Mateusz chciał tylko wysiąść z autobusu. Podszedł do otwartych drzwi. Nagle poczuł szarpnięcie i "wpadł w czarną dziurę". Jeszcze się nie podniósł po wypadku. Złamał kręgosłup.
Był straszny upał. Mateusz Herszel wracał z zakończenia roku szkolnego w kaliskim liceum. Ze świadectwem w dłoni wsiadł do autobusu. Ostatnia prosta do domu.
W trakcie jazdy oddzwonił jeszcze do mamy. Chciała zabrać go samochodem z przystanku autobusowego w Jankowie Pierwszym (woj. wielkopolskie).
Tragiczna sekwencja zdarzeń
- Kiedy zobaczyłem, że zbliżamy się do mojego przystanku, wstałem i podszedłem do przednich drzwi. Te przez całą drogę były otwarte. Trzymałem się uchwytu. Autobus wjechał w zatoczkę, poczułem gwałtowne szarpnięcie. Od tego momentu mam już tylko czarną dziurę. Nic nie pamiętam - opowiada Mateusz.
Co się stało? Jak ustalili śledczy, Mateusz wypadł z autobusu w trakcie podjeżdżania na przystanek. Winą obarczą kierowcę, który "wbrew zakazowi otworzył i pozostawił w trakcie jazdy otwarte drzwi pojazdu. 47-latek nie upewnił się, czy nie spowoduje to zagrożenia dla pasażerów".
Małgorzata: zobaczyłam syna w kałuży krwi
Tego, co się wtedy wydarzyło, nigdy nie zapomni mama Mateusza. Była już blisko przystanku. Miała jeszcze chwilę do spotkania z synem, więc weszła do sklepu. Wtedy zadzwoniła do niej sąsiadka.
- To był szok. Usłyszałam tylko, że był wypadek, a Mateusz leży nieprzytomny na przystanku autobusowym. Byłam jak w jakimś transie. Nie wiem nawet jak znalazłam się na tym przystanku - wspomina Małgorzata Herszel.
W zatoczce stał autobus, obok niego kierowca i pasażerka. Mateusz leżał bezwładnie na chodniku. Wokół było pełno krwi. Pani Małgorzata jest pielęgniarką. Niejedno widziała, ale kiedy zobaczyła syna w takim stanie, czuła się zupełnie bezradna.
- Spytałam tylko ludzi, czy ktoś wezwał karetkę, powiedzieli, że tak. Mateusz tego nie pamięta, ale on tam na chwilę odzyskał świadomość i nawet mnie pocieszał. Ale kiedy byliśmy już w karetce, przeczuwałam, że coś jest nie tak. Ratownik dotknął nóg Mateusza, a on nic nie czuł - opowiada.
Mateusz: walczyli o moje życie
Tak zaczął się wyścig z czasem. Mateusz trafił do szpitala w Kaliszu z podejrzeniem złamania kręgosłupa. Po szybkim badaniu, miażdżąca diagnoza. Przypuszczenia się potwierdziły, a stan nastolatka był krytyczny. Lekarze od razu zabrali go na stół operacyjny.
Dla jego rodziców to było najdłuższe oczekiwanie w życiu.
Ulżyło im po kilku godzinach. Mateusz żył i to było dla nich najważniejsze. Byli wdzięczni lekarzom za dobrą wiadomość: operacja przebiegła pomyślnie.
Przez trzy długie miesiące oddział intensywnej terapii był dla nich jak drugi dom.
- Na początku lekarze walczyli o moje życie. Mój stan zdrowia kilka razy był pod dużym znakiem zapytania. Dopiero po upływie 2,5 miesiąca od wypadku można było powiedzieć, że byłem w miarę stabilny - mówi Mateusz.
Małgorzata: dziękujemy tym, którzy wciąż o nas pamiętają
Od dnia, w którym Mateusz wypadł z autobusu, minęło półtora roku. 20-latek nie może sam się poruszać. Cały czas potrzebuje pomocy bliskich. Ale nie poddaje się. Ani on, ani jego rodzice.
- Mąż przestał pracować, żeby zająć się synem - jest dla nas najważniejszy. Ja sama nie dałabym sobie rady - mówi pani Małgorzata.
Od początku wspiera ich rodzina, przyjaciele i anonimowi darczyńcy, którzy pomagają im w opłacaniu leczenia.
- W ramach Narodowego Funduszu Zdrowia pacjentowi przysługuje około sześć tygodni rehabilitacji. Przy czym na oddziale na jedną osobę przypada około godzina ćwiczeń dziennie. To za mało, dlatego stawiamy na leczenie w prywatnej klinice w Bydgoszczy - dodaje mama 20-latka.
Podczas turnusów w klinice Mateusz ćwiczy od rana do wieczora. Masaże, ćwiczenia, seans w komorze hiperbarycznej. I tak codziennie. Ale wszystko kosztuje. Taki jednorazowy pobyt w klinice to koszt ok. 7-9 tys. zł. - Do tego dochodzą leki, codzienna rehabilitacja w domu oraz ewentualne transporty karetką do kliniki czy do lekarza - dodaje.
- Bardzo dziękujemy wszystkim tym, którzy tak nas wspierają. Wiem, że są osoby, które regularnie wpłacają datki na leczenie Mateusza. Jesteśmy im wszyscy bardzo wdzięczni. Rehabilitacja jest dla nas najważniejsza - dziękuje pani Małgorzata.
Mateusz można też wesprzeć pomóc oddając na niego 1 proc. podatku
Mateusz: Każde mrowienie jest lepsze niż nic
Lekarze nie spekulują, jakie efekty może przynieść rehabilitacja. Pewne jest jedno - bez niej Mateusz nie będzie w stanie funkcjonować.
- Na tyle na ile się da chcę mieć zdrowie jak przed wypadkiem. Ćwiczę mięśnie rąk i nóg. Pracuję z rehabilitantem nad pionizacją ciała - wylicza Mateusz.
Chłopak mimo wypadku przygotował się i zdał maturę w ubiegłym roku. Teraz skupia się na powrocie do sprawności. Potem studia: - Myślę o astronomii. To jest coś, czym chciałbym się zająć.
Postscriptum
W grudniu ub. r. prokuratura zakończyła postępowanie w sprawie wypadku, w którym ucierpiał Mateusz. - Przesłuchano 47-letniego kierowcę autobusu. Podejrzany przyznał się do winy. Złożył też wyjaśnienia, które w dużej mierze pokrywały się z tym, co ustalono w trakcie śledztwa - mówi Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Według prokuratora kluczowym dowodem w sprawie była ekspertyza Instytutu im. Jana Sehna w Krakowie, który zajmuje się badaniem wypadków drogowych.
47-letniemu kierowcy zarzucono umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i spowodowanie ciężkiego uszczerbki na zdrowiu.
Kierowca po wypadku został zwolniony z pracy. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Rodzice Mateusza: wiemy, że ten człowiek mieszka niedaleko. Przez cały ten czas nie znalazł chwili, żeby odwiedzić Mateusza. Mamy o to żal.
Jak pomóc Mateuszowi? Możesz przekazać na niego swój 1 proc. Wystarczy wpisać w rocznym zeznaniu podatkowym (PIT) w rubryce „1 % na rzecz OPP”; numer KRS: 0000037031, w kolejnej rubryce kwot, a w celu szczegółowym 114. Fundacja
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt/ec/i / Źródło: TVN24 Poznań/PAP
Źródło zdjęcia głównego: FB - Mateusz Herszel