Marek P. na początku maja brutalnie zamordował - zaatakował gazem, a potem zasztyletował - swojego sąsiada. Zrobił to, bo mężczyzna nie zgodził sie zeznawać na jego korzyść w procesie o znęcanie się nad rodziną. Tuż po tym zdarzeniu Marek P. sam zgłosił się na policję i został aresztowany. Przyznał się do winy, ale w areszcie nie został. Sędzia Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości uznała, że podejrzany na proces może czekać na wolności.
- Kiedy przyjechała karetka mój tata umierał, nie zdołali go uratować - mówi pani Monika, córka zamordowanego.
"Zaatakował go gazem, potem dźgnął"
Pan Jan zginął z rąk własnego sąsiada oskarżonego o znęcanie się nad rodziną i molestowanie seksualne dziecka. Marek P. od miesięcy prosił pana Jana aby ten zeznawał na jego korzyść w sądzie.
- No i tata się nie zgodził, wtedy padały jakieś wyzwiska, złośliwości. Miał wiatrówkę, strzelał w dom, raz w podwórko. Był wtedy pijany - opowiada pani Monika.
Sąsiedzi zgłosili sprawę policji, nie było jednak dowodów, nikt nie został trafiony. W końcu na początku maja tego roku doszło do tragedii. - Zaatakował go najpierw gazem a potem dźgnął go poniżej łopatki w bok czymś długim i bardzo ostrym i tak go zostawił - opowiada córka zamordowanego.
"Co z tego, że ma zakaz zbliżania?"
Wszystko działo się pod okiem kamer monitoringu. Prokuratura zabezpieczyła nagrania a Marek P. sam zgłosił się na policję i przyznał do winy. Mężczyznę aresztowano na trzy miesiące. Po upływie tego okresu wypuszczono go na wolność.
- Dla rodziny przeze mnie reprezentowanej to jest szok i obawa - przyznaje pełnomocnik rodzina zamordowanego. - Co z tego, że ma zakaz zbliżania sie do miejsca zamieszkania, ale przecież nikt za nim nie chodzi całymi dniami. I to już nawet nie chodzi o nas, chodzi o ludzi - mówi córka ofiary.
Co z tego, że ma zakaz zbliżania sie do miejsca zamieszkania, ale przecież nikt za nim nie chodzi całymi dniami. I to już nawet nie chodzi o nas, chodzi o ludzi Monika, córka ofiary
"Całe postępowanie szlag trafił"
- Sprawca najcięższej zbrodni przeciwko życiu pozostaje na wolności w wyniku nie przedłużenia mu tymczasowego aresztowania przed zakończeniem, moim zdaniem, bardzo istotnych czynności śledztwa - przyznaje pełnomocnik rodziny.
Jedną z najważniejszych czynności było postanowienie prokuratury o powołaniu biegłych lekarzy psychiatrów. Mieli oni odpowiedzieć na pytanie czy mężczyzna pozostając na wolności stwarza zagrożenie dla innych.
- Biegli psychiatrzy nie odpowiedzieli. Nie zdążyli. W tej chwili sąd zwalniając go nie orzekł o obserwacji, a biegli wnioskowali o obserwację. Była już wyznaczona obserwacja. Całe postępowanie w zakresie obserwacji szlag trafił - dodaje mecenas.
Wniosek odrzuciła b. minister sprawiedliwości
Doszło więc do sytuacji w której sąd wypuścił na wolność człowieka, który może stwarzać zagrożenie. Sprawa dziwi tym bardziej, że wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu odrzuciła sędzia Barbara Piwnik - była minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Znana między innymi ze swej surowości.
Bez komentarza
Reporterzy programu "Prosto z Polski" TVN24 zapytali Marcina Łochowskiego, rzecznika sądu okręgowego Warszawa - Praga o uzasadnienie tej decyzji. Nie uzyskali jednak do niego dostępu - Nie ma takiej możliwości, bo akta tej sprawy razem z zażaleniem są teraz w sadzie apelacyjnym i ja nic nie wiem na temat tej sprawy. Musiałbym zapoznać się z aktami - tłumaczył rzecznik. Jak dodał, niczego nie zmienia w tej sprawie fakt, że w sprawie orzekała sędzia Barbara Piwnik. - Ne ma takiej możliwości żebym ustna informację od sędziego uzyskał o tym tego dlaczego było takie a nie inne orzeczenie - stwierdził Łochowski. I dodał: "Jeśli państwo chcą porozmawiać, to proszę się zwrócić do rzecznika sądu apelacyjnego". Ten jednak nie chciał rozmawiać przed kamerą. Tak samo jak prokurator, który złożył zażalenie na postanowienie sądu.
"Nie zachodzą przesłanki"
Reporterom TVN24 udało się jednak dotrzeć do uzasadnienia postanowienia.
Myślałam, że prawo w Polsce istnieje i jest sprawiedliwość i jeżeli doszło do tego, że kogoś zabił, to już nigdy więcej nie wyjdzie na wolność i nigdy więcej nie będzie miał styczności z innymi ludźmi, nie będzie chodził po ulicach Córka zamordowanego
"Myślałam, że prawo w Polsce istnieje"
- Już przestępstwo zagrożone karą 8 lat pozbawienia wolności może być samodzielna przesłanka do stosowania tymczasowego aresztu. Tymczasem zarzucany w tej sprawie czyn jest zagrożony karą aż dożywocia - komentuje to uzasadnienie pełnomocnik rodziny.
Decyzji sądu nie potrafi zrozumieć córka zamordowanego: "Myślałam, że prawo w Polsce istnieje i jest sprawiedliwość i jeżeli doszło do tego, że kogoś zabił, to już nigdy więcej nie wyjdzie na wolność i nigdy więcej nie będzie miał styczności z innymi ludźmi, nie będzie chodził po ulicach".
A tak będzie przynajmniej do 8 września. Dopiero wtedy sąd apelacyjny ma rozpatrzeć zażalenie prokuratury.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24