Zapadł wyrok wobec Krzysztofa A., mającego związek z napadem na Wojciecha Kwaśniaka. Były wiceszef KNF został zaatakowany i brutalnie pobity w maju 2014 roku. Sprawca usłyszał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Dodatkowo musi także zapłacić Kwaśniakowi 100 tysięcy złotych. Kwaśniak skomentował, że ma nadzieję, iż wyrok ten "poruszy lawinę". Przyznał też, że poniósł głębokie personalne konsekwencje tych wydarzeń. - Jest tak ciężko znieść to, iż własne państwo nie chroni swojego urzędnika, który omal nie stracił życia, wykonując swoje obowiązki w sposób prawidłowy - powiedział w rozmowie z TVN24.
Wojciech Kwaśniak jako wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego nadzorował kontrolę wołomińskiego SKOK-u, z którego według prokuratury wyprowadzono kilka miliardów złotych. W maju 2014 roku Kwaśniak został brutalnie pobity przed swoim domem w warszawskim Wilanowie. Bandytę, który został ujęty, ale potem został wypuszczony z aresztu i następnie zniknął, wynająć miał członek rady nadzorczej SKOK Wołomin.
Krzysztof A. usłyszał wyrok
Na ławie oskarżonych zasiadał w poniedziałek Krzysztof A., który miał związek z napadem. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa skazał go na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. A. musi zapłacić Kwaśniakowi 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Otrzymał zakaz kontaktu zarówno z Kwaśniakiem, jak i jego synem. Nie może się także do nich zbliżać na odległość jednego kilometra przez pięć lat.
Wyrok jest nieprawomocny. Sąd nie zgodził się na rejestrowanie rozprawy.
Kwaśniak: mam nadzieję, że dzisiejszy wyrok to kamień, który poruszy lawinę
Po ogłoszeniu decyzji sądu Kwaśniak rozmawiał z TVN24. Przyznał, że jest usatysfakcjonowany z powodu tego, że "przynajmniej w tej części zapadł wyrok w odniesieniu do jednego z oskarżonych, który otrzymał od prokuratury status świadka koronnego".
- Dzięki jego zeznaniom można było łatwiej ustalić sprawców. W moim przekonaniu, w sytuacji, gdy w Wołominie działa zorganizowana grupa przestępcza, nadal jest otwarte pytanie, czy sprawcy zostali ustaleni. Mam nadzieję, że dzisiejszy wyrok to kamień, który poruszy lawinę w odniesieniu do sprawców zamachu na moje życie i zdrowie. Tych, którzy bezpośrednio wykonywali ten zamach, jak i tych, którzy inspirowali bądź pomagali w tworzeniu atmosfery związanej z potrzebą wyeliminowania mnie - powiedział.
Kwaśniak wyraził nadzieję, że kolejne osoby "poniosą słuszne konsekwencje działań przeciwko funkcjonariuszowi państwa" oraz że "zostaną ujawnione kolejne osoby, które uwikłane były w działalność drugiej co do wielkości spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej w Wołominie".
Były wiceprzewodniczący KNF mówił także o konsekwencjach brutalnego ataku. - Zniszczono moje życie zawodowe, zniszczono moje życie osobiste, czego kosztem jest to, że nagle ujawniła się śmiertelna choroba mojej żony, która zmarła w marcu bieżącego roku, nie mogąc znieść ciężaru związanego z tą sprawą. Mój syn zaś studiuje już poza Polską - przyznał.
- To są te elementy, które ponoszę osobiście. Jest tak ciężko znieść to, iż własne państwo nie chroni swojego urzędnika, który omal nie stracił życia, wykonując swoje obowiązki w sposób prawidłowy - zaznaczył.
Proces w sprawie ataku na Kwaśniaka
Proces w tej sprawie ruszył przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa w końcu 2015 roku, jednak w listopadzie 2017 roku sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński. Postępowanie, które znajdowało się już w końcowej fazie, musiało zatem ruszyć od nowa. W konsekwencji proces rozpoczął się ponownie w kwietniu 2019 roku. Od tamtej pory odbyło się już kilkadziesiąt rozpraw, podczas których sąd między innymi odebrał wyjaśnienia od oskarżonych i przesłuchał licznych świadków.
TEKST ROBERTA ZIELIŃSKIEGO Z 2018 ROKU: "CHCIAŁBYM PRZEPROSIĆ TEGO PANA. NIE WIEM, KTO TO BYŁ"
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24