Wstrząsające nagrania z eksperymentu procesowego i z ukrytego dyktafonu pokazano w poznańskim sądzie. Ruszył proces opiekunów dwuletniej Liliany z Piły. Dziewczynka zmarła rok temu, kilka dni po tym, jak ojczym miał rzucić nią w furii o framugę drzwi, bo "nie szło mu w grze". Przed sądem odpowiada także matka, która według śledczych miała przyczynić się do śmierci dziecka. Parze grozi dożywocie.
Dwuletnia Liliana w marcu zeszłego roku trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Miała złamane kości czaszki i krwiaki. Lekarzom nie udało się uratować jej życia.
Prokuratura w Pile dowodzi, że dziewczynkę popchnął ojczym sfrustrowany niepowodzeniami w grze komputerowej. Dziecko upadło i uderzyło głową o metalową futrynę drzwi.
Dziewczynka trafiła do szpitala dopiero po dwóch dniach, gdy stan jej zdrowia się pogarszał. Matka i ojczym nie informowali jednak lekarzy o tym, co się stało - podają śledczy.
Liliana zmarła na stole operacyjnym.
Grozi im dożywocie
We wtorek w Sądzie Okręgowym w Poznaniu ruszył proces w tej sprawie. Według śledczych kobieta nie udzieliła dziecku żadnej pomocy i zataiła przed lekarzami fakt odniesienia przez dziecko obrażeń głowy w wyniku uderzenia o futrynę.
Ojczym dziecka został oskarżony o zabójstwo z zamiarem ewentualnym, znęcanie się fizycznie i psychiczne nad osobami małoletnimi.
Parze 25-latków grozi dożywocie. Oboje nie przyznają się do winy.
Pokazywała, jak córeczka uderzyła w futrynę
To była wstrząsająca rozprawa. Choć zarówno matka dziewczynki, jak i ojczym odmówili składania zeznań to, co pokazano na sali, mroziło krew żyłach.
Wobec odmowy zeznań przez oskarżonych sąd najpierw odczytał wcześniejsze zeznania Szymona B.
Twierdził on, że choć jest wybuchowy i impulsywny, to nigdy nie przejawił takich zachowań wobec dzieci.
- Ja przecież nie zabiłbym dziecka, które jest w identycznym wieku, jak moja córka. Może fakt jest taki, że kary były złe, i nie powinno się tak karać, ale przecież nie ożeniłem się z Angeliką i wszedłem w rodzinę z trójką dzieci, żeby zrobić im krzywdę – podkreślał w trakcie przesłuchań.
Ale co innego mówiła jego żona w trakcie zeznań i podczas eksperymentu procesowego, z którego nagranie pokazano w sądzie.
Widzimy na nim kobietę stojącą za biurkiem. Obok, przy futrynie drzwi, stoi prokurator z lalką w rekach. Kobieta opowiada mu, jak wyglądał tamten dzień.
- Córka szła... z tamtego pokoju (...) Tutaj siadła, walnęła się o monitor i spojrzała na mnie. To ja spojrzałam na nią i chciałam, żeby przyszła do mnie. Szymon w tym momencie wstał z krzesła (...) Wziął ją tu za prawą rączkę, obrócił w tą stronę i po prostu, tą prawą ręką popchnął ją. I z całej siły popchnął - opowiada kobieta, chwytając w ręce lalkę i pokazując, jak uderza głowa w futrynę drzwi i upada na podłogę.
Kobieta zaczyna płakać i lamentować.
Ale w sądzie Angelika B. odmówiła wyjaśnień. Podkreśliła jedynie, że jest niewinna i zaprzeczyła wcześniejszym zeznaniom.
A w tych mówiła, że po tym zdarzeniu dziewczynka stała się senna. Była z nią w szpitalu, ale lekarzom nie powiedziała, że jej córka uderzyła się w głowę, ci zaczęli więc podejrzewać jakąś infekcję.
W trakcie śledztwa kobieta tłumaczyła też, że nie mówiła lekarzom o tym uderzeniu, ponieważ bała się męża. Mówiła również, że była zastraszana, że mąż wielokrotnie szarpał ją, wyzywał i groził, że zrobi jej krzywdę. Szymon B. miał także często zażywać narkotyki i, jak mówiła Angelika B., był uzależniony od gier komputerowych.
Odwołując zeznania, twierdziła, że wówczas była w szoku, a zeznania wymusiła na niej policjantka, obiecując, że wtedy "puści ją do dzieci".
"Cię k***o zabiję kiedyś"
Potem na sali można było usłyszeć między innymi nagranie z dyktafonu, który podłożyła babcia dziewczynki. Kobieta przeczuwała, że w domu może dochodzić do przemocy. Na nagraniu słychać głos mężczyzny i płaczące dziecko.
- Będziesz jeszcze płakać? Tak czy nie? Cię k***o zabiję kiedyś - krzyczy.
I słychać hałas przypominający uderzenie, po którym dziecko płacze mocniej.
Według prokuratury na nagraniach jednoznacznie słychać, że w domu dochodziło do znęcania się nad dziećmi.
Brat nie wierzy w winę
W poznańskim sądzie obecny był także brat Szymona B. – Jakub. Mężczyzna mówił mediom przed rozprawą, że nie wierzy w winę brata. - Prokuratura nie ma żadnych dowodów, że on to zrobił. Mój brat został zlinczowany publicznie przez całą Piłę, wszyscy go oczerniali, wieszali na nim psy, mimo że nie ma nawet jeszcze wyroku – powiedział.
Kolejną rozprawę zaplanowano na 5 czerwca.
Zaostrzone zarzuty
Początkowo pilska prokuratura postawiła Szymonowi B. jedynie zarzut znęcania się, a matce - zarzut nieudzielenia pomocy. Na początku roku śledczy poinformowali o zmianie kwalifikacji czynu na zabójstwo z zamiarem ewentualnym.
- Angelika B. działając z zamiarem ewentualnym, jako matka, mając prawny, szczególny obowiązek pieczy nad swoją małoletnią córką, przewidując możliwość pozbawienia jej życia i godząc się na to, pozbawiła ją życia - tłumaczyła Magdalena Roman z Prokuratury Rejonowej w Pile.
Ojczym dziecka został oskarżony o zabójstwo z zamiarem ewentualnym, znęcanie się fizycznie i psychiczne nad osobami małoletnimi - Lilianką i jej rodzeństwem, a także o podanie swojej żonie substancji psychotropowych. - Wspólnie i w porozumieniu ze swoja żoną nie udzielił dziecku żadnej pomocy, a podczas wizyty w szpitalnym oddziale ratunkowym szpitala w Pile zataił przed lekarzami badającymi małoletnią pokrzywdzoną fakt odniesienia przez nią ciężkiego urazu głowy, czym doprowadził do śmierci dziecka - wyjaśniała Roman.
Do przemocy w domu miało dochodzić już wcześniej. Pierwszy raz dziewczynka trafiła z urazami do szpitala już w połowie stycznia zeszłego roku. Wtedy przeprowadzono badania, które wykluczyły skazę krwotoczną. Skierowano też doniesienie do prokuratury o możliwości znęcania się nad dzieckiem. Postępowania jednak nie udało się zakończyć, bo dziewczynka zmarła.
Zobacz materiał Faktów "TVN"
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań