- Nie przekazuje znaku pokoju - mówią jedni. - Zapomina o pogrzebach - mówią drudzy. - Poniża nas i traktuje jak motłoch - dodają inni. Mieszkańcy Przedcza (woj. wielkopolskie) codziennie gromadzą się, żeby zmusić proboszcza do opuszczenia plebanii. Kuria zapewnia, że konflikt niedługo zostanie rozwiązany.
Na wąskim chodniku przy ulicy Kilińskiego tłum się nie mieści, część zgromadzonych schodzi na jezdnię. - Jak będziecie na drodze, to dojdzie do nieszczęścia - zwraca uwagę kobieta, która chce wprowadzić trochę porządku. Miejscowi szybko się organizują i tłum zmienia się w długiego na kilkadziesiąt metrów węża. Na chodniku stoją już wszyscy, nieliczne w tym miejscu auta mogą swobodnie przejechać.
- Mamy doświadczenie, przychodzimy tu od tygodnia. Dzień w dzień - opowiada Hanna Wiśniewska, mieszkanka Przedcza.
Przedecz to miasteczko w województwie wielkopolskim, niedaleko Kłodawy, która znana jest z kopalni soli. Proboszczem w przedeckiej parafii jest duchowny, który ostatnie lata pełnił posługę na Białorusi. Po powrocie do kraju, we wrześniu 2021 roku, został proboszczem. To z jego powodu mieszkańcy gromadzą się na Kilińskiego - pomiędzy kościołem, plebanią i budynkiem kancelarii.
- Chcemy, żeby sobie poszedł, i to jak najszybciej - mówi Czesława Kacprzak, inna parafianka. Przekonuje, że ma dość "fałszu, zawiści i obłudy" proboszcza i dodaje, że miejscowi "proboszczowi już dziękują". Kiedy to mówi, inni zgromadzeni potakująco kiwają głowami, po kilku sekundach rozlegają się oklaski.
Obecni nie mają transparentów, nie skandują żadnych haseł. Po prostu stoją. To ma być jednoznaczny sygnał dla księdza - wierni czekają, aż opuści Przedecz.
Lista skarg
Czym proboszcz tak bardzo podpadł miejscowym? Z księdzem nie udało nam się porozmawiać, przedstawiciele parafii odesłali nas do kurii. Milczeć zdecydował się też organista, który poprosił jedynie, "żeby zrozumieć jego sytuację". Dlatego opierać musimy się na relacjach samych mieszkańców. A ci opowiadają, że proboszcz czuł się "panem i władcą" parafii i próbował zarządzać nią jak despota. A to się bardzo nie spodobało.
- Zaczęło się od tego, że popsuł się agregat w chłodni przy kościele. Od lat wykorzystywaliśmy ją do pochówków. Proboszcz stwierdził, że za naprawę powinien zapłacić okoliczny zakład pogrzebowy - opowiada Jarosław Kacprzak, który przez dwadzieścia sześć lat był kościelnym w parafii. Zrezygnował w tym roku, chociaż twierdzi, że nie ma to związku z działalnością nowego proboszcza (przysłuchujący się rozmowie inni parafianie dają jednak do zrozumienia, że jest inaczej).
- Ksiądz nawet nie powiedział, że zamknie nam chłodnię. Po prostu kazał zmienić zamki. Doszło do takiej sytuacji, że musieliśmy ciało zmarłego wieźć do sąsiedniej parafii. A przecież tutejsza chłodnia powstała za pieniądze parafian - relacjonuje obecna na proteście Anna Krawiecka, właścicielka zakładu pogrzebowego.
Po sporze o chłodnię - jak mówią miejscowi - było tylko gorzej. Na jednym z pogrzebów proboszcz się nie pojawił, bo - z sobie tylko wiadomego powodu - wyjechał z Przedcza. - Żałobnicy czekali w kościele, wikary nic nie wiedział o mszy żałobnej. Trzeba go było sprowadzać w ostatniej chwili - relacjonuje Hanna Wiśniewska.
Inni parafianie żalili się, że ksiądz "obgadywał" mieszkańców podczas kolędowania. - Starał się nas skłócić, dowiedzieć się pikantnych szczegółów. Nie wiedział, że my tu ze sobą rozmawiamy i jego knowania wyjdą na światło dzienne. Tak nie zachowuje się pasterz - podkreśla jeden z protestujących mężczyzn.
- Rodziców straszył, że nie dopuści dzieci do komunii. Dlaczego? Bo ktoś mu doniósł, że na grupie na Messengerze pojawiały się nieprzychylne mu komentarze - dodaje jedna z parafianek.
W Przedczu na proboszcza spadła też krytyka po tym, jak wymówił umowę najmu przestrzeni w budynku należącym do parafii, gdzie niedługo potem urządził kancelarię (wcześniej działała ona w budynku plebanii).
- Przestrzeń wynajmował kardiolog, który prowadził tam gabinet. Musiał stąd się wynieść, bo nie spodobał się księdzu. Może dlatego, że proboszcz chciał mieć całą plebanię dla siebie - relacjonuje Anna Rogowska, parafianka.
Sprawa dla biskupa
Na początku lutego parafianie zdecydowali, że księdza trzeba pożegnać. Wysłali do biskupa Krzysztofa Wętkowskiego prośbę o interwencję. Wskazywali, że w kościele maleje frekwencja na mszach, a miejscowi szybko odwracają się od wiary. Podniesiono, że z pomocy rezygnują kolejni ministranci, a ksiądz ciągle otwiera kolejne fronty konfliktu - zaznaczono między innymi, że duchowny w 2022 roku pokłócił się z członkami Straży Grobu Pańskiego, którzy też w końcu zrezygnowali ze swojej roli.
Równocześnie parafianie zaczęli zbierać podpisy w sprawie usunięcie księdza ze stanowiska proboszcza. Ostatecznie zebrano około tysiąca wpisów. Cała parafia liczy nieco ponad 3,5 tysiąca wiernych.
Niedługo potem przedstawiciele kurii przekazali wiernym w Przedczu, że niechciany proboszcz zakończy pracę z końcem marca. Potem jednak zdanie zmieniono, co wyjątkowo nie spodobało się miejscowym. Tym bardziej, że ksiądz też - jak twierdzą - nie zamierzał dawać za wygraną.
- Przestał nam na mszy przekazywać znak pokoju. Co to jest za msza? Co to są za relacje? - pyta jeden z obecnych na proteście przedczan.
Ksiądz Artur Niemira, rzecznik włocławskiej kurii, nie chce omawiać szczegółów konfliktu proboszcza z wiernymi.
- O sprawie zostaliśmy poinformowani, biskup podjął już odpowiednie kroki. Dla nas sprawa jest zamknięta - przekazuje ks. Niemira, który zaznacza, że na miejsce obecnego proboszcza w lipcu przybędzie kolejny.
Rzecznik podkreśla, że - jego zdaniem - nie ma potrzeby roztrząsania problemu, skoro w najbliższym czasie w Przedczu będzie inny duchowny. Jednocześnie ks. Niemira zaznacza, że nie chce wskazywać, komu rację w sporze przyznaje diecezja - biskupowi czy wiernym.
- Nie widzę takiej potrzeby. Mam wrażenie, że nie przyniesie to niczego dobrego - ucina rzecznik.
"Odwrotność Plebanii"
W nieoficjalnych rozmowach z przedstawicielami kurii przekazują oni, że bliżej jest im do stanowiska niechcianego księdza proboszcza. Dlaczego? Opowiada nam to jeden z księży, który prosi o anonimowość:
- Kojarzy pan serial "Plebania"? Tam okolicą trząsł ksiądz i wójt. Tutaj jest inaczej, miejscowi trzęsą księdzem, bo ośmielił się naruszyć interesy miejscowych przedsiębiorców - przekazuje nasz rozmówca z włocławskiej kurii. Kiedy pytamy, czy chodziło o kwestie związane z domem pogrzebowym i kwestią chłodni, duchowny potwierdza, ale zaznacza, że "to tylko jeden z powodów".
- To nie jest tak, że kuria po złości nie zmieniła proboszcza w Przedczu. Po prostu duchowni nie spieszą się do pracy w społeczeństwie, które potrafi konsekwentnie atakować kogoś tylko dlatego, że nie przestrzegał obowiązujących tam zasad - słyszymy.
Kiedy pytamy o listę niezadowolonych z posługi proboszcza wiernych podpisanych pod wnioskiem o jego usunięcie, słyszymy, że faktycznie podpisów było około tysiąca. - Tyle, że pojawiały się wątpliwości, w jaki sposób podpisy były zbierane - przekazuje przedstawiciel kurii. Nie chce jednak tej kwestii rozwinąć.
Zarzuty podnoszone przez naszego anonimowego rozmówcę są dla parafian - jak mówią - "kompletnie niezrozumiałe".
- Przecież to my, parafianie, wnosiliśmy o konfrontację z proboszczem przed biskupem. Chcieliśmy, żeby raz na zawsze rozstrzygnąć, kto ma rację. Zależało nam na tym, żeby pokazać biskupowi, że ksiądz szuka konfliktu - opowiada Hanna Wiśniewska, mieszkanka Przedcza.
Twierdzi też, że zarzuty o tym, że protest jest obroną czyichś prywatnych interesów, są niesprawiedliwe.
- Gdyby tak było, parafianie nie zbieraliby się spontanicznie każdego dnia - podkreśla rozmówczyni tvn24.pl.
Na koniec zaznacza, że stanowisko kurii jest dla niej nie pierwszą przykrością ze strony kurii.
- Zapytałam przy ostatniej rozmowie z kapelanem z kurii, jak mam funkcjonować jako wierna, skoro proboszcz zachowuje się tak, jak zachowuje. W odpowiedzi usłyszałam, że dla mojego bezpieczeństwa wiary mam zmienić kościół na dwa miesiące, dopóki nie pojawi się inny proboszcz - kończy Hanna Wiśniewska.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24