Konwój z pięcioma tygrysami, które pod koniec października utknęły na granicy polsko-białoruskiej, dojechał w poniedziałek do ośrodka w Villenie koło Alicante (Hiszpania). Tygrysy pokonały ponad 2600 kilometrów. Podróż zajęła im nieco ponad 42 godziny. "Teraz mogą spokojnie odpocząć w naszych przestronnych przestrzeniach" - napisała fundacja AAP Adwokaci Zwierząt (Animal Advocacy and Protection) na portalu społecznościowym. Jeden z nich nie zamierzał siedzieć w budynku, wybił szybę i wyszedł na wybieg.
W transporcie z Poznania do Hiszpanii było pięć tygrysów uratowanych przed miesiącem z transportu jadącego z Włoch do Dagestanu, który utknął wówczas na granicy polsko-białoruskiej - Merida Waleczna, Tophy, Softi oraz samce: Samson i Aqua. Zwierzęta były wówczas wygłodzone i wycieńczone. Kiedy stan ich zdrowia się polepszył, zdecydowano o przetransportowaniu ich na południe Europy.
Transport do azylu w Hiszpanii
Transport do Hiszpanii rozpoczął się w sobotę wieczorem. Jeszcze przed północą dotarł do granicy polsko-niemieckiej w Świecku.
- Czas pożegnać się z tygrysami. Zwierzęta są w drodze do Hiszpanii, do komfortowego azylu, gdzie będą pod dobrą opieką, gdzie, wierzę, będzie im dobrze - powiedział podczas postoju lekarz weterynarii Roberto Melero Astorga.
- Na początku podróży, gdy opuściliśmy zoo, tygrysy były zdenerwowane - powiedział. - Musimy się o nie troszczyć. Co dwie-trzy godziny robimy postoje. Taka długa podróż nie jest dla nich łatwa - dodał.
W niedzielę, około godziny 10, transport wjechał do Francji.
Peter de Haan, z kierownictwa stowarzyszenia, Adwokaci Zwierząt wyjaśnił, że w okolicach francuskiego miasta Bajonna konieczny był dłuższy postój w niedzielę na odpoczynek dla kierowców. - Skorzystały na nim również tygrysy, które miały wreszcie dłuższy okres bez hałasu - dodał.
Przed dotarciem do azylu w Villena transport zatrzymał się na dłużej w poniedziałkowy poranek w okolicach miasta Lloret de Mar w Katalonii.
Z "intensywnej terapii" do "sanatorium"
Podróż do azylu w Hiszpanii miała potrwać dwie doby. Udało się dojechać szybciej - bus zameldował się w ośrodku w poniedziałek około godziny 14.20.
"Będziemy dobrze dbać o tygrysy. Ze zdrowym jedzeniem, miłym miejscem do życia i najlepszą opieką medyczną. I oczywiście z całą miłością" - napisało APP w poście na Facebooku.
- Właśnie rozładowujemy transport. Tygrysy są nieco nerwowe, ale to normalne po tak długiej podróży. Poza tym są w nowym miejscu. Jeden ze zwierzaków już się rozejrzał po pomieszczeniu i położył, żeby odpocząć - powiedziała Berta Alzaga, wolontariuszka w azylu w hiszpańskiej Villenie.
Dzięki nowoczesnym klatkom, ich wyładunek nie był skomplikowanym zabiegiem i nie wymagał uśpienia zwierząt. - Cały proces trwał około pół godziny - poinformował Peter de Haan.
Jeden z tygrysów podczas rozładunku rozbił szkło w kojcu i wyszedł na wybieg zewnętrzny. Softi z kolei już po kilkunastu minutach leżała i lizała łapę. - To dobry znak. Koty tak robią, gdy są zrelaksowane - mówił jeden z przedstawicieli AAP.
Przez pierwsze tygodnie pięć tygrysów z Polski nie będzie mogło korzystać z wolnej przestrzeni azylu Primadomus. Będą musiały przejść "rutynową", trwającą miesiąc, kwarantannę, pozostając w budynku. - To duże pomieszczenie, w którym zwierzęta będą miały wystarczającą swobodę - powiedział Peter de Haan.
Pod koniec października uratowano dziewięć tygrysów. Dwa trafiły do prywatnego zoo w Człuchowie, siedem do poznańskiego Nowego Zoo. Tu wracały do zdrowia. W sobotę późnym wieczorem pięć z nich wyruszyło na południe Europy, a w Poznaniu zostały dwa najsłabsze tygrysy - samce Gogh i Khan.
#TIJGERUPDATE
— Stichting AAP (@stichting_aap) 2 grudnia 2019
Tijgers Toph, Merida, Sanson, Aqua en Softi zijn na een lange reis uit Polen, die zaterdagavond begon, eindelijk aangekomen bij AAP Primadomus in Spanje. Ze mogen nu in alle rust eerst gaan bijkomen in onze ruime verblijven. pic.twitter.com/puAFWjm7nt
W poznańskim zoo ulga. "Wszystko gładko poszło"
- Bardzo się cieszymy się, że wszystko nam gładko poszło. Nie spodziewaliśmy się, że tak dobrze pójdzie. Kilka samic napędziło nam stracha, bo nie chciały spać, musiały mieć dodatkową dawkę środka usypiającego - powiedziała w sobotę wieczorem rzeczniczka poznańskiego zoo Małgorzata Chodyła. - Zostały zapakowane do klatek transportowych, zupełnie innych, dużo większych (niż w trakcie transportu z Włoch do Dagestanu - przyp. red.), w samochodzie z ogrzewaniem i klimatyzacją, z kamerami - wyjaśniła.
- To są żywe zwierzęta i nigdy nie wiemy, czego się spodziewać, ile czasu taka akcja zajmie. To one są najważniejsze i to one dyktują warunki - dodała.
Chodyła zaznaczyła, że tygrysy nie prześpią całej podróży. - Zwierzęta muszą podróżować w sposób świadomy, nie mogą spać w czasie podróży. To przyśpienie było nam potrzebne do wniesienia do klatek, pobrania próbek krwi, sprawdzenia czipów - podkreśliła. Rzeczniczka poznańskiego zoo przekazała, że w akcję przygotowania zwierząt do podróży zaangażowanych było ponad 20 osób. Dodała, że w transporcie bierze udział doświadczona załoga. - Jeden z kierowców to lekarz weterynarii. Cały konwój będzie miał przystanki, zwierzęta będą doglądane, pojone, karmione. Są bardzo głodne, bo środek usypiający wykluczał wcześniejsze jedzenie. W czasie podróży będą jeść. Myślę, że będzie im dobrze, szczególnie tam na miejscu - zaznaczyła.
A co w Hiszpanii? - Tam czeka specjalistyczny ośrodek leczenia i rehabilitacji zwierząt właśnie po takich ciężkich traumach, w większości są to zwierzęta wykorzystywane w cyrkach - powiedziała rzeczniczka. - Taki ośrodek jest też potrzebny w Polsce i to niejeden - zauważyła.
Jest co dźwigać
Przygotowania do wyjazdu tygrysów trwały od piątku. W sobotę do placówki przyjechał lekarz weterynarii z Hiszpanii, z organizacji APP, która przyjęła drapieżniki. Sprawdził, w jakiej są kondycji, zapoznał się z ich dokumentacją medyczną oraz z topografią poznańskiego zoo.
- To ważne, bo te pięć tygrysów rozlokowane jest w trzech różnych miejscach – mówiła rzeczniczka ogrodu Małgorzata Chodyła.
Weterynarz sprawdził między innymi, gdzie może podjechać samochód i jak daleko trzeba będzie dźwigać klatki.
A było co dźwigać.
- Każdy tygrys waży około 200 kilogramów. Drugie tyle - dobra klatka transportowa – wyliczała Chodyła.
Bez "kici-kici"
W sobotę od samego rana Nowe Zoo było zamknięte dla zwiedzających.
Umieszczenie klatek z tygrysami w ciężarówce to był chyba najtrudniejszy moment akcji. - Żaden tygrys nie wejdzie nam do klatki na zawołanie: "chodź, chodź, kici-kici, jedziemy do Hiszpanii" - śmiał się Jarosław Przybylski, weterynarz z poznańskiego zoo. I zupełnie serio zastrzegł: to poważne przedsięwzięcie.
Lek nasenny podawany był przez strzykawki wystrzelone ze specjalnie przystosowanego do tego karabinu kaliber 13 mm. Przybylski celował do tygrysów zza krat, do "ruchomego celu". - Trzeba nie tylko trafić zwierzę, ale też trzeba trafić w miejsce, w którym lek będzie się odpowiednio wchłaniał - wyjaśniał w piątek Przybylski.
Udany strzał oznacza, że tygrys zasypia. - W przypadku tygrysa nie może to być przysypianie. To tak niebezpieczne zwierzę, że musi być w pełnej immobilizacji - podkreślał weterynarz.
Nim pracownicy zoo i weterynarze weszli do klatek, musieli być pewni, że tygrys jest pod narkozą. By sprawdzić, czy zwierz już zasnął, przeprowadza się "test szczotkowy".
- Podchodzi się do tygrysa i uderza go przy pomocy szczotki w okolice głowy. Jeżeli nie reaguje, to znaczy, że jest pełna immobilizacja. Jeśli podnosi głowę i próbuje się bronić, to znaczy, że dawka jest niepełna i albo trzeba suplementować dawkę, albo odstąpić od zabiegu - wyjaśniał weterynarz.
Jarosław Przybylski przyznał, że w ten sposób usypia zwierzęta niemal codziennie od lat. Ale rzadko są to tak niebezpieczne zwierzęta.
- Trochę stresu jest. Ale jestem przygotowany - zapewniał lekarz.
Policjanci z długą bronią
Środek nasenny z założenia działa około 30 minut. Dla pracowników zoo i weterynarzy był to więc wyścig z czasem. Tygrysy miały w pół godziny przede wszystkim trafić do klatek transportowych, ale weterynarze zamierzali też sprawdzić, czy zwierzęta mają chipy oraz postarać się pobrać im krew i wymazy z oka, ucha i nosa.
O bezpieczeństwo pracowników zoo dbała policja.
- Na miejscu będą dwa zespoły taktyczne z oddziału prewencji z długą bronią. Będą asystować podczas usypiania i przenoszenia tygrysów do klatek – zapowiadał przed akcją rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.
To na wypadek, gdyby któreś ze zwierząt się przebudziło i chciało zaatakować człowieka.
- Walczymy o życie i zdrowie tych zwierząt, ale bez narażania życia i zdrowia ludzkiego – mówiła o roli policji podczas rozładunku tygrysów w październiku Ewa Zgrabczyńska. Wtedy też w zoo byli funkcjonariusze i mieli broń.
Softi i Toph tuż przed wyjazdem
Pierwsza środek usypiający dostała Softi. Zasnęła, po czym została przetransportowana do klatki i do busa.
"Przyśpiona, zapakowana, oddycha dobrze" - poinformowało zoo o godzinie 15.47.
Kolejna do busa trafiła Toph. "Napędziła nam strachu, nie chciała spać" - podało zoo o godzinie 16.52.
Co się działo z tygrysami? Dzień po dniu
22 października
Transport z dziesięcioma tygrysami "na pace" wyrusza spod Rzymu do Dagestanu. Zwierzęta wiezione były w ciężarówce z napisem "Horses". Kilka zwierząt w drucianych klatkach, kilka - w skrzyniach z otworami.
Zwierzęta pokonują Półwysep Apeniński, Austrię, Słowację. Docierają na granicę polsko-białoruską.
24 października
Na granicy przewożący tygrysy mężczyźni przedstawiają dokumenty wymagane w Unii Europejskiej przy transporcie zwierząt objętych ochroną na mocy Konwencji Waszyngtońskiej.
Inspektorzy zauważają jednak, że brakuje oryginału urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne. Kierowcy mają tylko ich kopie. Polakom to wystarcza, Białorusinom nie.
- Dodatkowo okazało się, że włoscy kierowcy nie są przygotowani do podróży. Nie wiedzieli, że muszą mieć wizy. Dlatego w nocy z soboty na niedzielę wrócili na przejście w Koroszczynie. Tam daliśmy im wodę, miski na pokarm dla tygrysów, których nie mieli. Zaczęli pytać, gdzie można kupić mięso – relacjonował w rozmowie z tvn24.pl graniczny lekarz weterynarii z Koroszczyna. Ten sam, który pod koniec listopada usłyszy prokuratorskie zarzuty w związku z tym transportem drapieżników.
Noc z 26 na 27 października
Polski lekarz graniczny otrzymuje informację o tym, że jeden z tygrysów padł.
28 października
Zegar tyka, zwierzęta są w transporcie już od pięciu dni. Zaplanowany postój i wyładowanie zwierząt na przerwę, która miała nastąpić po przekroczeniu granicy z Rosją, odsuwają się w czasie. Konieczny jest plan awaryjny.
Graniczny lekarz dzwoni do wszystkich ogrodów zoologicznych w Polsce z prośbą o pomoc. Chętnych brak.
29 października
Zapada decyzja o tym, że dzikie koty będą mogły odpocząć w Poznaniu.
Pracownicy zoo pojawiają się ze swoim weterynarzem na przejściu granicznym. Stwierdzają, że zwierzęta są zapuszczone: "Tygrysy oblepione własnymi odchodami, wyniszczone, wygłodzone, nasz lekarz weterynarii określa ich stan jako tragiczny" - piszą na portalu społecznościowym.
31 października
Dziewięć z dziecięciu tygrysów, które utknęły na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie, udaje się uratować. Tuż po północy siedem trafia do poznańskiego zoo, dwa do ogrodu w Człuchowie w województwie pomorskim. Stan jednego z nich uznawany jest za ciężki.
"Przyjechały. Chude, odwodnione, z zapadniętymi oczami, futra obklejone odchodami, odparzenia od moczu, w totalnym stresie, bez woli i chęci do życia. Pokrzywione grzbiety, straszliwy smród w aucie. Skrzywdzone, cierpiące i upodlone" - informuje poznańskie zoo w komunikacie.
Natychmiastowy rozładunek wszystkich zwierząt okazuje się niemożliwy ze względów bezpieczeństwa. Na drodze do pięciu skrzyń z tygrysami stoi skrzynia, która się rozpada. Tygrys w niej jest pobudzony i agresywny.
O godz. 9, podczas briefingu prasowego, dyrektor zoo Ewa Zgrabczyńska informuje, że działania opóźnia brak asysty policji.
Nie jednego policjanta, a cały pododdział strzelców wyborowych zadysponował komendant wielkopolskiej policji do ogrodu zoologicznego. Funkcjonariusze czuwają nad bezpieczeństwem pracowników zoo, którzy próbują uśpić i przetransportować najbardziej agresywnego tygrysa.
Rozładunek kończy się około godziny 14.
- Udało nam się uratować dziewięć istnień tygrysich - mówi podczas kolejnego spotkania z dziennikarzami dyrektorka poznańskiego zoo.
Tygrysy cierpią i fizycznie, i psychicznie. - Są wychudzone, wszystkie mają poranione i poodparzane łapy. Część z nich nie ma zębów, jeden ma uszkodzone fragmenty pazurów i paliczków, bo próbował wydrapać podłogę klatki. Przez ostatnie dni były karmione kurczakami kupionymi w sklepie. To taka karma, która zapycha ich przewód pokarmowy i była jedną z przyczyn śmierci tego tygrysa, który nie doczekał ratunku – opisuje Zgrabczyńska.
***
Organizator transportu, obywatel Federacji Rosyjskiej Rinat V. zostaje zatrzymany i doprowadzony do prokuratury w charakterze podejrzanego. Usłyszał zarzuty dotyczące znęcania się nad zwierzętami. Grozi za to do trzech lat więzienia.
Według śledczych mężczyzna zorganizował transport zwierząt w nieodpowiednich dla nich warunkach, w klatkach ograniczających swobodę, nie zapewnił odpowiedniej ilości pokarmu i dostępu do wody, w wyniku czego jeden z tygrysów padł. - Podejrzany nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, których treści nie ujawniamy - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka.
***
Główny Inspektorat Weterynarii dziękuje poznańskiemu zoo za współpracę przy ratowaniu drapieżników: "Dziękuję Dyrekcji Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu za pozytywną odpowiedź na apel Inspekcji Weterynaryjnej i przyjęcie zwierząt, a pracownikom obecnym na przejściu granicznym za specjalistyczną pomoc. Nasze wspólne wysiłki pozwoliły uratować tygrysy" – głosi komunikat.
Jednocześnie do mediów trafia informacja sprzeczna z wcześniejszym komunikatem. Wynika z niej, że polski weterynarz uznał najpierw stan drapieżników za dobry.
3 listopada
"Przytul tygrysa" - apeluje szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak i informuje, że przekazuje finansową część Nagrody imienia Andrzeja Wajdy na rzecz poznańskiego zoo. Dyrekcja zoo chciałaby w przyszłości stworzyć azyl dla takich zwierząt. Do tego potrzebne jest 6 milionów złotych.
4 listopada
Kolejne zarzuty za transport tygrysów. Tym razem dla dwóch kierowców. Także odpowiedzą za znęcanie się nad zwierzętami. Mieli ich nie karmić i nie poić.
Kierowcy nie przyznają się do winy, składają wyjaśnienia, których prokuratura nie ujawnia. Prokurator występuje o zastosowanie aresztu, ale sąd nie uwzględnia tego wniosku. Obaj mężczyźni wychodzą na wolność.
5 listopada
Zwierzęta powoli dochodzą do siebie i aklimatyzują się w dwóch nowych, tymczasowych domach - w ogrodach zoologicznych w Poznaniu i w Człuchowie. Siedem tygrysów (tych z Poznania) odwiedza lekarz weterynarii Hester van Bolhuis z hiszpańskiego stowarzyszenia AAP Primadomus.
- Przyjechaliśmy sprawdzić, czy są gotowe do podróży. Część tygrysów trafi do naszego azylu, będą tam miały bardzo dobre warunki. Muszą jednak wydobrzeć fizycznie i psychicznie - mówi van Bolhuis.
Tego samego dnia odbywa się kontrola powiatowego lekarza weterynarii. Jego zastępca Aleksandra Kempska wyjaśnia, że to kontrola interwencyjna, przeprowadzana - jak w tym przypadku - "jeżeli jest naruszony dobrostan zwierząt, zwierzęta są wymęczone, niewiadomego pochodzenia". W zoo zarządzona zostaje kwarantanna.
7 listopada
Włoscy kierowcy nagrywają tygrysy. Filmiki ślą do aktywistów broniących praw zwierząt. Ci publikują je. Sprawę nagłośniła dziennikarka tvn24.pl.
Andrea Cassini z włoskiej organizacji LAV (Lega Anti Vivisezione, po polsku Stowarzyszenie przeciwko Wiwisekcji, to odpowiednik naszego OTOZ Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt - red.) w rozmowie z Wandą Woźniak z tvn24.pl zapewnia, że LAV zależy na pociągnięciu do odpowiedzialności osób stojących za transportem.
- Składamy wniosek na policję, ale w sprawie, a nie przeciwko komuś. Chcemy się dowiedzieć, kto tak naprawdę powinien zostać ukarany: właściciele, ci, którzy naszym zdaniem zapłacili za tygrysy, czy też włoskie władze, które wydały zgodę na transport – mówi Cassini.
14 listopada
Sąd w Lublinie uchyla areszt wobec organizatora transportu tygrysów z Włoch do Rosji - Rinata V..
Wcześniej Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej zastosował wobec niego areszt warunkowy na trzy miesiące. Mężczyzna mógł wyjść na wolność po wpłaceniu poręczenia majątkowego w kwocie 30 tysięcy złotych. W końcu wyszedł, nie musząc nic płacić.
19 listopada
Zoo po raz pierwszy podaje termin przewiezienia niektórych tygrysów do Hiszpanii.
Samson, Aqua, Softi, Toph i Merida mają wyruszyć w niedzielę, 24 listopada.
20 listopada
Stan jednego z tygrysów uratowanego z transportu do Dagestanu jest bardzo poważny - informuje poznańskie zoo. Kot ma kłopoty z oddychaniem i trawieniem. W nocy zostaje uśpiony i zbadany.
Gogh, jak informuje lekarz weterynarii z ogrodu zoologicznego, ma objawy typowego bólu otrzewnowego. Trzeba działać.
- Po badaniach okazało się, że mamy do czynienia z rozszerzeniem żołądka lub skrętem żołądka. Jest to bardzo bolesne. Podjąłem decyzję o natychmiastowej laparotomii zwiadowczej i wykonaniu zabiegu – mówi Jarosław Przybylski.
Wieczorem Gogh dostaje pierwszą, pomniejszoną porcję mięsa wraz z rosołem, w którym rozpuszczono leki. Rokowanie są bardzo ostrożne.
21 listopada
Tygrysy jednak nigdzie na razie nie jadą. Winą za to dyrektor ogrodu obarcza decyzję wójta Terespola.
Pomoc w rozwiązaniu tej patowej sytuacji proponuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
***
Gogh, jeden z uratowanych tygrysów z transportu do Dagestanu, powoli wraca do zdrowia.
25 listopada
Zoo ogłasza, że tygrysy wkrótce zostaną przetransportowane do azylu w Hiszpanii. Zgodę wydało Ministerstwo Klimatu w porozumieniu z Prokuraturą Okręgową w Lublinie.
- Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody są przepisy, zezwalające na podejmowanie decyzji w stanie wyższego interesu społecznego, konieczności związanej z zagrożeniem zdrowia i życia zwierząt. Wtedy, kiedy wiadomo, że mogą przejechać z warunków gorszych w warunki lepsze - informuje Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo.
***
Kolejne zarzuty w postępowaniu dotyczącego transportu zwierząt. Tym razem usłyszał je Jarosław Nestorowicz (wyraził zgodę na podanie pełnego nazwiska - przyp. red.), graniczny lekarz weterynarii w Koroszczynie.
Nestorowicz miał zaniechać sprawdzenia stanu zdrowia i nie zadbać o poprawienie warunków tygrysów, które utknęły tam na terminalu granicznym. Prokurator uznał, że Nestorowicz posiadał wiarygodne informacje o długotrwałym transporcie tygrysów, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji dotyczącej zwierząt, pogarszającym się stanie ich zdrowia i zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę na Białoruś. Nie podjął w tej sytuacji działań, do których był prawnie zobowiązany jako funkcjonariusz publiczny, graniczny lekarz weterynarii.
Jarosław Nestorowicz nie przyznaje się do winy. Za czyny zarzucane podejrzanemu grozi kara do trzech lat więzienia.
29 listopada
Troje zastępców prezydenta Poznania: Katarzyna Kierzek-Koperska, Bartosz Guss i Mariusz Wiśniewski odwiedza poznańskie zoo. - Przyszliśmy się pożegnać z bohaterami ostatnich kilku tygodni - wyjaśnił Guss, dodając, że liczy, iż tygrysy szczęśliwie dotrą do nowego domu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: fc,akw/aa/ww/i,pm,rzw / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: AAP