Matka dwuletniego Marcelka z Chodzieży (woj. wielkopolskie) przyznała się w sądzie do zabójstwa dziecka. Kobiecie grozi dożywocie. Z kolei jej partner jest oskarżony o znęcanie się nad chłopcem. Mężczyzna nie przyznaje się do postawionych mu zarzutów.
Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ruszył proces w sprawie zabójstwa dwuletniego Marcelka z Chodzieży (woj. wielkopolskie). Na ławie oskarżonych zasiedli Anita W., matka dziecka oraz jej partner Martin K.
Według ustaleń prokuratury to właśnie W. miała udusić kołdrą chłopca. Podczas postępowania kobieta początkowo przyznała się do winy, potem jednak zmieniła zdanie. - Pierwotnie podejrzana przyznała się do popełnienia zarzucanych jej czynów i złożyła bardzo obszerne wyjaśnienia. W świetle kolejnych przesłuchań zmieniła stanowisko procesowe i nie podtrzymała wcześniejszego przyznania się – mówił tuż po przekazaniu do sądu aktu oskarżenia Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Oprócz zabójstwa syna kobieta odpowiada, razem ze swoim partnerem Martinem K., za znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, narażenie go na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Mężczyznę dodatkowo oskarżono o złamanie chłopczykowi nogi w październiku 2019 r. Martin K. początkowo przyznał się do winy, ale później nie podtrzymał swoich wyjaśnień i nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
"Nie wiem, jak to się stało"
Dziś oboje oskarżeni złożyli wyjaśnienia przed sądem. Jak relacjonuje reporterka TVN24, podczas rozprawy kobieta znów zmieniła zdanie i przyznała się do zabójstwa dziecka. Choć tłumaczyła też, że nie było to jej zamierzeniem i nigdy nie chciała dziecku zrobić krzywdy.
- Nie wiem, jak to się stało, że jednak mu krzywdę zrobiłam, ciężko mi to wyjaśnić. Żyłam cały czas w wielkim stresie. Miałem problemy z Martinem, że on na mnie naskakiwał, że możemy stracić mieszkanie, właścicielka też nie pałała do mnie sympatią. Miałam problemy z utrzymaniem pracy, nie miałam z kim zostawić małego, bo Martin potrafił nie przyjść rano do domu. Wtedy wypiłam trochę, miałam naprawdę fatalny dzień. Nie poszło mi na rozmowie o pracę, pokłóciliśmy się z Martinem. Chciałam przykryć małego, bo strasznie marudził. Ciągle się bałam, że znowu usłyszę, że stracimy mieszkanie, bo on ciągle płacze. Przykryłam go tą kołderką, bo chciałam, żeby przestał płakać. Wydawało mi się, że jak odchodziłam od łóżeczka, to wszystko było dobrze. Wiem, że zasłużyłam na karę – mówiła Anita W.
Oskarżona odniosła się też do spożywania przez dziecko karmy dla gryzoni i niedopałków papierosów. - Zdarzało się, że było to rozsypane, ale sprzątałam, zanim mały zdążył to chwycić. Nie byłam idealną matką, ale zawsze starałam się jak najlepiej – podkreśliła.
Z kolei Martin K. nie przyznał się w sądzie do zarzucanego mu czynu. Powiedział też, że do składania obciążających go wyjaśnień został zmuszony przez przesłuchujących go w śledztwie policjantów i prokuratora.
Oskarżony wskazywał w wyjaśnieniach, że obojgu zdarzało się nadużywanie alkoholu. Martin K. podkreślał jednak, że miał z chłopcem lepszy kontakt. W jego ocenie Anita W. nie była dobrą matką; była porywcza, krzyczała i biła syna. We wcześniejszych zeznaniach odczytanych przez sąd, oskarżony pytany, czy Anita W. byłaby w stanie zrobić krzywdę synowi, odpowiedział, że "tak, byłaby do tego zdolna". Martin K. podkreślał, że oskarżona nie miała cierpliwości do dziecka, zastanawiała się, czy go nie oddać.
Mieszkance Chodzieży za zabicie swojego syna grozi dożywocie, a jej konkubentowi za znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem – do 10 lat więzienia.
Martwe dziecko znaleźli w mieszkaniu
Chłopiec został zamordowany w nocy z 12 na 13 marca 2020 roku. Ratownicy pogotowia ratunkowego powiadomili policję o martwym dwulatku znalezionym w mieszkaniu, w którym przebywali 21-letnia matka chłopca i jej o rok starszy partner. Dziecko było niedożywione i brudne.
Rodzina nie miała założonej Niebieskiej Karty. Ale szybko wyszło na jaw, że mały Marcel pięć miesięcy wcześniej trafił do szpitala ze skomplikowanym złamaniem nogi. Lekarze wówczas wykluczyli, by obrażenia były efektem wypadku i powiadomili o sprawie policję. Według "Gazety Wyborczej" policjanci podejrzewali, iż to partner matki chłopca złamał dziecku nogę, jednak w tej sprawie nikomu wtedy nie postawiono zarzutów. Natomiast zaraz po śmierci Marcelka parę zatrzymano. Obojgu przedstawiono zarzuty.
Według ustaleń śledczych od kwietnia 2019 r. do marca 2020 roku para miała m.in. bić i podduszać dziecko, dopuszczać do spożywania przez nie karmy przeznaczonej dla gryzoni oraz niedopałków papierosów. W grudniu 2019 r. para miała samodzielnie, bez pomocy medycznej, zdjąć opatrunek gipsowy z nogi chłopca i zaniechać jego badań kontrolnych.
Tragedia, której można było zapobiec?
W kwietniu ub.r. Prokuratura Krajowa przekazała, że w toku wyjaśniania okoliczności sprawy okazało się, iż zarówno policja, jak i chodzieska prokuratura od miesięcy dysponowały informacjami o przemocy stosowanej wobec dziecka. Mimo to nie wszczęto śledztwa i nie zlecono policjantom żadnych działań.
Prokurator generalny po dokonaniu analizy sprawy podjął decyzję o odwołaniu prokuratora rejonowego w Chodzieży oraz asesora prowadzącego sprawę znęcania się nad chłopcem. Wcześniej uchybienia i nieprawidłowości w pracy chodzieskiej prokuratury rejonowej stwierdził prokurator okręgowy w Poznaniu. Zawiesił on w czynnościach prokuratora rejonowego tej jednostki oraz asesora, który prowadził sprawę dotyczącą małoletniego. Prokurator okręgowy wystąpił także o wszczęcie wobec tych osób postępowania dyscyplinarnego, z kolei szef wielkopolskiej policji odwołał ze stanowiska komendanta powiatowego policji w Chodzieży.
Wówczas postępowanie w sprawie śmierci dwulatka zostało przekazane Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu i połączone z wyjaśnianiem uszkodzenia ciała chłopca w październiku 2019 r. W tej sprawie na zlecenie prokuratury czynności prowadzili policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24