Dwa i pół roku w więzieniu ma spędzić Jacek D., który półtora roku temu w Kaplinie (woj. wielkopolskie) podpalił własny dom. Sąd uznał, że w ten sposób naraził na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia inne osoby, w tym swoją rodzinę.
We wrześniu 2019 roku Jacek D. w czasie sprzeczki z sąsiadami w miejscowości Kaplin podpalił dom, w którym w mieszkał ze swoją rodziną. Ogień mógł zagrozić innym domom. Pożar ugaszono, nikomu nic się nie stało. Jacek D. tuż przed przyjazdem policji zbiegł do pobliskiego lasu. Ten znał jak własną kieszeń – jest drwalem.
- Mężczyzna ten był za pan brat z lasem, w lesie pracował praktycznie całe życie. Las nie był dla niego czymś obcym – podkreślał Przemysław Araszkiewicz, ówczesny oficer prasowy policji w Międzychodzie.
Dzień po dniu przeczesywali las
60-latka przez trzy tygodnie szukała policja. Publikowano jego wizerunek, w Puszczy Noteckiej poszukiwało go 150 policjantów.
18 października w okolicach Jeziora Piaskowego ktoś zauważył osobę przykrytą folią. Okazało się, że to poszukiwany 60-letni drwal. Miejsce, w którym przebywał, było oddalone o pięć kilometrów od jego rodzinnego domu.
Jacek D. został przesłuchany i usłyszał zarzuty. - Odpowie za usiłowanie zabójstwa i zniszczenie mienia poprzez podpalenie. Sąd orzekł już o tymczasowym areszcie na trzy miesiące – mówił w październiku 2019 roku Michał Smętkowski, ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
60-latek nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, ale nie były one zbieżne z tym, co ustalili śledczy. W sprawie powołano m.in. biegłych z zakresu pożarnictwa. Ci mieli ocenić, czy ogień mógł się rozprzestrzenić z jednej części domu do drugiej, w której mieszkała inna rodzina. - Trzeba ustalić, czy tym osobom zagrażało niebezpieczeństwo. W zależności od opinii biegłego prokurator prowadzący będzie podejmował dalsze decyzje o ewentualnych kolejnych zarzutach – tłumaczył Smętkowski.
Ostatecznie jeszcze w trakcie śledztwa doszło do zmiany kwalifikacji czynu – z usiłowania zabójstwa na narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia osób. - Mój klient nie miał zamiaru nikogo pozbawić życia – podkreśla Piotr Bogacz, obrońca Jacka D.
Chciał dobrowolnie poddać się karze
We wrześniu 2020 roku Jacek D. zaproponował dobrowolne poddanie się karze. - Pokrzywdzona nie zgodziła się z tym, w związku z czym była konieczność przeprowadzenia całego postępowania dowodowego – tłumaczy Bogacz.
Sąd wydał wyrok w tej sprawie. - Skazujący mojego klienta na karę dwóch lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności z zaliczeniem tymczasowego aresztowania, które odbywa – mówi Bogacz.
Wyrok jest nieprawomocny, stronom przysługuje odwołanie. - Nie będziemy skarżyć tego wyroku. Uznajemy go za słuszny. Kwalifikacja czynu jest prawidłowa, sąd zasadnie odstąpił od zarzutu usiłowania zabójstwa, co sugerowała pokrzywdzona, i uznał, że było to narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia osób. Ten wyrok jest zbliżony w kształcie z tym, który miał zapaść w przypadku dobrowolnego poddania się karze we wrześniu 2020 roku – poinformował Bogacz.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24