Ocena niedostateczna nie przeszkodzi w promocji do następnej klasy. Można będzie mieć nawet dwie pały - Ministerstwo Edukacji postanowiło ulżyć trudnej doli licealistów i dlatego zamierza zmienić zasady oceniania. Nauczyciele są w szoku - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Projekt rozporządzenia trafił właśnie do konsultacji społecznych i wiele wskazuje, że rozpęta się wielka awantura. Nauczyciele są zszokowani tym pomysłem. Nie mają wątpliwości, że taka zmiana jeszcze bardziej obniży wymagania w szkołach, pogarszając ich poziom. Zagrożone są zwłaszcza przedmioty uważane w Polsce za trudne, a więc matematyka i fizyka.
- Dzieciaki nie będą miały motywacji, aby się ich uczyć - uważa jedna z nauczycielek z warszawskiego liceum.
MEN: Chodzi o równość
Resort oświaty tłumaczy, że możliwość przechodzenia do następnej klasy - nawet po oblaniu egzaminu poprawkowego - istnieje już w szkołach podstawowych i gimnazjach. Teraz chce dać takie same prawa uczniom szkół ponadgimnazjalnych. - Zmiana ta pozwoli na równe traktowanie ucznia w tym zakresie z każdego typu szkół - przekonuje MEN.
Resort dodatkowo chce umożliwić uczniom zdawanie egzaminu poprawkowego z dwu przedmiotów, z których dostali ocenę niedostateczną. Do tej pory można było poprawiać tylko jeden. Drugi w wyjątkowej sytuacji, za zgodą rady pedagogicznej. A teraz w każdym rodzaju szkół wszyscy z automatu mogliby oblać dwa przedmioty, licząc, że jakoś się uda przy drugim podejściu.
"Może w ogóle skasować oceny..."
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) apeluje, żeby w szkole ponadgimnazjalnej zachować dawny zapis, bardziej motywujący uczniów do pracy.
- Uczniowie powinni wziąć odpowiedzialność za siebie i wiedzieć, że przejście do następnej klasy jest uwarunkowane zaliczeniem każdego przedmiotu. I nie może to być tylko fikcja - mówi Ronald Parzęcki, wicedyrektor warszawskiego Liceum im. Jana III Sobieskiego.
W tej szkole często się zdarza, że uczniowie powtarzają klasę. Na jednych to działa motywująco. A inni odchodzą. - To tylko znak, że nie każdy się nadaje do liceum. Ale nie każdy musi je skończyć - dodaje Parzęcki.
- Może w ogóle skasować oceny i przepuszczać wszystkich jak leci - komentuje pomysł prof. Marcin Król, dziekan Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jego zdaniem to ewidentnie kolejny krok do umasowienia szkół ponadgimnazjalnych. Pierwszym krokiem było obniżenie poziomu matury. - Jest tak skonstruowana, by prawie każdy mógł ją zdać - mówi Król.
I przytacza przykład z tegorocznego egzaminu z wiedzy o społeczeństwie. Padały na nim banalnie proste pytania np. o to, ile trwa kadencja prezydenta. - Kto trafi do liceum, nie ma szans, żeby go nie skończyć. A teraz dodatkowo daje się furtkę dla uczniów, którzy gorzej sobie radzą. Tymczasem elitaryzm jest wpisany w edukację: są gorsi i lepsi. I próba likwidacji tego nie wróży nic dobrego - mówi prof. Król.
"Resort poprawa statystyki"
Jego zdaniem, resortowi chodzi przede wszystkim o statystyki. Im więcej uczniów ma wykształcenie średnie, tym więcej punktów dla polskich szkół, i tym lepiej polska edukacja wypada w statystykach.
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, do liceów chodzi 44 proc. młodzieży, a jeszcze 15 lat temu było to niecałe 30 proc. W zeszłym roku szkolnym do matury w liceach przystąpiło 97,4 proc. Tylko dwa i pół procent jej nie zdało.
Jednak zdaniem prof. Jana Hartmana, pomysł ministerstwa nie jest całkiem zły, ma też swoje dobre strony. Na przykład, że uczniowie nie będą tracić roku z powodu jednego przedmiotu, na którym im się powinęła noga.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24