Tydzień temu prokuratura przedstawiła zarzut lekarzowi granicznemu z Koroszczyna. Zdaniem śledczych Jarosław Nestorowicz nie dopełnił obowiązków w sprawie tygrysów, które utknęły na polsko-białoruskiej granicy. Dziś koledzy po fachu wydali oświadczenie, w którym bronią lekarza i podkreślają, że to on zaczął walkę o życie drapieżników.
Prokuratura Okręgowa w Lublinie prowadzi postępowanie w sprawie transportu dziesięciu tygrysów z Włoch do Dagestanu.
Zarzuty usłyszeli włoscy kierowcy oraz Rosjanin, który organizował transport. Tydzień temu śledczy przedstawili również zarzuty Jarosławowi Nestorowiczowi (wyraził zgodę na podawanie pełnego nazwiska - przyp. red.) - lekarzowi granicznemu z Koroszczyna. Zdaniem śledczych Nestorowicz nie dopełnił swoich obowiązków.
Innego zdania są Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna i Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Inspekcji Weterynaryjnej. Obie instytucje wydały wspólne oświadczenie, w którym bronią kolegi po fachu.
"Przypominamy, że to nikt inny jak Jarosław Nestorowicz rozpoczął walkę o przeżycie zwierząt, wychodząc poza swoje obowiązki służbowe i alarmując wiele instytucji i ogrodów zoologicznych o potrzebie udzielenia niezbędnej pomocy" - czytamy w oświadczeniu.
Kto zawinił?
KILW i OZZPIW twierdzą, że opinia publiczna obarcza winą za los tygrysów pracowników Inspekcji Weterynaryjnej, a "na takie stawianie sprawy zgody nie ma".
"To nie polskie, ale włoskie organy weterynaryjne zgodziły się na wielodniową podróż tygrysów do dalekiego Dagestanu. Gdy tygrysy dotarły do Polski Inspekcja Weterynaryjna stanęła przed faktem dokonanym. Urzędowi lekarze weterynarii dokonali czynności kontrolnych, uzyskując także deklarację przewoźnika, że 900 km za polsko-białoruską granicą zostaną wypuszczone na wybiegi" - napisano w oświadczeniu.
Obie instytucje podkreślają też, że "graniczni lekarze weterynarii nie przeprowadzają weterynaryjnej kontroli granicznej zwierząt opuszczających Unię Europejską". Jak tłumaczą, zajmują się oni jedynie weryfikacją poświadczeń wydanych przez organy właściwej władzy weterynaryjnej w kraju wysyłki. I nie mają prawa "bezpodstawnie przetrzymywać zwierząt przedłużając tym samym czas podróży".
Zaznaczają również, że w miejscu kontroli granicznej nie ma miejsca, w którym można udzielić jakiegokolwiek schronienia drapieżnikom.
"Przejście graniczne w Koroszczynie jest nowoczesnym obiektem, ale nie jest przystosowane do przebywania w nim 10 niebezpiecznych drapieżników. Nie było więc możliwości poprawy ich warunków dobrostanu w podróży poprzez wypuszczenie np. do większych klatek. Nie jest również winą Inspekcji Weterynaryjnej, że w Polsce nie ma obiektów, w których można by przetrzymywać dzikie zwierzęta, które są przewożone z naruszeniem prawa" - napisano w oświadczeniu.
Za niedopełnienie obowiązków
Zdaniem prokuratury Jarosław Nestorowicz miał zaniechać sprawdzenia stanu zdrowia i nie zadbać o poprawienie warunków tygrysów, które utknęły na terminalu granicznym w Koroszczynie.
Prokurator uznał, że posiadał on wiarygodne informacje o długotrwałym transporcie tygrysów, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji dotyczącej zwierząt, pogarszającym się stanie ich zdrowia i zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę na Białoruś. Nie podjął - w ocenie prokuratury - w tej sytuacji działań, do których był prawnie zobowiązany jako funkcjonariusz publiczny, graniczny lekarz weterynarii.
Nestorowicz nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, odmówił składania wyjaśnień. Prokurator zawiesił go w czynnościach służbowych związanych z wykonywaniem funkcji granicznego lekarza weterynarii. Lekarzowi grozi kara do trzech lat więzienia.
Utknęły na granicy
Transport 10 tygrysów dotarł na przejście graniczne w Koroszczynie 26 października. Jak poinformował Główny Inspektorat Weterynarii, zwierzęta zostały wysłane z Włoch 22 października z zamiarem przewiezienia ich do Dagestanu w Federacji Rosyjskiej - zgodnie z informacją umieszczoną w dokumencie INTRA wygenerowanym przez jednostkę weterynaryjną we Włoszech. Ciężarówka ze zwierzętami została przepuszczona przez polskie służby graniczne. Białoruscy pogranicznicy odmówili jednak wpuszczenia transportu na terytorium Białorusi, ponieważ przewoźnik nie miał wymaganych w tym kraju urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne. Dodatkowo kierowcy nie mieli aktualnych wiz. Transport w związku z tym cofnięto do Polski, ciężarówka ze zwierzętami została zaś umieszczona na terminalu w Koroszczynie. Jeden z tygrysów padł.
- Zacząłem dzwonić do wszystkich ogrodów zoologicznych w Polsce, nie było chętnych na przyjęcie tygrysów - mówił wówczas tvn24.pl Nestorowicz.
Decyzja o tym, że dzikie koty będą mogły zostać umieszczone w zoo w Poznaniu, zapadła dzień później.
Dwa tygrysy trafiły do prywatnego zoo w Człuchowie, siedem do poznańskiego Nowego Zoo. Tu wracały do zdrowia. W sobotę późnym wieczorem pięć z nich wyruszyło do Hiszpanii. W poniedziałek dojechały do azylu dla zwierząt prowadzonego przez AAP Adwokaci Zwierząt w miejscowości Villena w pobliżu Alicante.
W Poznaniu zostały dwa tygrysy: Gogh i Khan.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: FB - Zoo w Poznaniu/KILW/OZZPIW