- Dokładnie było widać, że samochód wleciał tyłem w stronę filaru i od razu nastąpił wybuch baku z paliwem! - zapewnia nas internauta, który był świadkiem wypadku dziennikarzy. Twierdzi, że ferrari prowadził Jarosław Zabiega. Ale to niepotwierdzone informacje. Policja nie chce się na razie wypowiadać oficjalnie na ten temat, nieoficjalnie twierdzi, że za kierownicą siedział jednak Zientarski.
Ferrari stał na środkowym pasie, jako pierwsze auto. Czekaliśmy na zmianę świateł. Zapaliło się zielone. Ferrari ruszył z niesamowitym impetem, przyśpieszeniem. świadek wypadku
Kierowca ruszył spod świateł tak, że się zatrzęsła ziemia. Myślę, że do wiaduktu spokojnie jechał 200 km/h. ~rys
Auto miało straszną prędkość. Za przejściem zarzuciło nim, ale jechało dalej. Potem zostało wybite na muldzie, usłyszałem, że silnik, zrobił się głośniejszy, cichszy. Potem była kraksa, wybuch, płomień... świadek wypadku
Ferrari wjechał w wiadukt, wybuchł, był duży pożar, samochody zaczęły zwalniać, zrobił się lekki korek. W tym momencie pozoliłem sobie na uruchomienie kamery. Dużo osób się zgromadziło, samochody zaczęły parkować na trawnikach, próbowali gasić ten pożar gaśnicami samochodowym... Daniel Stefański
Widziałem jak ofiary wypadku wypadają z auta. Po jednej stronie samochodu leżała jedna osoba, a po drugiej - tam gdzie był większy pożar - druga, która się paliła. Na tym człowieku płonęła odzież w okolicach pleców oraz spodnie. Wraz z drugim przypadkowym świadkiem wypadku, odciągnęlimy od samochodu jedną z ofiar, którą okazał się później Maciej Zientarski. Bartłomiej Szkop
Jeden ze świadków odciągnął, jak teraz wiem, Zientarskiego na pobocze, ja zająłem się drugim człowiekiem. Drugi uczestnik już się palił, na głowie miał chyba jakiś plastik, który próbowałem zdjąć, niestety nieskutecznie. Do samochodu nie dało się podejść, było piekielnie gorąco. Krzysztof Resiak
Stan Macieja Zientarskiego jest ciężki, ale stabilny. Doznał urazu wielonarządowego: głowy, kręgosłupa, kończyn i organów wewnętrznych. Miał już operację jamy brzusznej, czekają go kolejne. dr Andrzej Chmura
Setki razy przejeżdżałem tamtędy, a codziennie robią to przecież dziesiątki tysięcy samochodów i jakoś garb nie stanowi śmiertelnego zagrożenia - oczywiście pod jednym warunkiem - że jedzie się z rozsądną prędkością ~Miro
Prędkość prędkością, ale kłania się tu stan dróg. Zwróćcie uwagę, że wypadek wydarzył się DOKŁADNIE w tym samym miejscu, gdzie dwa lata temu zabił się człowiek w złotawo-żółtym BMW M3. Na Puławskiej, pod wiaduktami w stronę Ursynowa, za Wyścigami, jest dość spory uskok - gdy idzie się tam pełną bombą, należy BARDZO uważać, bo samochód odrywa się od ziemi. Pewnie kierowca jechał za szybko, ale gdyby nie ten uskok na drodze, do tragedii pewnie by nie doszło. Zastanawiam się ilu kierowców dziennie przejeżdża tamtędy nie zdając sobie sprawy z tego, jak bliscy są tragedii... ~Przemeq
WYPADEK
Okoliczności wypadku udało się już dobrze ustalić m.in dzięki relacjom świadków, które nawzajem się uzupełniają i potwierdzają. Czerwone ferrari jechało od ulicy Wałbrzyskiej. Zatrzymało się przed światłami, na środkowym pasie. Większość świadków podkreśla, że kiedy zapaliło się zielone, samochód ruszył ostro z miejsca i szybko nabrał prędkości. Według niektórych świadków mógł jechać nawet 200 km/h.
"Wstępnie ustalono, że samochód jadący od ulicy Wałbrzyskiej stracił przyczepność na nierówności znajdującej się na drodze i uderzył w filar wiaduktu" - podaje policja.
Jeden z internautów napisał, że samochód obróciło, i że uderzył w filar tyłem. Według niego, wtedy wybuchł bak.
PIERWSZA POMOC
- Byłem na spacerze, kiedy usłyszałem gwizd pędzącego samochodu i huk. Potem zobaczyłem kulę ognia - opowiada tvn24.pl Bartłomiej Szkop, który przechodził obok wiaduktu i jako jeden z pierwszych znalazł się na miejscu wypadku. Wraz z przypadkowym przechodniem udzielił pierwszej pomocy jednej z ofiar, jak się okazało - dziennikarzowi Maciejowi Zientarskiemu.
Potwierdzają to kierowcy samochodów, które zatrzymały się wokół wraku. Niektórzy z nich próbowali ratować Jarosława Zabiegę. Wszyscy podkreślają jednak, że przy wraku było już zbyt gorąco, a samochodowe gaśnice nie mogły ugasić płomieni.
STAN ZDROWIA
Jarosław Zabiega nie przeżył wypadku. Według jednego z internautów to on prowadził ferrari, a samochód uderzył w filar od strony kierowcy i dlatego Zabiega zginął. Maciej Zientarski został przewieziony do szpitala. Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Ma jednak urazy: głowy, kręgosłupa, kończyn i organów wewnętrznych.
Świadkowie, którzy byli na miejscu wypadku podkreślają, że zarówno pogotowie, jak i policja pojawiły się na miejscu wypadku bardzo szybko.
PRZYCZYNY
W relacjach internautów często powtarzają się dwa słowa: uskok i prędkość. Policja ocenia ostrożnie: "Wstępnie można stwierdzić, że była ona większa od tej dozwolonej". Świadkowie mówią: - Co najmniej 120 km/h. Według niektórych znacznie więcej - w miejscu, gdzie stoją znaki z ograniczeniem do 50 km/h i ostrzeżenie przed garbami.
Właśnie na tym, cieszącym się się złą sławą, garbie, wybiło się ferrari dziennikarzy. To nie pierwsza tragedia do jakiej doszło w tym miejscu - 24 lutego 2006 roku zabił się tam 23-letni Konrad Z. Kilka dni później inny samochód zabił kolegę kierowcy, który przyszedł tam, by zapalić znicz.
Wielu świadków oburzyło się w związku z tym na stan polskich dróg. Inni piszą, że to miejsce jest dobrze znane kierowcom: - Najlepszym testem sportowego zawieszenia jest skok na Puławskiej. Każdy kierowca-tuner to robi - zapewnia F&F. Podobnych maili jest więcej.
Maciej Zientarski
Maciej Zientarski ma 36 lat i jest znanym dziennikarzem motoryzacyjnym. Od kilku lat prowadzi własny program "V Max", w którym zajmuje się ekskluzywnymi sportowymi i luksusowymi samochodami. Jako miłośnik motoryzacji znany był z zamiłowania do szybkiej jazdy, zarówno samochodami, jak i motocyklami. W zeszłym roku miał wypadek motocyklowy, wtedy jednak wyszedł z niego jedynie z lekkimi obrażeniami. Niebezpieczne pasje Maciej „odziedziczył” po swoim ojcu, jednym z najbardziej znanych dziennikarzy motoryzacyjnych - Włodzimierzu Zientarskim.
Jarosław Zabiega
Jarosław Zabiega, dziennikarz motoryzacyjny "Super Expressu", zginał w wypadku w wieku 30 lat.
W "SE" zaczął pracować 10 lat temu. Specjalizował się w nowinkach w motoryzacji, testował także nowe modele aut. Uczestniczył w wystawach motoryzacyjnych. Startował w rajdach samochodowych. Za kilka dni miał jechać do Genewy.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24\zoomi.pl, fot. Tomasz Mikołajczyk