Niemal dobę trwały poszukiwania zaginionego 12-latka z Jelcza-Laskowic koło Wrocławia. Okazało się, że 12-letni Mateusz, którego od czwartku szukała policja, pojechał do Wrocławia ... pooglądać miasto.
12-latka odnaleziono w nieodległej stolicy Dolnego Śląska. Tak jak przypuszczali policjanci po ostatnim sygnale, że widziano go na autobusowym przystanku - okazało się, że chłopiec pojechał do Wrocławia.
Policjanci już wiedzą, że na przystanku w Łękach chłopiec wsiadł do autobusu, przejechał nim kilka przystanków, a następnie na piechotę chciał dojść do miasta. Przejeżdżająca drogą kobieta, widząc błąkającego się chłopca, zabrała go ze sobą do domu we Wrocławiu. Rankiem w piątek, kiedy chłopiec już opuścił jej mieszkanie, kobieta zobaczyła w telewizji informację o toczących się poszukiwaniach i rozpoznała na zdjęciu podwiezionego 12-latka.
Natychmiast zawiadomiła policję, której niebawem udało się natrafić na ślad dziecka.
Jak się okazuje, to nie pierwszy tego typu wybryk chłopca. Już trzy lata temu wybrał się w podobną "wycieczkę" - jak twierdził, "na zakupy i zwiedzić miasto".
Poszukiwali go od czwartku
W akcji poszukiwania chłopca, oprócz dziesiątków policjantów, uczestniczyły też psy tropiące i helikopter. Chłopiec wyszedł ze szkoły w czwartek około 14 i ślad po nim zaginął. Funkcjonariusze policji szukali chłopca także w sąsiednich miejscowościach. Rano poszukiwania rozszerzono miejscowości na oddaloną o 3,5 kilometra miejscowość Łęk. Pojawił się sygnał, że tam około 22 w czwartek widziano chłopca po raz ostatni.
Zaginięcie chłopca zgłosiła wychowująca go babcia, zaniepokojona tym, że wnuk po blisko ośmiu godzinach wciąż nie wrócił ze szkoły - poinformował Jacek Gałuszka z Komendy powiatowej policji w Oławie. Jak się udało ustalić, chłopiec wyszedł ze szkoły z czterema kolegami, następnie powiedział im, że idzie do cioci.
Okazało się jednak, że nie ma on żadnej cioci. Jego jedyną rodziną jest babcia, matka go zostawiła, a ojciec jest nieznany.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24