Zdarzają się ludzie dzwoniący, by zamówić pizzę czy piwo. Są też uporczywi żartownisie, ale najwięcej fałszywych alarmów to tzw. "kieszenie", czyli niezablokowany telefon, który łączy się ze 112 przez przypadek. Około 3/4 telefonów na 112 w ogóle nie wymaga interwencji. Ale każdy trzeba sprawdzić.
Polska jest w czołówce państw o największej rozpoznawalności numeru 112, ale nie idzie to w parze z wiedzą na temat jego przeznaczenia - wynika z materiału "Polski i Świata".
W całym kraju działa 17 centrów powiadamiania ratunkowego. Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez takie centrum w Poznaniu, 72 procent połączeń na 112 w tym mieście to żarty lub kompletnie bezzasadne zgłoszenia (w Warszawie to ok. 75 proc.).
- Większość fałszywych alarmów to błędy techniczne lub pomyłki. Głupie żarty to znikoma część - zastrzega Tomasz Stube z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Bo skończyła się polisa
Sporo ludzi dzwoni z niewiedzy. Zgłaszają sprawy, które po prostu nie są alarmami - reporter TVN24 przytacza przykłady kobiety, która nie umiała wyjechać z miejsca parkingowego, czy mężczyzny, któremu kończyła się polisa i nie wiedział, czy może jechać autem. Wysyp "dowcipnych" telefonów na 112 operatorzy przeżywają co roku w noc sylwestrową. Ostatnio pijani poznaniacy dzwonili np. z prośbą o budzenie lub pytaniem o... PIN do własnego telefonu.
Każde takie zgłoszenie musi być jednak sprawdzone. - Połączenia do centrów powiadamiania ratunkowego są identyfikowane, nawet te z numerów zastrzeżonych - mówi Paweł Superczyński z centrum zarządzania kryzysowego w Warszawie. Dodaje, że są też nagrywane i mogą być udostępniane policji. Co więcej, policja może namierzyć rozmówcę już w trakcie trwania połączenia. - Mówimy tu o fałszywych informacjach lub głupich dowcipach, dotyczących doniesień odnośnie możliwości podłożenia ładunku wybuchowego - wyjaśnia Mariusz Mrozek, rzecznik komendy stołecznej policji.
Ważna każda sekunda
Każde bezzasadne połączenie wydłuża jednak także czas oczekiwania na połączenie osoby, która dzwoni z rzeczywistym problemem. Jak mówi Andrzej Szymaniak, szef poznańskiego centrum, przekracza już 10 sekund i wydłuża się nawet do 40. - Każda sekunda, która upływa od przekazania zgłoszenia do pogotowia ratunkowego może mieć znaczenie dla życia ludzkiego - mówi Szymaniak.
Autor: FC, roody//kdj / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24