Dyrektor poznańskiego maratonu Maciej Mielęcki przyznał, że poniedziałkowy zamach bombowy w Bostonie, na pewno jeszcze bardziej wyczuli organizatorów imprez sportowych na kwestię bezpieczeństwa. - Nigdy nie wolno popadać w rutynę - zaznaczył.
Mielęcki nie ukrywa, że jest wstrząśnięty informacjami dochodzącymi z Bostonu. Organizatorzy poznańskiego maratonu, którego 14. edycja odbędzie się w październiku, przesłali kondolencje i wyrazy współczucia rodzinom ofiar oraz uczestnikom zawodów.
„Nie mówi się głośno o takich rzeczach”
- Brałem udział przy organizacji Euro 2012 i tam również omawialiśmy specjalne procedury, na wypadek różnych zdarzeń. Dla nas organizacja mistrzostw była przede wszystkim zdobywaniem doświadczenia. Mogliśmy się dowiedzieć, w jaki sposób zabezpieczać, umiejętnie ocenić ryzyko, jak zachować się, gdy ktoś zadzwoni i powie, że jest podłożona bomba i kiedy brać to na poważnie, a kiedy uznać za idiotyczny żart. Przy organizacji imprez zwykle głośno się nie mówi o takich rzeczach. Nigdy też nie należy popadać w rutynę, ale każdą imprezę traktować jak nową i podchodzić do niej ze świeżym spojrzeniem – mówi Mielęcki.
Gruba księga zasad
Dyrektor poznańskiego maratonu zapewnił, że kwestie bezpieczeństwa zawsze są priorytetem przy organizacji zawodów.
- Maraton to kilka czy nawet kilkanaście tysięcy osób na trasie, na „żywym organizmie” miasta. Tutaj z każdej bramy może wyjechać samochód, ktoś może skręcić nie w tę stronę, co trzeba. Maratończycy często biegną pod prąd z punktu widzenia ruchu drogowego. Mamy taką grubą księgę, jak projekt zabezpieczenia dróg czy ustawę o imprezach masowych. One wskazują nam, co możemy dodatkowo zrobić. Niezwykle istotna jest w tym przypadku dobra współpraca z policją – tłumaczy Mielęcki.
Największe ryzyko na starcie i mecie
Najbardziej newralgicznymi punktami maratonu są zawsze start i meta - to tu skupiają się wszyscy zawodnicy i kibice.
- Sam start rozpisany jest na czynności. Na przykład strzał startera może spowodować wystraszenie się zawodnika, a gdyby pierwszy zawodnik się wywrócił, wywraca kolejne osoby. Kolejne momenty potencjalnie niebezpieczne to strefa mety i zakończenia imprezy, w tym scena - podkreśla.
Jak dodaje, charakter maratonu utrudnia pełne panowanie i w zanadrzu trzeba mieć nie jedno a kilka rozwiązań w poszczególnych sytuacjach.
- Impreza sama w sobie jest otwarta, pokojowa. Bardzo trudna do opanowania. Jesteśmy jednak przygotowani w różnych momentach na różne sytuacje. W Poznaniu, gdy meta jest nad Maltą, ulica Krańcowa jest wyłączona z ruchu. Wyznaczona jest tędy tak zwana droga życia, przez bez zatrzymywania przemieszczają się karetki pogotowia i samochody uprzywilejowanie. Tworzy ona bezpośrednie połączenie z infrastrukturą miasta. Na mecie maratonu jest także specjalny szpital polowy, a na zawodników czekają masażyści. Ponadto zgłaszamy szpitale referencyjne, gdzie wozimy osoby którym coś na trasie się wydarzyło. Karetki są polokowane na całej trasie biegu. Odcinki są tak podzielone, że z każdego wynika do którego szpitala trafi osoba, której coś się w tym miejscu zdarzy - wyjaśnia Mielęcki.
W Nowym Jorku ciężarówki z piaskiem
Przypomina także, jak wyglądała trasa maratonu w Nowym Jorku rok po zamachu na World Trade Center.
- Widziałem zabezpieczenie imprezy, gdzie faktycznie było realne zagrożenie atakiem terrorystycznym. Na wszystkich niemal ulicach biegnących w poprzek trasy były poustawiane ciężarówki z piaskiem. Tak, aby żadnemu szaleńcowi nie przyszło do głowy rozpędzonym samochodem wjechać w tłum ludzi - opowiada.
W wyniku wybuchów, do których doszło na mecie poniedziałkowego maratonu w Bostonie, zginęły trzy osoby, a ponad 150 zostało rannych.
Autor: FC/par / Źródło: TVN 24 Poznań / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24