Wraz z posłem Maciejem Gdulą podchodziliśmy do policjantów apelując o podjęcie mediacji z protestującymi. Nie padły żadne komunikaty nawołujące do rozejścia się. Po rozejściu się tłumu dalej młode osoby były wyłapywane, nawet te, które nie brały udziału w tym zgromadzeniu - powiedziała w sobotę w "Faktach po Faktach" posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Odniosła się do piątkowego protestu przeciwko tymczasowemu aresztowaniu aktywistki LGBT Margot. Jej adwokat, profesor Piotr Girdwoyń powiedział w "Faktach po Faktach", że wciąż nie ma informacji, w którym areszcie śledczym znajduje się aktywistka.
W piątek w Warszawie odbył się protest przeciwko decyzji sądu o dwumiesięcznym areszcie dla aktywistki Margot z kolektywu Stop Bzdurom, która jest podejrzana o uszkodzenie furgonetki z homofobicznymi hasłami i atak na kierowcę.
Protest sprzed siedziby Kampanii Przeciw Homofobii przeniósł się na Krakowskie Przedmieście w pobliże pomnika Chrystusa, gdzie doszło do przepychanek z policjantami. Policja zatrzymała 48 osób. Jak poinformowała w sobotę przed godziną 18 Komenda Stołeczna Policji, pierwsze osoby zostały już zwolnione.
"Próba wysłania sygnału zastraszenia innych aktywistów"
Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oceniła w sobotę w "Faktach po Faktach", że "wszystko to, co się wczoraj wydarzyło, było obliczone na pokaz siły demonstracyjny i na próbę wysłania sygnału zastraszenia innych aktywistów, aktywistek, ale też wszystkich tych, którzy mieliby potrzebę zamanifestować swój sprzeciw wobec czy to mowy nienawiści, czy to zamanifestować solidarność z osobami zatrzymanymi, czy z jakiegokolwiek innego powodu wyjść na ulicę".
Jak relacjonowała, Margot wyszła z siedziby KPH, żeby poddać się nakazowi aresztowania. - Chodziła od grupy policjantów do grupy policjantów prosząc o to, żeby wykonali ten nakaz. Policjanci konsekwentnie odmawiali. Oni szli z nami z tamtego miejsca, z Solca na Krakowskie Przedmieście. Podczas całego tego przemarszu nie wykonali żadnych czynności. Na Krakowskim Przedmieściu zobaczyliśmy kordony policji otaczającej pomnik Kopernika i pomnik Chrystusa - mówiła Dziemianowicz-Bąk. Dodała, że "te pomniki nie były przez nikogo atakowane, nikt się do nich nie zbliżał, ale były chronione tak, jak rzadko kiedy jest chroniona jakakolwiek grupa ludzi".
Jak mówiła, w pewnym momencie doszło do "brutalnego wręcz zatrzymania" Margot. Dodała, że po zatrzymaniu protest przybrał formę biernego protestu. - Część osób usiadła na ziemi nieopodal samochodu, w którym znalazła się Margot - relacjonowała posłanka Lewicy.
Mówiła, że "przed zatrzymaniami policja nie wykonała żadnych innych środków". - Wraz z posłem Maciejem Gdulą apelowaliśmy, prosiliśmy, podchodziliśmy do policjantów apelując o podjęcie mediacji z protestującymi. Nie padły żadne komunikaty nawołujące do rozejścia się. Dodała, że "po rozejściu się tłumu dalej młode osoby były wyłapywane, nawet te, które nie brały udziału w tym zgromadzeniu".
Filiks: widziałam sceny, których do końca życia nie zapomnę
Komenda Stołeczna Policja przekazała w komunikacie, że w trakcie zgromadzenia na Krakowskim Przedmieściu "część jego uczestników dopuściła się ataku na mienie w postaci radiowozu policyjnego (m. in. skakano po dachu i masce radiowozu) oraz ataku wobec funkcjonariuszy policji i ich znieważania".
Posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Filiks, która interweniowała w sprawie zatrzymanych, powiedziała, że "dwie osoby faktycznie na ten samochód weszły i na nim usiadły". Dodała, że trzecia osoba próbowała na niego wejść.
- Te wszystkie aresztowania, o których mówimy i te wszystkie sytuacje, w których potrzebna była interwencja poselska, nie wydarzyły się wtedy, kiedy działy się te sytuacje - powiedziała. - Nawet osoby, które weszły na to auto, po tym jak zostały z niego ściągnięte, usiadły wtedy na chodniku i nie zostały wtedy zatrzymane ani aresztowane - dodała.
- Ta sytuacja, która spowodowała, że widziałam wczoraj sceny, których do końca życia nie zapomnę, nie wydarzyła się wtedy, kiedy młodzi ludzie blokowali wyjazd tego samochodu - mówiła.
Odniosła się do interwencji posłów KO i Lewicy na komisariatach. - Chcieliśmy zapewnić wszystkim zatrzymanym dostęp do opieki prawnej - mówiła.
- Była jedna komenda, do której nie mogliśmy się dostać, więc czekaliśmy na schodach na te informacje - dodała.
Jak mówiła, "był problem z tym, żeby ustalić, która osoba jest gdzie". Dodała, że te dane były potrzebne, żeby ustalić, dla ilu osób pomoc prawna będzie potrzebna.
Adwokat Margot: nie mam oficjalnego potwierdzenia, gdzie jest
Adwokat Margot, profesor Piotr Girdwoyń, powiedział w "Faktach po Faktach", że wciąż nie ma informacji, w którym areszcie śledczym znajduje się aktywistka. - Czekamy na taką informację i w momencie, kiedy ją uzyskamy, podejmiemy stosowne kroki, ale żeby podjąć te kroki zmierzające do widzenia, do kontaktu telefonicznego z obrońcą, musimy wiedzieć, do kogo to złożyć - dodał.
Powiedział, że ma informację, że z Margot kontaktowało się Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, ale to jest troszkę na innych zasadach. - Natomiast jeżeli chodzi o kontakt z obrońcami, to nie mamy oficjalnego potwierdzenia ani gdzie się znajduje, ani nie mamy także oficjalnego kontaktu - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: East News