Przez lata, gdy mówili, że na ich weselu zagrał Iron Maiden, nikt nie traktował ich poważnie. W odpowiedzi słyszeli kpiące: - A u nas Beatlesi. Dopiero gdy po ponad 20 latach zespół opublikował wideo z trasy koncertowej z 1984 roku, można było zobaczyć, jak słynna rockowa kapela gra gościom do kotleta. Oto jak doszło do ich niespodziewanego występu.
Iron Maiden dotarł do Polski w sierpniu 1984 roku w ramach trasy World Slavery Tour. Brytyjczycy odwiedzili wtedy kraje zza żelaznej kurtyny: Polskę, Węgry, Czechosłowację i Jugosławię. Między miastami, w których zaplanowano koncerty, poruszali się czterema ciężarówkami i dwoma autokarami wypełnionymi po brzegi sprzętem muzycznym i... żywnością. Puste półki w sklepach i jedzenie na kartki nie były więc dla nich przeszkodą.
Występ w Poznaniu zaplanowano 11 sierpnia. Muzyków zakwaterowano w hotelu Merkury, wtedy najbardziej luksusowym w mieście. Po koncercie w hali Arena, muzycy postanowili wyjść "na miasto", uczcić jakoś urodziny swojego fotografa Rossa Halfina.
Dzisiaj nie mieliby z tym większych problemów. Jak nie jeden pub, to drugi. 40 lat temu mapa lokali serwujących alkohol, do których nie byłoby wstyd zaprosić gości z Wielkiej Brytanii wyglądała bardzo ubogo. Z hotelu znajdującego się przy rondzie Kaponiera najbliżej było do restauracji "Adria" przy Międzynarodowych Targach Poznańskich. Tam też ruszyli. Nie wiedzieli, że tego dnia odbywa się tam wesele Doroty Nawrockiej i Piotra Żmudzińskiego.
- To była pierwsza napotkana przez nich knajpa. Dozorca ich nie chciał wpuścić, bo wesele to w końcu świętość. Ale jakoś weszli - wspominała Faktom TVN Dorota Nawrocka.
Roman Rogowiecki, dziennikarz muzyczny, który w latach 80. pracował jako tłumacz na koncertach organizowanych przez Pagart i wówczas towarzyszył zespołowi, przekonał obsługę, że skoro przy barze i tak nikogo nie ma, to nieproszeni goście nie będą stanowić problemu.
- Nagle pojawili się jacyś ludzie, którzy są zupełnie odcięci od reszty: długie włosy, inne ubrania, inne zachowania, wchodzą na scenę i zastanawiamy się "o co tu chodzi?". Nagle kuzyn krzyczy: "Słuchajcie, przecież to jest Iron Maiden!" a my: "no, no, tak, tak". W pierwszej chwili potraktowaliśmy jako dobry żart - przyznaje Piotr Żmudziński.
"Ja nie mogłem, więc oni przyszli do mnie"
Uwierzyć było tym trudniej, że Iron Maiden nie był jeszcze w Polsce wówczas zbyt znany.
- Wiedzieliśmy, że jest koncert w dniu naszego wesela w Poznaniu. Ja nawet miałem zaproszenie od kolegi, który miał iść z dziewczyną na ten koncert. Ona rozchorowała się, czy coś jej wypadło i bilet się zwolnił. Pytał mnie czy bym nie poszedł. Odpowiedziałem "bardzo chętnie, tylko akurat mam wesele". Ja nie mogłem, więc oni przyszli do mnie - śmiał się pan młody z 1984 r.
Mieli wypić kilka drinków i grzecznie wrócić do hotelu. Stało się jednak inaczej. Muzycy Iron Maiden postanowili zastąpić orkiestrę.
- Wyobraźcie sobie, jakie było przerażenie muzyków, którzy udostępnili swój sprzęt. Perkusista się bał, że perkusja rozleci się na kawałki. Usłyszeli: "Spoko, dostaniecie od nas naciągi". Dostali cały komplet. To był głęboki PRL, w Polsce było to absolutnie nie do dostania! Podejrzewam, że leżą nieużywane do dziś jako pamiątka - wspominał Żmudziński.
Równie dużym zaskoczeniem był repertuar. Goście weselni mogli usłyszeć interpretację „Smoke On The Water” Deep Purple i "Tush" ZZ Top.
- Ci ludzie, którzy się bawili, nie zauważyli moim zdaniem w większości tego, że zmienił się zespół - mówił Rogowiecki.
- Oni nawet nie mieli kawałka, który mogliby zagrać, zagrali Deep Purple. W sumie okazało się to dosyć do tańca - dodawała pani Dorota.
Nie mieli dowodów
Koncert był krótki - Iron Maiden zagrał 3-4 kawałki, przy czym ostatni dedykowało parze młodej. Pech chciał, że ich koncertu nie zdołał uwiecznić weselny fotograf, który zdążył już skończyć pracę.
- Musieliśmy przestać mówić znajomym, że na naszym weselu grał Iron Maiden, bo nie byliśmy traktowani poważnie. Kiedy mówiliśmy "a u nas grał Iron Maiden" słyszeliśmy "a u nas Beatelsi". Przez wiele lat o tym nie wspominaliśmy, żeby nie narażać się na śmieszność - przyznawał Żmudziński.
Ujęcia z poznańskiego wesela znalazły się jednak w filmie "Behind the Iron Curtain", który pojawił się w Polsce na DVD "Live After Death" z 2008 roku poświęconej zespołowi.
Gdy Żmudziński pierwszy raz go zobaczył omal nie spadł z krzesła. Widać jak z Dorotą patrzą z balkonu w dół na niespodziewany występ.
– To było dla mnie ogromne zaskoczenie, że oni sami zamieścili to na płycie. Nie myślałam, że będą się tym chwalić – wspominała Dorota Nawrocka w książce "Historie warte Poznania".
40 lat minęło
Po "Adrii" w Poznaniu nie ma już śladu. Dziś w jej miejscu znajduje się parking targowy. Próby czasu nie przetrwało małżeństwo pani Doroty i pana Piotra. - Oboje jesteśmy w innych związkach małżeńskich, ja mam trójkę dzieci, z czego dwójkę z drugiego małżeństwa - samych chłopców, w tym bliźniaki. Mamy z Dorotą dobre relacje. No i nie zmieniło się jedno - na koncerty nadal jeździmy - opowiadał w 2014 roku Żmudziński.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty Online