisko w czasie zamykania szlabanów. Kierowca karetki próbował ustawić karetkę równolegle, mimo to część pojazdu znalazła się na torach. Kierowca nie zdążył już zrobić nic więcej. Pociąg zmiótł karetkę z torów.
To, co widać na filmie, potwierdził raport kolejowej komisji badającej wypadki.
Po wypadku kierowca karetki z poważnymi obrażeniami trafił do szpitala. Tam przeszedł operację, przez kilka dni był w stanie śpiączki farmakologicznej. Wybudzono go z niej 9 kwietnia, pięć dni po wypadku. Szpital opuścił po ponad trzech tygodniach.
W sądzie kierowca tłumaczył, dlaczego nie zdecydował się na sforsowanie szlabanu. Jak mówił, nie wiedział, że rogatki się łamią. Twierdził, że dowiedział się o tym pół roku po wypadku.
Przeprosił rodziny lekarza i ratownika, którzy wtedy zginęli. - Wiem, że to niewiele zmieni w sprawie, ale, jeszcze raz, z tego miejsca, chciałbym przeprosić rodziny ofiar tego wypadku, które najbardziej dotknęła ta tragedia. To była tragedia także dla mnie, bo też wspominam to cały czas, myślę o tym codziennie praktycznie - mówił.
Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24/Fakty TVN/osp.pl