Policjanci zatrzymali Stanisława R. z Łodzi i zawieźli go do policyjnego aresztu. Potem - razem z aresztantem podejrzanym o morderstwo - wsadzono go do policyjnej więźniarki i przewieziono do sądu. Wszystko dlatego, że nie stawiał się na nie swoich rozprawach.
- Spojrzałem przez judasza i zobaczyłem dwóch policjantów. Uprzejmie zaprosiłem ich do domu, jednak oni podniesionym tonem oświadczyli, żebym nie był taki uprzejmy, bo jest problem - opowiada 62-letni Stanisław R.
Następnie mężczyznę przewieziono do aresztu. - W areszcie traktowano mnie jak zwykłego przestępcę. Musiałem stać na baczność. Zabrano mi nawet okulary, w których chodzę - żali się poszkodowany.
Zatrzymali, bo nie przychodził do sądu
Stanisława R. zatrzymano, ponieważ nie zgłosił się na proces swojego byłego pracodawcy, w którym bez swojej wiedzy został świadkiem. Mężczyzna nie stawiał się na rozprawy, ponieważ wezwania z sądu przychodziły na jego stary adres.
- Policja nie ustaliła mojego miejsca pobytu, żeby mnie powiadomić o rozprawie sądowej. Ale znalazła moje nowe miejsce pobytu, żeby mnie aresztować - opowiada Stanisław R.
Zgodnie z procedurami
Jednak funkcjonariusze tłumaczą, że wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi procedurami.
- Otrzymując z sądu nakaz o doprowadzeniu czy zatrzymaniu osoby, która nie stawia się na rozprawę, po prostu wykonujemy swoje czynności, do których jesteśmy zobowiązani. - mówi st. asp. Katarzyna Zdanowska z policji w Łodzi. I dodaje: - Robimy to oczywiście zgodnie z procedurami i obowiązującymi przepisami.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24