Lubelski Umschlagplatz - miejsce, skąd wyjeżdżały tzw. transporty śmierci do obozów zagłady - ginie pod stertą śmieci. Zbigniew Dobkowski, którego dziadkowie i rodzice pana ryzykowali życie ukrywając żydowską rodzinę, robi wszystko, by ocalić to miejsce przed zapomnieniem.
Starą rampę kolejową, z której wywożono na śmierć lubelskich żydów pan Zbigniew odkrył sam. Przez lata walczył, żeby teren przejęło miasto. Udało się, ale czasu nie da się zatrzymać - części torowiska już nie ma, a terenu dotąd nikt nawet nie uporządkował.
Pierwszy transport z tej rampy kolejowej ruszył w marcu 1942 roku. Miejscowi żydzi trafili do obozu zagłady w Bełżcu. W sumie - według różnych szacunków - hitlerowcy wymordowali tam od 25 do ponad 30 tysięcy lubelskich żydów.
Ten oryginalny teren, który był jeszcze kilka lat temu, teraz jest praktycznie nie do odtworzenia. Zbigniew Dobkowski
Transporty do Bełżca wyruszały z terenu przedwojennej rzeźni. Po wojnie były tu zakłady mięsne. Choć zakłady nie istnieją od kilku lat, a od ponad dziesięciu wiadomo, co w tym miejscu działo się podczas wojny. Jest tylko jeden, niepozorny znak pamięci. To mała, skromna tabliczka, umieszczona przez warszawską gminę żydowską.
"Teren jest praktycznie nie do odtworzenia"
Wszystko dzięki staraniom pana Zbigniewa. Uratował jeszcze fragment torowiska.- Reszta została przez syndyka zdemontowana i sprzedana – mówi pan Zbigniew. Choć już wtedy - i w ratuszu i w urzędzie wojewódzkim – prosił, żeby całą rampę wykupić i godnie oddać cześć ofiarom historii. - Ten oryginalny teren, który był jeszcze kilka lat temu, teraz jest praktycznie nie do odtworzenia – twierdzi pan Zbigniew.
Syndyk zrobił swoje. Budynki i znaczna część terenu trafiła w prywatne ręce. W międzyczasie zmieniły się lokalne władze. Uratować udało się tylko niewielką część rampy.
Wiceprezydent: Urządzimy tam obchody
Obecne władze Lublina tłumaczą, że na to, co działo się za poprzedników wpływu nie mają. A co zrobili sami? - Tych kilka miesięcy, w których miasto jest dysponentem, moim zdaniem zostało wykorzystane bardzo racjonalnie na przygotowanie konkursu – uważa Włodzimierz Wysocki, wiceprezydent Lublina.
Bo to właśnie konkurs rozstrzygnie, co na zapomnianym lubelskim Umschlagplatzu stanie. Machina ruszy w ciągu najbliższych dni, a na rozstrzygnięcie przyjdzie poczekać kolejne kilka tygodni. I ruszą prace. - Jestem przekonany i nie dopuszczam innej możliwości jak ta, że na początku przyszłego roku urządzimy tam normalne rocznicowe obchody rocznicowe – deklaruje wiceprezydent.
tka/iga
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24