W Chorwacji zatrzymano Romana S., byłego funkcjonariusza plutonu specjalnego Milicji Obywatelskiej, podejrzanego o strzelanie do górników kopalni "Wujek" w 1981 roku. Mężczyzna jest już w Polsce. - Wreszcie odpowie za to, co zrobił. Sprawiedliwości stanie się zadość - skomentował minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
W śledztwie IPN Roman S., były funkcjonariusz plutonu specjalnego Pułku Manewrowego Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania. Władze Chorwacji zdecydowały o wydaniu podejrzanego polskim organom wymiaru sprawiedliwości.
Od czwartku wieczorem jest już w rękach policji w Polsce.
Podejrzany Roman S., którego zatrzymano 17 maja w Chorwacji, nie mieszkał w Polsce, na stałe przebywał w Niemczech. Wiadomo też, że Roman Zdzisław S. zrzekł się obywatelstwa polskiego i przyjął niemieckie, co u polskich organów ścigania zrodziło podejrzenie, że były milicjant ukrywa się przed polskim wymiarem sprawiedliwości.
"Sprawiedliwości stanie się zadość"
- W Chorwacji zatrzymany został funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, który strzelał do górników kopalni "Wujek" w 1981 r. Na nic mu się zdało zrzeczenie polskiego obywatelstwa i chowanie się po Europie. Koniec ukrywania się i unikania odpowiedzialności. Już jest w rękach polskich prokuratorów. I wreszcie odpowie za to, co zrobił. Sprawiedliwości stanie się zadość - - zaznaczył Ziobro.
- W przypadku zbrodni przeciwko ludzkości, w wyniku których ginęli niewinni ludzie, upływ czasu nie powinien mieć dla prokuratury znaczenia. Nikt, kto dopuścił się przestępstw w przeszłości, nawet jeśli to było niemal czterdzieści lat temu, nie powinien czuć się spokojny - powiedział Ziobro. - Sprawiedliwość nawet po latach powinna być wymierzona. Dziś mamy kolejny dowód na to, że dzięki wytężonej pracy śledczych i rozwoju nauki i techniki mamy szansę skutecznie ścigać sprawców przestępstw dokonanych wiele lat temu - dodał.
Wniosek o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania wobec milicjanta jeszcze w 2012 r. złożył do katowickiego sądu prokurator IPN w Katowicach. Nakaz przekazano niemieckim władzom, które jednak odmówiły jego realizacji.
Zginęło dziewięciu górników
Podczas stanu wojennego, 16 grudnia 1981 r., w czasie pacyfikacji strajku w KWK "Wujek" w Katowicach milicja użyła broni palnej. Od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu protestujących górników, a ponad 20 innych zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego. Osądzenie byłych milicjantów oskarżonych o największą zbrodnię stanu wojennego - strzelanie do górników m.in. z kopalni "Wujek" - okazało się niezwykle trudne. Proces w pierwszej instancji toczył się trzy razy. Ostateczny wyrok, w którym sąd uznał winę i wymierzył kary po kilka lat pozbawienia wolności kilkunastu byłym członkom milicyjnego plutonu specjalnego, zapadł dopiero w kwietniu 2009 r. - po niemal 28 latach od tragedii. Sąd Najwyższy oddalił wówczas kasacje obrony, uznając je za niezasadne, a wyroki sądów niższych instancji – za zgodne z prawem. Według SN sądy dwóch instancji słusznie uznały, że funkcjonariusze użyli broni bezprawnie, gdyż strzelając nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali strzały z bezpiecznej odległości, a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. SN podkreślił, że obrażenia górników świadczą, iż "strzały były mierzone", bo spośród dziewięciu zabitych górników, czterech trafiono w głowę, jednego w szyję, dwóch w pierś, dwóch w brzuch, a spośród rannych tylko dwóch doznało ran od rykoszetów. Teraz również zatrzymany w Chorwacji były milicjant odpowie przed sądem. Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się 14 grudnia po tym, gdy górnicy dowiedzieli się o aresztowaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. 16 grudnia kopalnię otoczyły siły milicji i wojska z czołgami i wozami pancernymi. Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Do akcji wprowadzony został milicyjny pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Autor: js/tr / Źródło: PAP