Prokuratura zapewniała, że w sprawie wypadku limuzyny z kolumny Beaty Szydło policja zajmie się badaniem możliwego wykroczenia kierowcy BOR. Policja odpowiada, że sprawą się nie zajmuje. Prokuratura zajmuje się za to domniemaną winą kierowcy seicento, Sebastiana K., a pozostałe wątki chce ewentualnie zbadać dopiero po prawomocnym wyroku w jego sprawie. Wszystko po to, żeby - jak tłumaczy - nie ograniczać "swobody sądu w całościowej ocenie zdarzenia".
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie w związku z wypadkiem ówczesnej premier Beaty Szydło z 10 lutego 2017 roku sąd oceni jedynie postępowanie Sebastiana K., 22-letniego kierowcy seicento, który chcąc skręcić w lewo, zderzył się z samochodem z kolumny rządowej omijającej jego pojazd z lewej strony. Śledztwo w tej sprawie jest zakończone.
Z komunikatów prokuratury wynika, że według ustaleń dochodzenia jedynym winnym wypadku jest Sebastian K. Nie wiadomo natomiast, czy do sądu zostanie wysłany akt oskarżenia przeciw niemu, czy wniosek o warunkowe umorzenie - czyli prawomocne stwierdzenie winy, ale bez ukarania sprawcy.
Żadne inne postępowanie w tej sprawie w krakowskiej prokuraturze się nie toczy. W poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Krakowie zapewniła, że dochodzenie w sprawie funkcjonariuszy ówczesnego Biura Ochrony Rządu i ich ewentualnej odpowiedzialności za popełnienie wykroczenia drogowego, zanim doszło do wypadku, prowadzi małopolska policja, której przekazano potrzebną dokumentację.
Sprawa uległa przedawnieniu
Policjanci - w ramach postępowania wykroczeniowego - mieli sprawdzić, czy audi, którym ponad rok temu w charakterze pasażera jechała ówczesna szefowa rządu, przekroczyło dozwoloną prędkość i linię ciągłą jezdni. O przekazaniu tej sprawy policji prokuratura informowała w poniedziałek. Tymczasem już we wtorek rzecznik prasowy małopolskiej policji oświadczył, że 11 lutego sprawa uległa przedawnieniu, więc postępowanie umorzono.
Dokumenty trafiły do policji 2 lutego, ale funkcjonariusze prowadzący w tej sprawie postępowanie zwrócili się z prośbą o uzupełnienie materiału oraz przesłuchanie ówczesnych funkcjonariuszy BOR. To ostatnie zadanie mieli wykonać w policjanci Warszawie, bo tam na co dzień pracują przesłuchiwani.
- Otrzymaliśmy część tych materiałów, ale 11 lutego minął rok od popełnienia wykroczenia i sprawa uległa przedawnieniu. W obecnej chwili nie wykonujemy już czynności w tej sprawie. Brak podstaw do ścigania - wyjaśniał rzecznik małopolskiej policji.
Zapytany, dlaczego tak późno prokuratura postanowiła wyłączyć ze sprawy wątek domniemanego wykroczenia funkcjonariuszy BOR i przekazać je policji, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Janusz Hnatko odpowiedział, że śledczy zrobili to niezwłocznie, gdy tylko stało się to możliwe.
- Decyzję o tym podjęła prokurator prowadząca to śledztwo. Zrobiła to po zebraniu pełnej dokumentacji dowodowej - oświadczył Hnatko w rozmowie z tvn24.pl.
Biegli: wina tylko po stronie Sebastiana K.
Tymczasem prokuratura zapowiedziała, że w najbliższym czasie nie będzie zajmować się kwestią, czy rządowa kolumna, bez wątpienia używająca niebieskich sygnałów świetlnych, używała w czasie jazdy również sygnałów dźwiękowych. Dopiero bowiem łączne użycie syren i świateł sprawia, że pojazd lub kolumna pojazdów może korzystać z uprzywilejowania w ruchu.
Istnieją rozbieżne zeznania co do tego, czy kolumna używała sygnałów dźwiękowych. Funkcjonariusze BOR twierdzili, że używali sygnałów dźwiękowych. Część świadków, do których dotarł między innymi reporter "Czarno na białym" TVN24, twierdziła, że żadnych syren nie słyszała.
Powołani przez prokuraturę biegli stwierdzili, że ta rozbieżność nie ma znaczenia. Ich zdaniem ewentualny brak uprzywilejowania kolumny nie był przyczyną wypadku. Uznali, że winę za spowodowanie wypadku ponosi kierowca fiata seicento, Sebastian K.
- Biegli stwierdzili wprost: to manewr skrętu w lewo [kierowcy seicento - przyp. red.], (...) ten manewr był przyczyną wypadku drogowego - powiedział rzecznik prokuratury Janusz Hnatko. - Prowadzący postępowanie prokuratorzy nie mieli wątpliwości od początku, że nie ma tutaj mowy o przyczynieniu się do wypadku kierowcy audi - dodał rzecznik.
"Byłoby to sprzeczne z metodyką prowadzenia śledztwa"
Na pytanie, czy kierowcy rządowej kolumny nie będą w takim razie w ogóle odpowiadać za ewentualny udział w wypadku, rzecznik prokuratury oświadczył, że ich ewentualna odpowiedzialność będzie sprawdzana dopiero po prawomocnym zakończeniu postępowania karnego wobec Sebastiana K.
Prokurator zaznaczył jednak, że byłoby to możliwe tylko w sytuacji, gdyby prawomocnym orzeczeniem stwierdzono brak użycia przez kolumnę sygnałów dźwiękowych, a tego na tym etapie śledztwa nie udało się ustalić. Prokuratura dysponuje zaznaniami świadków, które potwierdzają obie wersje zdarzenia.
- Wyczerpaliśmy całe postępowanie dowodowe, już nie ma możliwości znalezienia świadków czy zweryfikowania tego w inny sposób - argumentował prokurator Hnatko.
Na pytanie, dlaczego prokuratura nie mogła jednocześnie prowadzić innego postępowania, na przykład o ewentualne składanie fałszywych zeznań czy dotyczących użycia bądź nie sygnałów dźwiękowych, odparł, że wyłączenie na tym etapie ze sprawy wątku ewentualnego składania fałszywych zeznań "byłoby równoznaczne z wyeliminowaniem jednej z dwóch wersji przebiegu wypadku".
"Byłoby to ze strony prokuratury przedwczesne i sprzeczne z metodyką prowadzenia śledztwa, a jednocześnie ograniczałoby swobodę sądu w całościowej ocenie zdarzenia" - podkreśliła prokuratura w komunikacie, wydanym w poniedziałek.
Cztery postępowania w jednej sprawie
Działanie prokuratury polegające na podejmowaniu kolejnych wątków śledztwa dopiero po prawomocnym wyroku sądu w sprawie innych, nie jest jednak regułą. Zdarza się, że prokuratura prowadzi wokół tej samej sprawy kilka śledztw jednocześnie. Na przykład, w sprawie śmierci Jerzego Ziobry, ojca prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, śledczy z Krakowa prowadzą kilka różnych postępowań.
Autor: mnd,jp//now / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Oświęcim112