Stracił pracę i wylądował w areszcie na 229 dni, bo prokuratura dała wiarę świadkom incognito, że zamieszany był w handel narkotykami w Zakładzie Karnym we Wronkach. Strażnik więzienny, z tych zarzutów oczyszczony, walczy o odszkodowanie i po raz kolejny wygrywa. Mimo to do pracy wciąż wrócić nie może.
Mężczyzna został aresztowany na prawie 8 miesięcy. Jego życie zawodowe i osobiste legło w gruzach.
Po tym, jak prokuratura wycofała zarzuty i wniosła o uchylenie aresztu, o który wcześniej sama wnosiła, mężczyzna rozpoczął walkę o zadośćuczynienie.
W środę Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji o odszkodowaniu dla Norberta Wróbla (wyraził zgodę na podanie swoich danych oraz publikację wizerunku - przyp. red.) - byłego już funkcjonariusza Służby Więziennej.
17 grudnia zeszłego roku poznański Sąd Okręgowy przyznał mu 84,3 tys. złotych odszkodowania i 400 tys. złotych zadośćuczynienia. Apelację od wyroku wniosła zarówno prokuratura, jak i obrońca Norberta Wróbla. Prokuratura kwestionowała wysokość zadośćuczynienia – proponowała, by wyniosło ono 160 tys. zł. Były strażnik domagał się 640 tys. zł. Z przyznanej kwoty był zadowolony, ale mimo to złożył apelację. Zwracał uwagę na inny problem - zgodnie z prawem nie mógł wrócić do pracy. Ustawa o Służbie Więziennej wskazuje bowiem, że po nieobecności dłuższej niż trzy miesiące strażnik nie może wykonywać zawodu.
- Chciałbym wrócić do służby, ale niestety ani Ministerstwo Sprawiedliwości, ani Służba Więzienna nie ułatwiają mi tego, a sąd nie ma w tej sprawie mocy sprawczej. Zresztą na absurdalność przepisów zwrócił uwagę nawet sędzia w uzasadnieniu wyroku - mówił w grudniu Norbert Wróbel.
W tej kwestii nadal nic się nie zmieniło. - Pan Norbert nadal jest na etapie walki o możliwość powrotu do służby – mówił w środę Rafał Maciejewski, pełnomocnik byłego strażnika. Zapowiedział, że wraz z klientem rozważą kasację wyroku.
Większość zatrzymanych to więźniowie
Sprawa Norberta Wróbla rozpoczęła się w 2017 roku. Wówczas Centralne Biuro Śledcze Policji i Biuro Spraw Wewnętrznych Centralnego Zarządu Służby Więziennej prowadziło śledztwo, które wykazało, że osoby osadzone w zakładzie karnym we Wronkach mają dostęp do narkotyków.
Zebrany materiał dowodowy wskazywał także na to, że w tę nielegalną działalność mogą być zamieszani funkcjonariusze Służby Więziennej.
Do pierwszych zatrzymań w sprawie doszło w grudniu 2017 r. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia policjanci z Poznania, Warszawy, Opola, Wrocławia, Gorzowa Wielkopolskiego i Szczecina zatrzymali 17 osób.
14 z nich było już osadzonych w Zakładzie Karnym we Wronkach, w Zakładzie Karnym w Koziegłowach i w Areszcie Śledczym w Poznaniu za inne przestępstwa. Zatrzymano też osobę w przeszłości osadzoną w więzieniu we Wronkach. Wszyscy usłyszeli zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej, która od stycznia 2009 r. do grudnia 2017 r. zajmowała się wprowadzaniem do obrotu na terenie Zakładu Karnego we Wronkach substancji psychotropowych i środków odurzających.
Według ustaleń śledczych, w ciągu miesiąca "za kratki" trafiał co najmniej kilogram narkotyków za kwotę 50 zł za 1 gram.
Zarzuty usłyszeli także dwaj funkcjonariusze Służby Więziennej. Podejrzani byli m.in. o popełnienie przestępstwa przekroczenia uprawnień w związku z wprowadzaniem do obrotu znacznych ilości substancji psychotropowych i środków odurzających oraz przyjmowanie korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznej.
"Trudno mi było w to uwierzyć"
Jednym z nich był właśnie Norbert Wróbel. Jak sam mówi, usłyszał pięć zarzutów: niedopełnienia obowiązków służbowych jako funkcjonariusza służby więziennej, handlu środkami odurzającymi i posiadania wiedzy o ich obrocie, dwa zarzuty o charakterze korupcyjnym oraz kierowania gróźb karalnych.
- Trudno mi było uwierzyć w te zarzuty - mówił przed sądem.
Jak przekazał naszej redakcji, postępowanie w jego sprawie toczyło się wtedy, kiedy trwała już sprawa dotycząca Pawła P. -"Ramzesa". Zatrzymanie Wróbla nastąpiło na wniosek prokurator Agnieszki Nowickiej. Ona też podpisała wniosek o tymczasowe aresztowanie.
Norbert Wróbel spędził w areszcie 229 dni. Gdy sprawę przejął inny prokurator, uznał on, że zeznania, które miały obciążać strażnika, nie są prawdziwe. I wtedy wniósł o uchylenie aresztu dla Wróbla. Pan Norbert odzyskał wolność, ale w międzyczasie stracił pracę. Postanowił zawalczyć o odszkodowanie za każdy dzień, który spędził za kratami.
- Mniej więcej dwa lata temu byłem normalnym, zwyczajnym człowiekiem, który pracował na służbie na rzecz polskiego państwa. Byłem oficerem Służby Więziennej z 10-letnim stażem. Prowadziłem normalne życie, stosunkowo szczęśliwego człowieka z własnymi pasjami, szczęśliwym życiem rodzinnym. Dzisiaj to wszystko dla mnie przestało istnieć - mówił Wróbel.
"Panie Wróbel, nasze państwo popełniło błąd"
Sprawę o odszkodowanie rozpatrywał Sąd Okręgowy w Poznaniu. Podczas przed ostatniej rozprawy sędzia Tomasz Borowczak przypomniał, że prokuratura oparła zarzuty dla strażnika na zeznaniach dwóch świadków incognito.
W grudniu 2019 r. zapadł wyrok w tej sprawie. Zgodnie z orzeczeniem Norbert Wróbel miał otrzymać 84,3 tys. złotych odszkodowania i 400 tys. złotych zadośćuczynienia.
- Panie Wróbel, nasze państwo popełniło błąd - i jak wynikało z tego materiału dowodowego - powaliło pana na kolana. Ale w sytuacji, kiedy Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, to obowiązkiem tego państwa jest udzielenie panu pomocy, aby pan z tych kolan powstał i podniósł wysoko głowę. Liczę na to, że kwota 400 tysięcy złotych umożliwi to panu. Życzę też, by odzyskał pan wiarę w instytucje państwa – dodawał w grudniu sędzia Borowczak.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24