Pracownik firmy pogrzebowej otworzył worek z ciałem wyłowionej po ośmiu miesiącach z Warty Ewy Tylman, a potem zrobił sobie selfie. Ojciec dziewczyny domagał się od firmy pogrzebowej i jej podwykonawcy 100 tysięcy złotych za zbezczeszczenie zwłok. Sąd wydał prawomocny wyrok w tej sprawie.
Ewa Tylman zaginęła w Poznaniu w listopadzie 2015 roku. Jej ciało odnaleziono po ośmiu miesiącach, w lipcu 2016 roku. Zwłoki kobiety wyłowiono z Warty. Do Zakładu Medycyny Sądowej (ZMS) w Poznaniu przewozili je dwaj pracownicy firmy transportującej zwłoki. W zakładzie jeden z mężczyzn otworzył worek z ciałem, a następnie obaj zaczęli je fotografować - jeden z nich miał też zrobić sobie z ciałem tzw. selfie. Zachowanie obu pracowników zarejestrował monitoring w ZMS.
Najpierw grzywna, potem odszkodowanie
Przeciwko 26-letniemu Robertowi K. i 51-letniemu Mariuszowi P. toczył się proces karny. Początkowo Robert K. nie przyznawał się do zarzucanego mu czynu i odmawiał składania wyjaśnień. Mariusz P. nie zaprzeczał, że coś takiego miało miejsce. Wyraził żal i złożył wyjaśnienia. W sądzie obaj przyznali się do winy. Mariusz P. tłumaczył, że zdjęcia robili dlatego, że od ciała Ewy Tylman oderwała się stopa. - Robiłem to przede wszystkim w celach dokumentacyjnych. Ciało było w takim stanie, że ta odpadnięta stopa nie była winą z naszej strony - wyjaśniał.
Ojciec Ewy Tylman wytoczył także cywilny proces firmie pogrzebowej i jej dwóm podwykonawcom, którzy byli formalnymi pracodawcami skazanych mężczyzn. W pozwie Andrzej Tylman domagał się 100 tys. zł zadośćuczynienia za znieważenie ciała jego córki i naruszenie prawa do spokojnego przeżycia żałoby.
Wcześniejsza próba uzgodnienia kompromisu z firmą pogrzebową zakończyła się fiaskiem.
Prezes firmy Universum uważał, że żądania rodziny są nieuzasadnione. - Poczekamy na rozstrzygnięcie sądu, nie poczuwamy się do winy. Ta rozprawa traktowana jest przez nas jako próba wyciągnięcia pieniędzy. Odpowiedzialność ponosi ten, kto dopuścił się czynu karalnego. Dlaczego mamy ponosić odpowiedzialność za czyjąś głupotę? Czy Poczta Polska ma odpowiadać za listonosza, który okrada staruszki - pytał Piotr Szlingiert.
W marcu zeszłego roku Sąd Okręgowy w Poznaniu orzekł na rzecz Andrzeja Tylmana 30 tys. złotych zadośćuczynienia wraz z odsetkami. Zadośćuczynienie miała zapłacić zarówno firma pogrzebowa, jak i jeden z podwykonawców - Bartosz S. Wydając wyrok, sąd umorzył równocześnie postępowanie wobec drugiego z pozwanych podwykonawców.
Apelację od tego wyroku złożyli oskarżeni i ojciec kobiety.
Sąd zmienił wyrok
W czwartek Sąd Apelacyjny wydał prawomocny wyrok w tej sprawie, utrzymując zasądzoną kwotę 30 tys. zł zadośćuczynienia. Sąd wskazał jednocześnie, że zadośćuczynienie wypłacić musi jedynie Bartosz S. - właściciel firmy podwykonawczej (przewożącej zwłoki), którą wynajęła spółdzielnia Universum. Sędzia Jacek Nowicki podkreślił w uzasadnieniu, że "nie budzi wątpliwości, że zostało naruszone dobro osobiste Andrzeja Tylmana poprzez bezprawne zakłócenie czci i kultu zmarłej tragicznie córki".
Jak podkreślił, kluczowe w sprawie jest to, że pozwanymi nie są sprawcy, ale ich zwierzchnicy. - Zasadniczy spór polegał na tym, czy spółdzielnia Universum była zwierzchnikiem sprawców szkody, krzywdy, jakiej doznał powód. Nie budzi bowiem wątpliwości, że byli oni podwładnymi Bartosza S. - mówił sędzia Nowicki.
Wskazał, że Sąd Okręgowy w Poznaniu przyjął konstrukcję tzw. podwójnego zwierzchnictwa, uznając, że sprawcy znieważenia zwłok podlegali zarówno spółdzielni Universum, jak i firmie Bartosza S. Sąd apelacyjny jednak uznał, że przepisy nie upoważniają do takiego stwierdzenia. - W danym momencie sprawca działania, podwładny, może mieć tylko jednego zwierzchnika, który odpowiada za szkodliwe skutki jego działania – zaznaczył. Odnosząc się do zasądzonej kwoty zadośćuczynienia, sędzia wskazał, że jest ona kwotą odpowiednią. Jak przypomniał, sąd drugiej instancji może ją zmienić jedynie, gdy zasądzona kwota jest rażąco zaniżona lub zawyżona.
- Szacując wysokość zadośćuczynienia, należy wyraźnie oddzielić krzywdę związaną z zaginięciem, śmiercią córki, od krzywdy polegającej na znieważeniu jej zwłok – zresztą te wątki nieustannie się przeplatają w tej sprawie. Zdjęcia, które zrobili sprawcy, nigdy nie ujrzały światła dziennego, nie były opublikowane w mediach. W ocenie sądu apelacyjnego nie ma realnej obawy, że dojdzie do ich opublikowania; po pierwsze dlatego, że zostały one zabezpieczone przez policję, po drugie jest mało prawdopodobne, że obecnie lub w przyszłości ktokolwiek by się odważył rozpowszechniać takie zdjęcia – zaznaczył sędzia.
Wydane w czwartek orzeczenie jest prawomocne.
Główny proces rusza ponownie
Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 roku. Po ośmiu miesiącach z Warty wyłowiono jej ciało. Ze względu na znaczny rozkład zwłok biegli nie byli w stanie jednoznacznie określić przyczyny śmierci. O doprowadzenie do śmierci kobiety prokuratura oskarżyła Adama Z. Według prokuratury 23 listopada 2015 r. Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zarzucane mu przez prokuraturę zabójstwo z zamiarem ewentualnym jest zagrożone karą do 25 lat więzienia lub dożywociem.
Proces Adama Z. toczył się przed poznańskim sądem okręgowym od stycznia 2017 roku. W kwietniu 2019 roku Sąd Okręgowy uznał, że Adam Z. nie zabił Ewy Tylman - uniewinnił go od zarzutu zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Apelację od wyroku wniosła prokuratura, a także oskarżyciele posiłkowi - rodzina Ewy Tylman.
W styczniu tego roku Sąd Apelacyjny w Poznaniu wydał prawomocny wyrok w tej sprawie. Uchylił orzeczenie sądu pierwszej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Ponowny proces Adama Z. rozpocznie się we wtorek.
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań