Gorzowscy radni proponują, aby zniknął drugi człon nazwy miasta, czyli "Wielkopolski". Według nich myli Polaków, którzy przez to nie kojarzą Gorzowa z województwem lubuskim - Szukają nas na mapie koło Ostrowa Wielkopolskiego, a my przecież nie z tej strony - tłumaczą. Stworzyli już projekt uchwały. Prezydent do sprawy podchodzi sceptycznie. Od zmiany nazwy woli promować miasto modernizacją.
Dwóch radnych przygotowało projekt uchwały. Jeszcze w sierpniu chcą przedstawić go na sesji rady miasta. Jerzy Synowiec, radny NowoczesnejPL, który wciela swój pomysł w życie podkreśla, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, miasto straci drugi człon nazwy już w sylwestra 2016 roku.
Pomysł nie jest nowy. W głowach urzędników pojawiał się już wiele lat temu, ale przegrywał w zderzeniu z rzeczywistością. Ostatni raz upadł w 2010 roku, kiedy zmianę nazwy forsował sam prezydent.
7 wzgórz, 7 powodów
Po co gorzowianom taka zmiana? Radny przytacza siedem argumentów, które według niego mają przekonać mieszkańców. To ma być chwytliwe siedem, bo miejscowość jest położona na siedmiu wzgórzach.
Pierwszy powód ma bazować na opinii fachowców PR, którzy wyrazili swoją opinię w temacie. "Wielkopolski" szkodzi miastu wizerunkowo, bo w żaden logiczny sposób nie kieruje skojarzeń do Gorzowa w woj. lubuskim.
Po drugie, mieszkańcy i tak posługują się skrótową wersją nazwy, pomijając drugi człon. - Trzecią kwestią jest dezorientowanie Polaków. Ludzie szukają nas na mapie obok Ostrowa Wielkopolskiego, Kalisza, a my przecież zupełnie nie z tej strony… - tłumaczy Synowiec.
"Dodatek to przydomek zad***a"
Dalej radny przedstawia kwestię honoru miasta. - Gorzów zawsze był Gorzowem. Nawet kiedy przez kilkaset lat był poza Polską, mówiło się o mieście używając naszej nazwy, dopiero w nawiasie pojawiał się "Landsberg" - dodaje.
Poza tym, druga część nazwy budzi według radnego tandetne skojarzenia. - Taki dodatek jest po prostu przydomkiem zad***a. Kojarzy się z małymi miejscowościami, których w ogóle nie warto odwiedzać - przekonuje.
Oprócz tego przypomina, że miasto od zawsze leżało na ziemi lubuskiej, Marchii Brandenburskiej, a historycznie z Wielkopolską nie miało nic wspólnego. Na koniec podkreśla, że koszty zmiany nazwy będą niewielkie. - To kwestia zmiany literek napisu nad wejściami do urzędów. Dokumenty przecież mogą zostać te same. Dowody ze starą nazwą będą ważne tak długo, aż się zniszczą lub skończy się ich ważność.
Prezydent miasta: "widzimisię"
Prezydent miasta, Jacek Wójcicki, w rozmowie z "Wyborczą", podkreśla, że decyzji na pewno nie podejmie bez odpowiednich analiz i wyliczeń.
- Nie jestem pewien, czy za nasze widzimisię nie zapłacą choćby przedsiębiorcy. Co ze zmianami w KRS? Co z działalnością koncesjonowaną - transportem, sprzedażą alkoholu? - mówi.
Priorytetowym działaniem jest dla niego krajowy rozgłos spowodowany przemianami w mieście. - Nieważne, czy robimy to w Gorzowie Wielkopolskim, czy Gorzowie - kończy.
Jeśli radni przyjmą projekt, trafi on do prezydenta miasta. Ten może zaplanować referendum bądź konsultacje społeczne, które według Synowca w zupełności "w dzisiejszych czasach" wystarczą. Proponuje załatwić sprawę elektronicznie.
Wynik takich konsultacji trafi do Rady Miasta, potem do Wojewody, następnie do Pani Premier, a jeśli ta do końca marca zgodziłaby się poprzeć zmianę, 1 stycznia 2017 roku człon "Wielkopolski" odczepiłby się od Gorzowa na dobre. Na razie jest jednak na początku długiej, "papierkowej" drogi.
Stargard już nie szczeciński
Miastem, któremu udało się pozbyć drugiego członu nazwy jest Stargard, który od 1 stycznia przestanie być Szczecińskim. Mieszkańcy 70-tysięcznego miasta od lat walczyli o zmianę, chociaż w ostatecznym głosowaniu okazało się, że nie wszyscy są do końca przekonani o świetności pomysłu.
Zobacz materiał o przyszłej zmianie na mapie Polski:
Autor: ww / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia CC BY SA 3.0