Trzy wygrane turnieje z rzędu - w Amsterdamie, Chicago i Paryżu - tak wyglądała jesień 1982 roku w wykonaniu Wojciecha Fibaka. - Jeśli Jerzy Janowicz awansuje do finału, może nawiązać do moich największych sukcesów - mówi najsłynniejszy polski tenisista.
Na początku listopada 1982 roku 30-letni Wojciech Fibak wygrał trzeci turniej z rzędu. Odprawiał wtedy z kwitkiem najlepszych tenisistów świata.
Złota passa Fibaka
Ostatni sukces urodzony w Poznaniu sportowiec świętował na paryskiej hali Coubertin, nazwanej tak na cześć Pierre'a de Coubertin, założyciela i przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, autora słynnych pięciu kolorowych kół splecionych ze sobą na olimpijskiej fladze. Dziś w tej hali rywalizują kobiety, natomiast mężczyźni przenieśli się do hali Bercy.
W stolicy Francji Fibak zwyciężył w wielkim stylu. W półfinale pokonał 6:3, 6:7 (11-13), 6:0 rozstawionego z pierwszym numerem Amerykanina Briana Gottfrieda, natomiast w finale nie dał szans Billowi Scanlonowi, którego w każdym z trzech setów pokonywał 6:2.
Dla Scanlona Fibak był wtedy przekleństwem. Polak pokonał go bowiem wcześniej w finale w Chicago. Poznański tenisista z tego turnieju wspomina jednak inne wydarzenie - pokonanie słynnego Argentyńczyka Guillermo Vilasa. - To chyba wtedy po raz ostatni Polak wygrał z trzecią rakietą świata - mówi Fibak, nawiązując do sukcesu Jerzego Janowicza.
Wcześniej w Amsterdamie wyższość Fibaka musiał uznać Kevin Curren.
ZOBACZ JAK WOJCIECH FIBAK POKONYWAŁ NAJLEPSZYCH TENISISTÓW ŚWIATA:
- Turnieje te odbywały się w halach. Nie da się ukryć, że właśnie na takich obiektach czułem się najlepiej - wyjaśnia Fibak.
Po tych turniejach nie zdołał już zwyciężyć w żadnym turnieju singlowym, sukcesy święcił jednak nadal w deblu. W 1988 roku zakończył karierę, podczas której zarobił blisko 3 mln dolarów. Nie było mu jednak o to łatwo.
Walka nie tylko na korcie
Swoje pierwsze kroki w tenisie stawiał w Poznaniu na przełomie lat 60. i 70. W 1973 roku wygrał swój pierwszy turniej w Mediolanie. Były to nieoficjalne mistrzostwa Europy do lat 21. Dwa lata później był już w setce najlepszych tenisistów świata. Został też pierwszym polskim sportowcem, który przeszedł na zawodostwo.
- Nie da się ukryć, że przez Polskę Ludową straciłem kilka lat - mówi Fibak. - Przeciwko sobie miałem nie tylko przeciwników na korcie, ale także urzędnicze kłody, jakie rzucano mi pod nogi - dodaje.
Od 1975 roku mógł rywalizować w najbardziej prestiżowych tenisowych turniejach. - W wieku 23 lat stałem się niezależny, mogłem zarabiać w dolarach. Rok później przeprowadziłem się już na stałe zagranicę do Monte Carlo, a w 1978 roku miałem już domy w Paryżu i w Nowym Jorku - wspomina.
Nie stał tam, gdzie stało ZOMO
Jego postawa nie zawsze jednak podobała sie ówczesnym władzom. - Kiedy sprzeciwiłem sie stanowi wojennemu, zostałem zawieszony w prawach zawodnika - wspomina.
Nie przeszkodziło mu to jednak wspierać opozycji. Kiedy w 1982 roku wygrywał swoje ostatnie trzy turnieje, nie musiał już martwić się o finanse.
- Kilka miesięcy wcześniej zagrałem w Paryżu pokazowy mecz z Yannickiem Noahem, od kilku lat najbardziej najbardziej popularną osobą we Francji, za którą dopiero w rankingach są Zinedine Zidane, Jacques Chirac czy Gerard Depardieu. Zapełnił się wtedy cały stadion. Umówiliśmy się, że nie weźmiemy za ten mecz gaży, a cały dochód przekazaliśmy na rodziny osób pokrzywdzonych w stanie wojennym - mówi.
Trzyma kciuki za "Jerzyka"
Jak przyznaje, po 30 latach światowy tenis i realia całkowicie się zmieniły.
- To były zupełnie inne czasy. Wtedy nie było transmisji telewizyjnej w Polsce. Moje mecze pokazywano m.in. w USA i Francji a rodacy dowiadywali się o tym po fakcie - tłumaczy Fibak, który wyczyny Janowicza śledzi w Atenach.
- Jestem z niego dumny. Mówiłem, że jest w stanie znaleźć się trzydziestce najlepszych tenisistów świata i moje słowa teraz się sprawdzają - cieszy się najsłynniejszy polski tenisista.
- Jerzy nie był faworytem w żadnym z dotychczasowych pojedynków. Potrafił jednak rzucić na swoich rywali czar i mieszanką mocnych i delikatnych uderzeń przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. Gdyby jednak nie ten jeden punkt w drugim secie z Murrayem, wszystko potoczyłoby się inaczej - zauważa.
- Jeśli Janowicz awansuje do finału, może nawiązać do moich największych sukcesów. Życzę mu tego - kończy Wojciech Fibak.
Autor: Filip Czekała/b / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: You Tube | chabryopole