Co szósty kandydat w nadchodzących wyborach jest samorządowcem - pisze środowa "Rzeczpospolita". To absolutny rekord, a palmę pierwszeństwa dzierżą kandydaci na listach Prawa i Sprawiedliwości. Z tych wystartuje aż 310 lokalnych polityków. To prawdziwy exodus działaczy, którzy jeszcze rok temu tłumaczyli wyborcom, że chcą działać na rzecz lokalnej wspólnoty.
Wielu z tych, którzy chcą spróbować swoich sił na Wiejskiej tłumaczy, że w samorządzie "walą od lat głową w mur", dla części jednak to po prostu kolejny etap kariery i "trampolina do polityki na wyższym szczeblu".
1172 chętnych
O tym, jak zakończy się wyścig po władzę wszyscy dowiedzą się po 9. października, ale cztery główne siły polityczne w kraju mają do startu samorządowców jednakowe podejście. Z list PiS-u wystartuje ich bowiem 310, po szyldem PO - 278, PSL-u - 268, a SLD - 212.
Łącznie do Sejmu startuje 1037 radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, którzy stanowią 14 proc. wszystkich kandydatów. Jeszcze więcej chce ich zasiąść w Senacie. Tam wśród 501 kandydatów aż 135 (26 proc.) to samorządowcy.
"Krótka ławka"
Każdy kij ma jednak dwa końce i jeśli na jednym znajdują się "ludzie z ambicjami" to na drugim są partie, które lokalnymi działaczami zapełniają luki. Dobrze obrazuje to przypadek wójta Wilkowa (woj. lubelskie) Grzegorza Tresińskiego. Jego kusiły i PO, i PiS i SLD. Trsiński wybrał Lewicę, bo ta zaproponowała mu najwyższe miejsce.
- Rozpoznawalni samorządowcy to sposób na uzyskanie lepszego wyniku wyborczego i syndrom krótkiej ławki we wszystkich partiach - zauważa cytowany przez "Rz" Wojciech Jabłoński, politolog.
Na ten pierwszy liczą zdaniem dziennika przede wszystkim Ludowcy, którzy w 2010 roku odnotowali bardzo dobry wynik w wyborach lokalnych i teraz "wyszło im z badań, że w 75 proc. powtórzą sukces, jeśli postarają się o głosy na prowincji" - dodaje Jabłoński.
Wójtów, burmistrzów i prezydentów miast najwięcej pozyskało właśnie PSL. Jest ich aż 53. Spod znaku Platformy wyjdzie 21, a PiS-u tylko czterech.
Powtórne wybory, duże wydatki
Jeśli start w wyborach do parlamentu się powiedzie to w gminach liczących powyżej 20 tys. mieszkańców mandaty przypadną tym, którzy w wyborach samorządowych uzyskali drugi wynik. Jednak w przypadku 2149 mniejszych gmin mogą być potrzebne wybory uzupełniające.
Cytowana przez dziennik Beata Tokaj z Krajowego Biura Wyborczego tłumaczy, że to dlatego, iż w mniejszych gminach głosuje się na kandydatów, a nie na listy. Dodatkowe wybory będą też potrzebne wszędzie tam, gdzie z mandatu samorządowca zrezygnuje wójt, burmistrz czy prezydent miasta. - Wybory uzupełniające to koszt 10-20 tys. zł od kandydata, informuje Tokaj. Gdyby powtórzyć je w 2 tys. gmin kwota ta urosłaby do wielu milionów.
"Rz" przypomina, że po wyborach w 2007 r. tylko dwóch samorządowców zrzekło się poselskich mandatów. Andrzej Łoś z PO pozostał marszałkiem Dolnego Śląska, a Adam Struzik z PSL na tej samej funkcji na Mazowszu.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24