Gdy pani Natalia zauważyła pod wieczór dwóch mężczyzn rozwieszających na ulicy Ściegiennego w Poznaniu plakaty reklamowe, postanowiła zrobić im zdjęcie. Ci czym prędzej wsiedli do samochodu i zaczęli ją gonić. Plakaty reklamowały sklep, który wcześniej rozwieszał na Wildzie nielegalne bannery. Sprawa trafiła na policję.
Do sytuacji doszło wieczorem 17 marca w poniedziałek.
Według relacji pani Natalii, jadąc samochodem z narzeczonym zauważyła przy ulicy Ściegiennego dwóch mężczyzn rozwieszających plakaty reklamowe. Postanowiła sfotografować plakaciarzy podejrzewając, że mogą to robić nielegalnie. Gdy ci zauważyli co się dzieje, mieli szybko wsiąść do samochodu i jechać za autorami zdjęć po czym nagle zajechać im w drogę.
- Zatrzymali się prawie prostopadle do nas. Mężczyzna kierujący pojazdem wysiadł z auta i kierował się w naszą stronę, po czym mój narzeczony wrzucił wsteczny bieg i cofnęliśmy się, bojąc się o własne bezpieczeństwo - mówi pani Natalia. Wtedy też zdecydowali się pojechać na policję.
Na komendzie pani Natalia zgłosiła co się stało, a po chwili... na miejscu pojawili się również ścigający ją mężczyźni.
Pretensje o zdjęcia
Wersję pani Natalii potwierdza rzecznik wojewódzkiej policji, Andrzej Borowiak.
- Tak, mamy zgłoszenie. Sprawa została skierowana do działu prewencji i policjanci będą ustalać, czy ci plakaciarze mieli zgodę właścicieli lub administratorów budynku. Jeżeli tak to nie złamali prawa, jeśli nie, jest to wykroczenie - przyznaje i potwierdza, że na policji stawili się również wieszający plakaty mężczyźni. Mieli oni pretensje do pani Natalii, że bez pozwolenia robiła im zdjęcia.
- Panowie zostali wylegitymowani i pouczeni, że każda osoba może być fotografowana i filmowana w miejscu publicznym, natomiast zdjęcia te nie mogą być publikowane bez ich zgody - mówi Borowiak.
Przemysłowa 25
- Zgłosiłam nielegalne plakatowanie. Oficjalnie stanęło jednak na tym, że byłam świadkiem "domniemanego" rozwieszania "domniemanej" nielegalnej reklamy. Komisariat opuściliśmy chwilę przed północą, jednak zamiast pojechać do domu, postanowiliśmy dokładniej przyjrzeć się "domniemanemu" plakatowi - mówi pani Natalia.
Okazało się , że są to reklamy znanego w Poznaniu z nielegalnych bannerów sklepu.
- Ja z daleka rozpoznam reklamy tego sklepu, bo na Łazarzu, gdzie mieszkam, jest ich pełno. Okazało się, że mieliśmy rację- mówi pani Natalia.
Nie ma miejsca na edukację
Z bannerami tej samej firmy walczył wcześniej aktywista miejski Tomasz Genow, który za zerwanie nielegalnie powieszonej reklamy spędził nawet dobę w areszcie. Nie jest specjalnie zdziwiony tym co robili i jak się zachowali plakaciarze.
- Widać, że przedstawiciele branży reklamowej nie przebierają w środkach. Już dawno zauważyłem, że oni mają charakter przypominający bandytów. Uważam, że to powinno dać do myślenia tym, którzy uważają, że istnieje możliwość poradzenia sobie z problemem reklamowym za pomocą edukacji. Tam gdzie w grę wchodzą pieniądze, tam kończy się edukacja a zaczyna system prawno-karny - uważa Genow.
- Jedynym wyjściem, które zakończyłoby tę wojnę i partyzantkę po obu stronach jest park kulturowy utworzony nie tylko na terenie Starego Rynku i przyległych uliczek, ale również na terenie całego centrum Poznania z Łazarzem i Wildą- dodaje.
Genow uważa, że z nielegalnymi reklamami i ludźmi którzy je wieszają należy postępować zdecydowanie i najlepszym sposobem byłaby realna groźba kary pieniężnej.
- Tu nie ma pola na edukację. Jak można edukować kogoś kto wie, że robi źle. Edukacja polega na tym, żeby uświadomić komuś, że robi niewłaściwie. Ci ludzie wiedzą to dobrze- kończy rozmowę Genow.
To, czy plakaty naklejane przy ulicy Ściegiennego również były nielegalne, wyjaśni policja.
Autor: kk / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Źródło własne