Ci, którzy przeżyli sobotnią tragedię na torach, mówią o cudzie albo o drugiej szansie od losu. Wśród nich są konduktorzy obu pociągów, którzy powinni być w pierwszych, najbardziej zniszczonych wagonach - tam był ich przedział i ich rzeczy osobiste. Kontrola biletów się jednak przeciągnęła i utknęli w ostatnich wagonach. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i z konduktorów stali się ratownikami.
Paweł Ważny to kierownik pociągu z Przemyśla do Warszawy Wschodniej. Przed sobotnią katastrofą, podczas której jego pociąg zderzył się z innym, relacji Warszawa -Kraków, pracował na tym stanowisku od 3 lat.
- Byliśmy na kontroli biletów. Kończyliśmy ostatni wagon sprawdzać i mieliśmy wrócić do przedziału służbowego, a ten był w pierwszym wagonie za lokomotywą - opisuje w rozmowie z TVN24.
Zdzisław Myszor to konduktor pociągu z Przemyśla. Na kolei pracuje od 25 lat. - To po prostu nasza praca. Żeby nie zostawić kogoś bez pomocy. Jak się da uratować komuś życie. Nie byliśmy na tyle poszkodowani, żeby nie pomagać - mówi przed kamerą.
Obaj twierdzą, że to podróżni dali im drugie życie. Bo pytali o różne rzeczy i kontrola biletów trwała dłużej, niż powinna.
Nie czują się bohaterami
Gdy doszło do katastrofy, ruszyli z pomocą pasażerom. Po chwili zjawili się pierwsi strażacy i ratownicy. Dopiero wtedy konduktorzy skończyli pracę, bo sami stali się pacjentami.
- Nie bacząc na swój stan zdrowia nieśli pomoc wszystkim poszkodowanym pasażerom - powie potem minister transportu Sławomir Nowak. Ich czyn nazwie "bohaterskim". - Nie czuję się bohaterem. Są nimi wszyscy, którzy tam pomagali - mówi Ważny.
Obaj chcą wrócić do pracy najszybciej jak się da.
W sobotniej katastrofie pociągów w Szczekocinach (woj. śląskie) zginęło 16 osób a 57 zostało rannych . To największy wypadek na kolei od 1989 roku. We wtorek w całym kraju, tak jak dzień wcześniej, obowiązuje żałoba narodowa.
W związku z katastrofą infolinie nt. poszkodowanych uruchomiło działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Numery telefonów to 32 20 77 201 i 32 20 77 202.
Źródło: tvn24