Pilot i ratownik zginęli w katastrofie śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, do której doszło we wtorek rano koło Jarostowa (Dolnośląskie). Śmigłowiec rozbił się lecąc na pomoc rannym w karambolu na trasie A4. Katastrofę lotniczą przeżył lekarz, który w stanie ciężkim przewieziony został do szpitala wojskowego we Wrocławiu. Tam pomyślnie przeszedł operację nóg. W karambolu poszkodowanych zostało 10 osób, w tym kobieta w ciąży.
Pilot helikoptera Janusz Cygański był kierownikiem wrocławskiej bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W katastrofie zginął też pielęgniarz Czesław Buśko. – To bardzo doświadczeni pilot i ratownik - jedni z najlepszych, jacy pracowali w naszej firmie. Ich odejście to wielka strata – oświadczył dyrektor medyczny LPR Zbigniew Żyła.
Lekarz już po operacji
Andrzej Nabzdyk lekarz, który jako jedyny członek załogi śmigłowca przeżył katastrofę jest już po operacji. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nabzdyk jest aktualnym mistrzem świata ratowników medycznych. W zeszłym roku w raz z ratownikiem Andrzejem Kołackim oraz pielęgniarzem Adamem Płaczkiem zwyciężył w zawodach w Izraelu.
O wypadku zawiadomił lekarz ze śmigłowca
Zadzwoniłem do Andrzeja (rannego lekarza – red.), że jakiś śmigłowiec ratunkowy miał wypadek, a on powiedział, że wie, bo to jego śmigłowiec. Wojciech Kopacki, koordynator medyczny PSP we Wrocławiu
Śmigłowiec rozbił się w okolicach Jarostowa, w pobliżu zabudowań. O wypadku zdołał jeszcze zawiadomić telefonicznie lekarz ze śmigłowca. Później służby ratunkowe miały problemy ze zlokalizowaniem rozbitej maszyny. Śmigłowiec spadł w pobliżu zabudowań, ale od strony autostrady miejsce to osłonięte jest drzewami, zaś od strony wiejskiej drogi niewielkim wzniesieniem. Dodatkowo akcję utrudniała gęsta mgła.
Stała łączność z rannym lekarzem
Wojciech Kopacki, koordynator medyczny Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu znał załogę śmigłowca i jako jeden z pierwszych dotarł na miejsce wypadku. - Zadzwoniłem do Andrzeja (rannego lekarza – red.), że jakiś śmigłowiec ratunkowy miał wypadek, a on powiedział, że wie, bo to jego śmigłowiec - relacjonował Kopacki. Dodał, że później ktoś przez cały czas starał się utrzymywać łączność telefoniczną z bardzo poważnie rannym lekarzem.
W stanie ciężkim do szpitala
- Gdy dotarłem na miejsce, zająłem się jego nogami. Były w złym stanie, ale przede wszystkim starałem się z nim cały czas rozmawiać - mówił Kopacki. Tuż po wypadku ranny lekarz został przetransportowany śmigłowcem do szpitala wojskowego, gdzie zajęli się nim lekarze z oddziału medycyny ratunkowej.
Katarzyna Żytniewska z wrocławskiego szpitala wojskowego poinformowała, że ranny w wypadku lekarz trafił do placówki w stanie ciężkim, ale po wstępnych badaniach udało się wykluczyć urazy głowy. Przeszedł operację nóg, która zakończyła się pomyślnie.
Świadkowie: jakby silnik się rozlatywał
Straż pożarna zneutralizowała paliwo lotnicze, które rozlało się w promieniu 20 metrów od rozbitego śmigłowca. Komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu Jarosław Wojciechowski w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że służby dotarły do rozbitej załogi w ciągu godziny.
Policjanci zaoferowali też pomoc psychologiczną rodzinom ofiar wypadku. Szczątki wraku śmigłowca znajdują się w promieniu nawet kilkudziesięciu metrów od miejsca katastrofy. Jeden ze świadków wypadku powiedział, że to, co pozostało z rozbitej maszyny przypominało "górę złomu, a nie helikopter". Inny dodał, że słyszał "krótki warkot silnika, ale taki mocny, jakby silnik się rozlatywał". Po pięciu sekundach - według relacji - maszyna spadła. - Łubudu. Koniec. I tyle - opowiada mężczyzna.
"Zobaczyłem tam straszne rzeczy"
Na miejsce wypadku przyjechał wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec, który nie chciał opowiadać o tym co zobaczył na miejscu. - Zobaczyłem tam straszne rzeczy. Więcej nic nie powiem - mówił wojewoda.
Ministerialni urzędnicy nie dolecieli
Na miejsce zdarzenia mieli przyjechać również przedstawiciele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwa Zdrowia. - Przedstawiciele obu ministerstw mieli przylecieć z Warszawy śmigłowcem, ale nie otrzymali zgody na wylot ze względu na złe warunki atmosferyczne - powiedziała Dagmara Turek-Samól, rzeczniczka wojewody dolnośląskiego.
Prokuratura wszczęła postępowanie ws. katastrofy
Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Na miejsce jadą przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Postępowanie w sprawie wypadku wszczęła Prokuratura Okręgowa w Legnicy.
Jak poinformowała rzeczniczka prasowa legnickiej prokuratury Lilianna Łukasiewicz, postępowanie w sprawie spowodowania katastrofy w ruchu lotniczym ma wyjaśnić, jak doszło do wypadku i kto ponosi za to odpowiedzialność.
- Musimy wyjaśnić, czy wypadek spowodował błąd pilota, czy może jakaś usterka maszyny. Jeśli śmigłowiec był niesprawny, to musimy wyjaśnić z czyjej winy. Może się jednak okazać i tak, że mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem - a winę ponosi pogoda, trudne warunki atmosferyczne - powiedziała Łukasiewicz.
Rzeczniczka wyjaśniła, że na miejscu tragedii pracuje kilku prokuratorów, którzy prowadzą oględziny, zabezpieczają ślady. - Do wyjaśnienia sprawy będą nam potrzebne różne ekspertyzy, m.in. komisji (badania) wypadków lotniczych - powiedziała.
Raport nt. przyczyn katastrofy za pół roku
Eksperci będą badać wrak śmigłowca i miejsce tragedii, rozmawiać ze świadkami, a także oceniać warunki meteorologiczne w chwili wypadku. Na tych podstawach określą przyczyny zdarzenia. Jak powiedział szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, wstępnie poda je w przyszłym tygodniu. Jednak na ostateczny raport trzeba będzie poczekać około pół roku.
Lecieli do wypadku
W karambolu, do którego doszło około godziny 7.30, zderzyło się 10 pojazdów, w tym 2 tiry i bus. Z relacji świadków wynika, że samochody jechały bardzo wolno po śliskiej drodze i tylko dzięki temu nikt poważnie nie ucierpiał. 10 osób jest rannych, a wśród nich kobieta w ciąży. Została przewieziona do szpitala, gdzie po opatrzeniu wyszła do domu.
Ślisko na drodze
Zapytaliśmy Andrzeja Maciejewskiego, rzecznika Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych, jak wygląda droga, na której doszło do karambolu. Przyznał, że nawierzchnia była śliska. Zaznaczył jednak, że jego zdaniem reakcja drogowców była właściwa. – Maszyny, które odśnieżają i solą drogę wyjechały w nocy około godziny 3. na trasę – zapewniał w TVN24 Maciejewski. Dodatkowym utrudnieniem, które opóźniało dotarcie karetek na miejsce wypadku jest brak pasa awaryjnego na zablokowanym odcinku A4.
W karambolu nikt poważnie nie ucierpiał
Marlena Mokrzanowska, rzecznik szpitala w Legnicy poinformowała, że nikomu z osób poszkodowanych w karambolu nic poważnego się nie stało. - Stan rannych w wypadku osób jest stabilny i żadnej z osób, które przebywają w szpitalu nie zagraża niebezpieczeństwo. Trzy osoby po opatrzeniu zostały zwolnione do domu, w tym również kobieta w ciąży - powiedziała Mokrzanowska.
Niewykluczone, że przyczyną karambolu były złe warunki atmosferyczne - na Dolnym Śląsku sypie śnieg.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24