Po wprowadzeniu przepisów o "dobru dziecka" liczba postępowań dyscyplinarnych w sprawie nauczycieli znacząco wzrosła, a rzecznicy zajmowali się też błahymi sprawami, które można było rozwiązywać w szkole. Po roku Dariusz Piontkowski zaproponował zmianę przepisów, ale budzącego wątpliwości terminu nadal nie chce zdefiniować.
Ta sprawa ciągnie się od ponad roku. W czerwcu 2019 roku do przepisów oświatowych wprowadzono pojęcie "dobro dziecka". Termin nie ma definicji, ale naruszenie "dobra dziecka" może być powodem wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec nauczyciela.
Te zmiany w Karcie Nauczyciela wprowadzono m.in. na wniosek Rzecznika Praw Dziecka. Miały poprawić bezpieczeństwo uczniów. Weszły w życie 1 września 2019 roku.
Czy za podniesiony głos należy się kara?
I tak oto do rzeczników dyscyplinarnych, działających w każdym województwie, trafiły na przykład sprawa nauczyciela, który wypuścił ucznia do toalety w czasie lekcji czy innego, który zbyt późno złożył dokumentację szkolnej wycieczki. Wcześniej takie sprawy, zdaniem związkowców "błahe", rozwiązywano w szkołach.
Sam minister Piontkowski przyznawał, że wszczynane postępowania nie zawsze są zasadne. – Bo czy sam podniesiony głos nauczyciela na sali gimnastycznej to wystarczający powód? – zastanawiał się w styczniu. – Chodzi też o to, by te przepisy były stosowane ze zdrowym rozsądkiem i dobrą wolą. Tymczasem docierają do nas sygnały o postępowaniach wszczętych na przykład po to, by uniemożliwić komuś start w konkursie na dyrektora szkoły. Tak zdecydowanie nie powinno być – dodawał.
W efekcie wprowadzenia nowych przepisów znacząco wzrosła liczba postępowań. W 2018 roku było ich około 700, a w 2019 roku około 1000. Przy czym nowe przepisy obowiązywały tylko przez cztery miesiące ubiegłego roku.
Nauczycielskie związki zawodowe - ponad podziałami, bo w sprawie podobnie wypowiadały się skłócone na co dzień Związek Nauczycielstwa Polskiego i Solidarność - krytykowały rozwiązania prawne dotyczące dyscyplinarek.
Lewica proponowała
Minister edukacji Dariusz Piontkowski parokrotnie spotykał się w tej sprawie z przedstawicielami związków i obiecywał zmiany, ale nigdzie mu się z nimi nie spieszyło. Ostatecznie w lipcu zaproponował związkowcom nowe rozwiązania, które mają pomóc uniknąć kłopotów wynikających z ubiegłorocznej reformy.
20 lipca ZNP skierował do Ministerstwa Edukacji Narodowej opinie na temat projektu zmian. W projekcie znalazło się m.in. wydłużenie do 14 dni czasu na zawiadomienie rzecznika dyscyplinarnego o podejrzeniu popełnienia przez nauczyciela czynu naruszającego "dobro dziecka". W obecnym stanie prawnym dyrektor szkoły miał na to tylko trzy dni, co również miało wpływ na zwiększenie liczby zgłoszeń - dyrektor nie miał czasu szczegółowo zapoznać się ze sprawą, więc od razu kierował ją do rzecznika. Zmiana to efekt porozumienia między ministrem a związkowcami, do którego doszło w lutym.
Związkowcom zależało w tej sprawie na czasie. Dlatego wiosną, na wniosek ZNP, posłowie Lewicy przedstawili w Sejmie projekt, który zakładał wydłużenie czasu na zgłoszenie z trzech do 14 dni. Wtedy jednak to rozwiązanie odrzucono decyzją posłów PiS. Teraz MEN w swoim projekcie proponuje to samo rozwiązanie.
- Żałujemy, że te przepisy w ogóle weszły w życie, bo już przed rokiem mówiliśmy dokładnie, jak skończy się ich uchwalenie. Cieszy jednak, że minister Piontkowki znalazł w sobie tę odrobinę refleksji, by się z nich wycofać - mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. - Chociaż szkoda, że nie słuchał, gdy my, a później posłowie Lewicy, proponowali to samo - dodaje.
"Zwrot niedookreślony"
Dodatkowo proponowane przez MEN zmiany - zdaniem związkowców - nie rozwiązują wszystkich problemów, bo nadal nie wiadomo, czym jest "dobro dziecka". Dlatego ZNP po raz kolejny zaproponowało (robiło to jeszcze przed wprowadzeniem w życie przepisów), by "dobro dziecka" dookreślić.
"Pojęcie to jest zwrotem niedookreślonym, co może prowadzić do problemów interpretacyjnych i nieprawidłowego zastosowania. Dyrektorzy szkół nie są prawnikami, a dodatkowo pojęcia niedookreślone podlegają czasami rozbieżnej wykładni, tak na gruncie nauki prawa, jak i orzecznictwa" - czytamy w opinii związkowców.
- Przepis, który zakłada możliwość ukarania nauczyciela, powinien zawierać bardzo precyzyjne, może skatalogowane działania, które to dobro naruszają - mówi Broniarz. - Chodzi o to, żebyśmy nie posługiwali się mało konkretnymi sformułowaniami. To jest ważne nie tylko dla nauczycieli, ale i dla dobra dziecka - dodaje prezes ZNP.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Adam Guz/KPRM