Ponad 60 wycieńczonych i zaniedbanych koni odebrano właścicielowi stadniny w Posadowie (woj. wielkopolskie). Zwierzęta tłoczyły się po kilka w jednym boksie, były ledwo żywe, miały otwarte rany. Dzień wcześniej odbyła się tam kontrola. Inspektor weterynarii broni swojej pozytywnej oceny tego, co działo się na terenie stadniny.
- Uznaliśmy, że konie powinny zostać na miejscu. Sprawy szły w dobrym kierunku, znalazły się już pod dobrą opieką. Wcześniej musiała tam dziać się makabra, na co wskazuje stan koni zastany w chwili pierwszej naszej wizyty, ale od maja-czerwca zaczęło już iść w dobrym kierunku - przekonuje w rozmowie z tvn24.pl Tomasz Jurkiewicz, powiatowy lekarz weterynarii z Nowego Tomyśla, który sprawdzał stajnię dwukrotnie.
"Zaczęły być traktowane po ludzku"
Jurkiewicz jest przekonany, że podjął dobrą decyzję.
- Kiedy nas zawiadomiono, tam już trwały wzmożone działania, aby zdrowie koni polepszyć. Gdy tam weszliśmy najbardziej chore konie były już wyselekcjonowane i odizolowane. Były w okresie rekonwalescencji - zapewnia. Jednocześnie dodaje: wcześniej jednak rzeczywiście musiała się tam dziać makabra.
Zdaniem weterynarza, odebranie koni właścicielowi jest błędem. - Jeżeli zwierzęta mają obsługę i wyżywienie na właściwym poziomie to nie ma wskazań, by zwierzęta odbierać - upiera się w rozmowie z tvn24.pl.
I powtarza, że w czerwcu wszystko szło w dobrą stronę, teraz też tak było. Była poprawa. Zabiera się, jeśli grozi im śmierć lub istnieje zagrożenie utraty zdrowia, a one od niedawna zaczęły być traktowane po ludzku – przekonuje dodając, że konie miały być pod stałą kontrolą lekarzy.
- Renomowana klinika specjalizująca się w chorobach koni sprawowała tam w ostatnim czasie opiekę wizytując stajnie co kilka dni. Sprawdziliśmy wszelkie możliwości żywieniowe, jakość i ilość karmy dla wcześniej zagłodzonych zwierząt i oceniliśmy je jako wystarczające. Te działania, które zostały podjęte przez osobę aktualnie odpowiedzialną za konie uznaliśmy za prawidłowe - wylicza Jurkiewicz.
"Takich ludzi trzeba zamykać"
Zupełnie innego zdania jest Jan Kurek, do którego gospodarstwa miały trafić cztery konie z Posadowa. Jeden z nich nie dotarł – nie przeżył transportu.
- Miałem wziąć dwa, ale pani powiedziała, że u mnie będzie im dobrze, więc zabrałem cztery – mówi. - Te konie nie miały zapasu pożywienia, były też odwodnione, w takich warunkach po prostu nie miały szans - wspomina widok stadniny w Posadowie Kurek, który był jednym z wielu hodowców którzy pojawili się, aby przygarnąć zwierzęta i pomóc im w rehabilitacji.
- Nie rozumiem, jak te konie mogły przejść jakąkolwiek kontrolę weterynaryjną pozytywnie. Konie były niedożywione, nie mogę ich teraz od razu dobrze karmić, bo nie są do tego przyzwyczajone - wyjaśnia Kurek.
- Ludzi którzy tak traktują konie należy chyba zamykać. Te konie nie mają praktycznie mięśni, brak słów. Jest to niedopuszczalne - mówi oburzony.
Jedna z największych akcji
W sobotę Pogotowie dla Zwierząt w Trzciance interweniowało w Posadowie (woj. wielkopolskie). Właścicielowi stadniny odebrano ponad 50 koni umierających z głodu i wycieńczenia. Udało się uratować 46 zwierząt. Kolejne 15 koni ewakuowano z gospodarstwa w poniedziałek.
- To jedna z największych takich akcji, do jakiej kiedykolwiek doszło w naszym kraju - mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt w Trzciance.
Autor: kk, fc/iga/zp / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Pogotowie dla Zwierząt w Trzciance