Meżczyzna, którego zatrzymano w związku z fałszywmi alarmami bombowymi, a później wypuszczono z powodu braku dowodów, zapowiada pozwanie państwa. Jak mówił w rozmowie z TVN24, będzie walczył o odszkodowanie. - Nie mieli podstaw ani dowodów, to były ich tylko domyślenia w tej sprawie, że mogę mieć coś wspólnego - tłumaczył. Z kolei szefowie MSW i policji podkreślają, że zatrzymanie mężczyzny pomogło w zatrzymaniu prawdziwego sprawcy ataku.
W ubiegły wtorek po fałszywych alarmach bombowych w kraju sprawdzono 22 obiekty - szpitale, prokuratury, sądy, komendy policji, centra handlowe i teren przyległy do siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ewakuowano ponad 2,7 tys. osób.
Tego samego dnia policja poinformowała o zatrzymaniu dwóch mężczyzn mających mieć związek ze sprawą. W czwartek zostali zwolnieni. Teraz jeden z nich domaga się odszkodowania. - Byłem zszokowany przybyciem Centralnego Biura Śledczego z Katowic. Moja reakcja była jednoznaczna: postanowiłem poprosić funkcjonariuszy CBŚ, żeby przekazali mi informacje w postaci protokołu zatrzymania mojej osoby, poprosiłem o przekazanie protokołu przeszukania mojego domu. Policjanci nie dysponowali takimi dokumentami - opowiada mężczyzna.
"Nie dostałem pisma o decyzji ws. zatrzymania"
Jak relacjonuje pan Dawid, policjant prowadzący sprawę, który znajdował się u niego w domu stwierdził, że to jego tzw. dobre przeczucie. - Zapewniał mnie, że w terminie ustawowym siedmiu dni zostanę o tym powiadomiony przez prokuratora, który zatwierdzi to - opowiada. Mężczyzna podkreśla, że mimo upływu siedmiu dni, takiego pisma nie dostał. - Prokurator nie zatwierdzi tego (pisma) tego, ponieważ w związku z opinią biegłych wynikło, że jestem osoba niewinną w tej sprawie. Tylko od policjantów prowadzących sprawę usłyszałem słowo "przepraszam".
"Nie mieli podstaw ani dowodów"
Pan Dawid zapowiada, że będzie ubiegał się o wysokie odszkodowanie od Skarbu Państwa. Uważa on bowiem, że jego zatrzymanie było bezpodstawne, ponieważ ostatecznie prokurator nie wyraził na to zgody.
- Nie mieli podstaw ani dowodów, to były ich tylko domyślenia w tej sprawie, że mogę mieć coś wspólnego.
"Nie bardzo wiadomo, co w tej sprawie można było zrobić"
Do sprawy odniósł się minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz.
- Sąd podjął decyzję o areszcie wobec osoby, co do której i policja, i prokuratura nie mają wątpliwości, że jest sprawcą tego czynu. Poprzednie zatrzymania doprowadziły do tego momentu - powiedział w TOK FM.
Szef resortu podkreślał, że "każdy, który jest w takiej sytuacji, w sposób naturalny się broni i to jest zrozumiałe".
- Nie bardzo wiadomo, co w tej sprawie można było zrobić - opóźnić zatrzymanie? (...) Parę godzin po tym fakcie było zlokalizowane środowisko i to dość precyzyjnie. Trzy dni po tym fakcie sąd wydaje decyzję o zatrzymaniu - podsumował Sienkiewicz.
Policja: to były nieprzypadkowe zatrzymania
Z kolei Komendant Główny Policji nadisnp. Marek Działoszyński powiedział, że udział poprzednio zatrzymanych osób w tej sprawie nie był przypadkowy.
- Były to osoby, które utrzymywały różnego rodzaju kontakty z 26-latkiem. Przez zatrzymanie tych osób i wykonanie z nimi szeregu czynności poszerzyliśmy swoją wiedzę, która umożliwiła nam zatrzymanie sprawcy ataków - podkreślił.
Autor: nsz/jaś / Źródło: TVN24, tvn24.pl, TOK FM
Źródło zdjęcia głównego: tvn24