- To było znęcanie się nad niemowlęciem ze szczególnym okrucieństwem - powiedziała prokurator Aleksandra Zając-Hanulak. Właśnie zakończył się proces rodziców małej Laury spod Kępna. Prokuratura domagała się kary 12 lat pozbawienie wolności, obrona wnioskowała o trzy. Sąd nie miał wątpliwości, co do winy oskarżonych.
Na początku września, przed Sądem Okręgowym w Kaliszu zakończył się proces 30-letniego Damiana H. i 19-letniej Wiktorii G., którzy mieli się znęcać fizycznie i psychicznie nad swoją dwumiesięczną córeczką Laurą. Dziewczynka trafiła do szpitala pod koniec ubiegłego roku. Miała poważne obrażenia głowy.
"Takie zachowanie nie jest dopuszczalne prawnie i moralnie"
W poniedziałek ogłoszono wyrok. Obojgu rodzicom sąd wymierzył karę po siedem lat pozbawienia wolności oraz trzyletni zakaz zbliżania się do córki po odbyciu kary więzienia. Zarówno Wiktoria G. jak i Damian H. są osobami o lekkim upośledzeniu umysłowym, ale biegli psychiatrzy i psycholodzy stwierdzili, że ich poczytalność w chwili czynu nie budziła wątpliwości. Sąd uznał, że metody wychowawcze oskarżonych wobec tak małego dziecka przejawiają cechy szczególnego okrucieństwa. - Oskarżeni normalnie funkcjonują w społeczeństwie i mieli rozeznanie, że bicie dziecka, w szczególności noworodka, może spowodować u niego obrażenia ciała. Takie zachowanie nie jest prawnie i moralnie dopuszczalne – zaznaczyła sędzia.
Obrońcy rodziców adwokaci Beata Szymczak (pełnomocnik ojca dziecka) i Karolina Skrzypczyńska (pełnomocnik matki) zapowiedzieli apelację. - Wymiar kary jest drakoński. Czyn oskarżonych rodziców bulwersuje, ale do tego by nie doszło w normalnej rodzinie. Moja klientka pochodzi z patologicznej rodziny, gdzie alkohol i przemoc były na porządku dziennym, gdzie bicie dzieci było naturalną metodą wychowawczą. Więc ta kobieta ze względu na swoje upośledzenie i doświadczenie szarpania dziecka nie uznawała za przemoc. To nie jest wpisane w jej definicję przemocy – powiedziała adwokat Karolina Skrzypczyńska.
Prokurator z Prokuratury Rejonowej w Kępnie Aleksandra Zając-Hanulak powiedziała, że wyrok jest surowy, ale – jak podkreśliła – wnioskowała o 12 lat pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny. Wszystkie strony rozważają złożenie apelacji.
Groziło im od trzech do 20 lat więzienia
Prokurator Aleksandra Zając-Hanulak wnioskowała o wymierzenie oskarżonym po 12 lat więzienia ze względu na społeczną szkodliwość czynu. Prokuratorka podkreśliła, że z opisu obrażeń i opinii biegłych wynika, że dziecko było maltretowane. - To było znęcanie się nad niemowlęciem ze szczególnym okrucieństwem - mówiła na sali sądowej. Dodatkowo zawnioskowała o 10-letni zakaz zbliżania i kontaktowania się z dzieckiem oraz po 10 tys. zadośćuczynienia od każdego z oskarżonych na rzecz małoletniej. Z kolei obrońcy podnieśli kwestię niepełnosprawności intelektualnej matki i ojca. Zażądali dla nich o wymierzenie najniższego wymiaru kary - trzech lat więzienia.
- Moja klientka pochodzi z patologicznej rodziny, gdzie alkohol i przemoc były na porządku dziennym, gdzie bicie dzieci było naturalną metodą wychowawczą. Więc ta kobieta ze względu na swoje upośledzenie i doświadczenie szarpania dziecka nie uznawała za przemoc. To nie jest wpisane w jej definicję przemocy – powiedziała adwokatka Karolina Skrzypczyńska. Jednak powołany do sprawy biegły psychiatra stwierdził, że mimo niepełnosprawności intelektualnej czyny, których dopuścili się oskarżeni były czynami prostymi, jasnymi, zrozumiałymi, więc upośledzenie nie może stanowić podstawy do tego, żeby w jakikolwiek sposób umniejszać jej winę. Z kolei zdaniem biegłego psychologa w przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną występuje też upośledzenie znaczenia swoich czynów. - Powołując się na tę drugą opinię można przyjąć, że oskarżeni nie do końca rozumieją, co robili - powiedziała adwokat.
Zdaniem mecenas Skrzypczyńskiej sprawa pokazuje, że zawiódł system opieki społecznej nad ludźmi z niepełnosprawnością intelektualną. - Takie osoby w Polsce nie są objęte szczególną opieką, pomocą a nawet nadzorem. Pielęgniarka środowiska zeznała w sądzie, że gdyby wiedziała, że rodzice są upośledzeni to przywiązałaby większą wagę do opieki nad rodziną – powiedziała.
Dziewczynka omdlewała i miała drgawki
O sprawie dramacie dwumiesięcznej Laury zrobiło się głośno pod koniec ubiegłego roku, kiedy jej 19-letnia matka przywiozła niemowlę do szpitala w Kępnie, gdzie stwierdzono pękniecie czaszki. Dziewczynka omdlewała i miała drgawki. Po zbadaniu dziewczynki lekarz zdecydował o przewiezieniu jej do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Stamtąd niemowlę przetransportowano karetką neonatologiczną do szpitala w Poznaniu na oddział neurochirurgiczny, gdzie przeprowadzono operację.
Kobieta i jej partner zostali zatrzymani i aresztowani. Prokuratura Rejonowa w Kępnie wszczęła przeciwko parze postępowanie karne. W wyniku przeprowadzonego śledztwa postawiono im zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad córką i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Oskarżeni mieszkali w domu wielorodzinnym mężczyzny z babcią pokrzywdzonej, ciotką, wujkiem i z innymi dziećmi. Nikt z nich nie reagował na to, co się działo. Obecnie dziewczynka ma dziewięć miesięcy i przebywa w rodzinie zastępczej. Laura jest leczona farmakologicznie z powodu padaczki pourazowej.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24