Z ustaleń komisji badającej tragiczny wypadek w czasie pokazów lotniczych w Radomiu wynika że zawiódł Lech Marchelewski, lider zespołu akrobacyjnego, który nie wykonał prawidłowo figury. Do raportu komisji dotarł "Dziennik".
Komisja badająca katastrofę podczas ubiegłorocznego Air Show w Radomiu zakończyła już najważniejsze prace. Raport będzie gotowy pod koniec kwietnia.
Pierwszego września 2007 roku w czasie radomskich pokazów rozbiły się dwa samoloty zespołu akrobacyjnego "Żelazny". Zginęli doświadczeni piloci: Lech Marchelewski, lider zespołu oraz Piotr Banachowicz. Wykonywali skomplikowaną figurę, tzw. rozetę. Polega ona na tym, że najpierw trzy samoloty lecą razem pionowo w górę, później rozchodzą się na trzy strony i każdy zatacza pętlę. Potem schodzą się nisko nad ziemią. Mijającą się parę samolotów lider przecina pod kątem 90 stopni. W Radomiu figura się nie udała. Lech Marchelewski uderzył od dołu w samolot Banachowicza.
Co ustaliła komisja Komisja wykluczyła usterkę maszyny, wpływ pogody, błędy w organizacji pokazów. Odrzucono też hipotezę, że lider próbował popełnić samobójstwo (brano ją pod uwagę, ponieważ był to jego pożegnalny lot). - Nie zapraszałby żony na kolejny dzień pokazów. Nie stwierdziliśmy, by miał problemy rodzinne - mówi Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Jest pewne, że to Marchelewski nie wykonał figury prawidłowo. To on miał obserwować dwa pozostałe samoloty i pilnować odległości od nich. - Według programu miał przelecieć pod mijającą się parą samolotów. Przeszedł jednak za wysoko, na poziomie kolegi nadlatującego z jego lewej strony - mówi Klich.
Marchelewski zobaczył kolegów w ostatniej chwili. Podbił maszynę do góry, ale było za późno.
Komisja nie wie, co sprawiło, że Marchelewski nie widział kolegów. Pilota mogło przyćmić podczas wyprowadzania maszyny z pętli. Wówczas występują przeciążenia. Mogą im towarzyszyć zaburzenia wzroku. Zdaniem Klicha, taka przyczyna błędu doświadczonego pilota jest bardzo prawdopodobna.
"Czekamy na raport" Na raport komisji czeka Aeroklub Ziemi Lubuskiej, skąd pochodzili piloci z "Żelaznego". Jeszcze przed katastrofą do zespołu przyjęto dwóch nowych pilotów, po niej - trzeciego. - Czekamy na raport. Rezerwujemy terminy kolejnych pokazów, ale na razie nie podpisujemy umów - mówi Artur Haładyn, dyrektor aeroklubu.
Z sześciu samolotów zostały cztery. Zespół jest na razie gotowy do wykonywania akrobacji w składzie trzech. - Dajemy sobie trzy lata, żeby wrócić do wykonywania akrobacji szóstką - mówi Haładyn.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24