Do zdarzenia doszło pod koniec października zeszłego roku. Na alei Praw Kobiet na Naramowicach w Poznaniu dwaj mężczyźni wszczęli awanturę w autobusie linii 169. - Dwóch mężczyzn w tym autobusie zachowywało się w sposób skandaliczny: pili alkohol, byli głośni i wulgarni - relacjonował TVN24 młodszy inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Gdy kierowca autobusu interweniował, został brutalnie pobity. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia.
Całą sytuację nagrały kamery wewnątrz pojazdu. Film z momentem zajścia opublikowała w mediach społecznościowych poznańska policja. Zdarzenie zbulwersowało mieszkańców miasta, a funkcjonariusze podkreślali, że sprawcom "nie ujdzie to płazem". Zatrzymanie mężczyzn traktowane było jako "sprawa absolutnie nr 1" – mówił Borowiak. Pierwszego ze sprawców zatrzymano dzień po zdarzeniu, drugiego – kilka dni później.
Zarzuty
Mikołajowi S. przedstawiono zarzut naruszenia nietykalności jednego z pasażerów pojazdu oraz pobicia, wspólnie i w porozumieniu, kierowcy autobusu MPK. Czyn został potraktowany jako wybryk chuligański.
Drugiemu z zatrzymanych, Mikołajowi M., przedstawiono zarzut pobicia kierowcy. Zachowanie podejrzanego również zostało zakwalifikowane jako występek o charakterze chuligańskim.
Teraz ich sprawą zajął się sąd. Obu oskarżonym grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Mężczyźni byli karani, więc nie mogą otrzymać kar więzienia w zawieszeniu.
Chciał dla siebie półtora roku więzienia, pobity kierowca się nie zgodził
Mikołaj M. chciał dobrowolnie poddać się karze półtora roku bezwzględnego więzienia. Proponował też 5 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla kierowcy. 25 kwietnia w poznańskim sądzie rejonowym odbyło się posiedzenie w tej sprawie. Z wnioskiem oskarżonego nie zgodziła się reprezentująca pokrzywdzonego kierowcę adwokat Ewa Rysiukiewicz, a także sam pan Tadeusz.
- Uważamy, że prewencja w niniejszej sprawie, a także charakter czynu oskarżonego nie pozwalają na to, aby pokrzywdzony wyraził zgodę na zaproponowaną przez oskarżonego wysokość kary oraz kwotę zadośćuczynienia – podkreślała adwokat Rysiukiewicz. Dodała, że "oskarżony przed wyznaczeniem niniejszego posiedzenia, po czynie, nie skontaktował się z pokrzywdzonym". - Skala obrażeń, jakiej doznał pokrzywdzony, i ryzyko ewentualnych dalszych konsekwencji tego czynu, a także wspomniane już zasady prewencji nie pozwalają na to, by zgodzić się na wniosek oskarżonego - podkreśliła.
Obrońca Mikołaja M. adw. Grzegorz Szwoch przekonywał, że oskarżony złożył wyjaśnienia i wyraził skruchę. - W mojej ocenie kara uzgodniona z prokuraturą jest adekwatna do czynu popełnionego przez mojego klienta, a także do jego roli w tym zdarzeniu - mówił.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
"Wybaczam im to, co mi zrobili"
Proces obu mężczyzn ruszył w środę rano w sądzie w Poznaniu. Oskarżyciel posiłkowy pana Tadeusza wnosił o zadośćuczynienie na rzecz poszkodowanego w wysokości 10 tysięcy złotych od każdego z oskarżonych i wyższego wyroku niż rok i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
Tuż po wyjściu z sali rozpraw pan Tadeusz odpowiedział na pytania dziennikarzy. Wspomniał, że przyjmuje przeprosiny, które usłyszał od oskarżonych sali rozpraw. - Wybaczam im to, co mi zrobili. Tak mi jest lepiej, niż jakbym z tym wszystkim siedział. Męczyłbym się kolejny dzień i noc, a kolejne dni byłyby dla mnie koszmarem. A tak to jestem oczyszczony z tego. Nie mam do nikogo urazu. Mogę jeździć dalej, uśmiechać się do ludzi - powiedział pan Tadeusz.
Wyrok zapadł w środę po godzinie 14. - Mikołaj S., który został nazwany dziś w sądzie prowodyrem tego całego zajścia, usłyszał wyrok: został skazany na 2 lata i 8 miesięcy więzienia. Ma też zapłacić 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla pobitego kierowcy. Drugi oskarżony Mikołaj M. został skazany na 2 lata więzienia. On również ma zapłacić zadośćuczynienie, ale w kwocie 5 tysięcy złotych - relacjonuje Nadia Jóźwiak, reporterka TVN24.
Do pracy wrócił po trzech miesiącach
Poszkodowany kierowca do pracy w poznańskim MPK wrócił dopiero po około trzech miesiącach od zdarzenia. Miał złamany nos i pękniętą kość oczodołów. W rozmowie z reporterem TVN24 pan Tadeusz mówił, że nie pamięta, ile ciosów przyjął. Mogło ich być kilka lub kilkanaście. Gdy agresorzy uciekli, pasażerowie ruszyli z pomocą kierowcy, który był cały we krwi. - Krew lała się dość soczyście z nosa i oczu, bo jestem chory na zakrzepicę i biorę środki rozcieńczające krew - tłumaczył pan Tadeusz.
Pytany pod koniec kwietnia w sądzie, czy odczuwa jakiegoś rodzaju lęk w trakcie pracy, powiedział, że nie. - Może to wiek robi swoje, może doświadczenie, może mój charakter taki jest, że się tym tak bardzo nie zraziłem. Nie mam też jakichś koszmarów, dlatego też podjąłem pracę znowu – powiedział. Dodał, że po zdarzeniu wiele znaczyły dla niego wszelkie wyrazy wsparcia, jakie otrzymał.
Autorka/Autor: FC, aa/gp
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań / TVN24