We wrocławskim szpitalu zmarł lekarz, u którego potwierdzono obecność wirusa A/H1N1. O ciężko chorym mężczyźnie było głośno przed dwoma tygodniami, kiedy przewożono go z Kępna do Wrocławia. Trasa 80 kilometrów zajęła 3,5 godziny.
Lekarz zmarł około południa. Przyczyną śmierci były powikłania z płucami, lekarze stwierdzili niewydolność oddechową. Pacjent zmarł mimo, że przez ostatnie kilka dni podłączony był do specjalnej aparatury. Lekarze wykluczają, by miało to związek z dramatycznymi okolicznościami transportu z 26 listopada.
Wtedy podczas transportu ciężko chorego pacjenta okazało się, że z powodu awarii akumulatorów zasilających w karetce płucoserce jej załoga musiała wielokrotnie doładowywać je na przydrożnych stacjach benzynowych. Pokonanie 80-kilometrowej trasy z Kępna do Wrocławia zajęło ponad 3,5 godziny.
Już po dotarciu na miejsce lekarze zapewniali, że transport - choć dramatyczny - nie spowodował pogorszenia stanu zdrowia pacjenta.
Kiedy okazało się, że mężczyzna jest zarażony wirusem A/H1N1, przebadano też jego rodzinę. Obecność wirusa potwierdzono wówczas u żony pacjenta i jego syna. Na szczęście w ich przypadku wirus okazał się niegroźny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24