Choć ostatni pociąg przejechał tędy blisko 20 lat temu, szlabany nadal tu stoją. Każdy z rolników, który korzysta z przejazdu kolejowego, ma swoją kłódkę, którą otwiera rogatkę. Ale i tak przed przejazdem musi zadzwonić do dyżurnego po zgodę na otwarcie szlabanów.
Binino. To w tej wsi w powiecie szamotulskim z nietypowym utrudnieniem muszą zmagać się rolnicy. By dostać się na swoje pole, muszą pokonać przejazd kolejowy. Sęk w tym, że linia kolejowa między Szamotułami a Międzychodem od blisko 20 lat jest nieczynna. Ostatni pociąg przejechał tędy w 2005 roku. Przejazdy pasażerskie zostały zawieszone jeszcze wcześniej - w 1995 r. I nie ma szans na to, by przejechał, bo z jednej strony linię odcięto od sieci, a z drugiej, w Sierakowie, brakuje wiaduktu, który zdemontowano po wypadku z 2021 roku.
Rolnik musi przejść całą procedurę
- Nie wiem, po co on tu jest - mówi pan Janusz, jeden z użytkowników przejazdu.
Za każdym razem, chcąc pokonać nieużywane od lat torowisko, musi on zatrzymywać traktor (lub się - jeśli idzie pieszo) przed torami, otworzyć kłódkę na szlabanie (każdy z pięciu rolników korzystających z przejazdu ma swoją, są one elementem łańcucha) i... nie, nie przejechać. Nie ma tak prosto.
- Trzeba dzwonić do dyżurnego ruchu do Szamotuł, poinformować go o zamiarze przejechania przejazdu - irytuje się pan Janusz.
Gdy ten przekaże mu, że żaden pociąg się tam nie zbliża, może otworzyć szlaban po drugiej stronie, pokonać przejazd i zamknąć szlabany. Koniec? A gdzie tam. - Po przejechaniu znowu trzeba go poinformować, że się udało - mówi pan Janusz.
I oczywiście zamknąć szlabany na kłódki. - Kiedyś nie założyłem za sobą kłódki. Pech chciał, że akurat przyjechali rekreacyjnie ludzie z PKP, zauważyli, że jest niezamknięte i wszyscyśmy dostali pisma z upomnieniem - opowiada pan Janusz.
A taka kłódka bywa problemem. - Niekiedy dzieciaki czy ktoś wsadzi w kłódki zapałki albo coś i jest problem - mówi pan Grzegorz, drugi użytkownik przejazdu.
I dopytuje: - A jakby ktoś zasłabł, jak pogotowie dojedzie?
37 złotych za rok
Jako pierwszy o tym absurdzie poinformował program TVP Poznań "Pociąg do Wielkopolski". Jak można było się dowiedzieć, za taki "luksus" rolnicy muszą jeszcze płacić - nieco ponad 37 złotych rocznie. A do tego spoczywa na nich utrzymanie przejazdu - oczyszczanie z piasku, liści, a zimą odśnieżanie.
Czemu przejazdu nie zlikwidowano? Problemem jest fakt, że linia kolejowa, na której znajduje się przejazd w Bininie, formalnie nie figuruje jako zlikwidowana. - Obecnie nie jest wykorzystywana w ruchu, niemniej, jako istniejąca linia, podlega obowiązującym przepisom. Wskazują one, że niezależnie od prowadzenia ruchu pociągów przejazdy znajdujące się na liniach będących w wykazie muszą mieć odpowiednią kategorię i adekwatne do niej zabezpieczenia - wyjaśnia Radosław Śledziński z PKP Polskie Linie Kolejowe.
Skoro tak - czy nie da się usunąć szlabanu i zrobić w tym miejscu niestrzeżonego przejazdu kolejowego poprzez ustawienie jedynie znaków "stop" i krzyży św. Andrzeja? Otóż i na to przepisy nie pozwalają.
- Zgodnie z przepisami, do których stosowania jesteśmy całkowicie zobligowani, na sieci kolejowej mogą istnieć wyłącznie przejazdy kolejowo-drogowe, które funkcjonują na drogach publicznych, natomiast w przypadku dojazdów prywatnych, a więc drogach niepublicznych, mogą istnieć wyłącznie przejazdy prywatne, więc przejazdy kategorii F - tłumaczy Śledziński.
Zatem, by usunąć szlabany i zrobić tu przejazd niestrzeżony, konieczna byłaby zmiana kategorii (i właściciela) drogi z prywatnej na publiczną.
Został w interesie... rolników
- Nie likwidowaliśmy przejazdu ze względu na interes jego użytkowników – zaskakuje Śledziński.
Jaki w tym interes mają rolnicy, którym utrudnia on życie? Finansowy. - Zgodnie z prawem, po wznowieniu ruchu pociągów, to obecni dzierżawcy musieliby bowiem wystąpić o ponowną budowę przejazdu, realizowaną już na ich koszt - tłumaczy.
A na linię Międzychód - Szamotuły pociągi mają wkrótce wrócić. - Przygotowujemy dokumentację, niezbędą do modernizacji trasy, z programu Kolej Plus. Projekt nie przewiduje zmian na przejeździe w Baninie, który nadal będzie zapewniał możliwość dojazdu do prywatnych, okolicznych pól - wyjaśnia Śledziński.
Pociągi według planów mają wrócić na tę trasę w 2029 roku. - Już za pięć lat może 160 kilometrów na godzinę pendolino tu pędzić będzie - kpi pan Janusz. I dodaje: - Jak będzie jeździł, to niech to tak będzie, bo rzeczywiście bezpieczeństwo jest ważne, no, ale nie w tej chwili.
Jak dodaje, kiedy pociągi tędy kursowały, szlabanów nie było i nikomu to nie przeszkadzało. - Ja tu się wychowałem, tutaj za dzieciaka krowy paśliśmy. Lokomotywa gwizdała, przystawała nawet. Tak było - wspomina.
Będą zmiany
Po nagłośnieniu tematu PKP PLK zaproponowało rolnikom zmiany. Z umów zniknie większość kuriozalnych zapisów. - Przygotowaliśmy aneksy, które umożliwią korzystanie z przejazdu, między innymi bez konieczności dbania o stan jego nawierzchni, zamykania rogatek i informowania dyżurnego ruchu - poinformował Śledziński.
Tylko jest jedno "ale". - W przypadku ewentualnego zdarzenia, związanego na przykłąd z nieodpowiednim stanem drogi, to najemcy ponosić będą prawną odpowiedzialność za jego skutki - kończy Śledziński.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24