Sąd Apelacyjny w Lublinie utrzymał w mocy wyrok miejscowego Sądu Okręgowego, który wymierzył karę więzienia w zawieszeniu i grzywny mężczyźnie oskarżonemu o wytwarzanie i podawanie marihuany w celach leczniczych. Mężczyzna miał w ten sposób pomagać chorym kobietom - swojej żonie oraz matce przyjaciela, cierpiącej na nowotwór.
W połowie grudnia ubiegłego roku Sąd Okręgowy skazał Andrzeja S., który uprawiał konopie indyjskie i wytworzył z nich olej oraz nalewkę, na karę roku więzienia w zawieszeniu na okres próby wynoszący cztery lata, 5 tys. zł grzywny oraz nawiązkę na rzecz Stowarzyszenia Monar Makondo w kwocie 3 tys. zł.
We wtorek 23 kwietnia Sąd Apelacyjny w Lublinie skrócił jedynie oskarżonemu okres próby z czterech do dwóch lat i uchylił obowiązek zapłacenia nawiązki. Pozostałe rozstrzygnięcia utrzymał w mocy. Wyrok Sądu Apelacyjnego jest prawomocny.
Oskarżonego nie było w Sądzie Apelacyjnym podczas ogłaszania wyroku.
Chciał pomóc partnerce i matce przyjaciela
W pierwszej instancji Sąd Okręgowy uznał Andrzeja S. za winnego tego, że w okresie od lutego 2017 roku do stycznia 2018 roku czterokrotnie w krótkich odstępach czasu uprawiał konopie indyjskie, a następnie po ich zebraniu przetwarzał je i uzyskiwał z nich nalewkę lub olej. Poszczególne uprawy konopi liczyły od czterech do 10 sztuk roślin. Uzyskał z nich litr nalewki i 50 ml oleju.
Mężczyzna samodzielnie sporządzał te preparaty, aby pomóc chorym kobietom. Najpierw podawał je swojej partnerce (obecnie żonie) chorej na depresję, nerwicę, schorzenia ginekologiczne, której inne leki nie pomagały, a marihuana tak. Następnie olej z marihuany podał matce swojego przyjaciela, która była w stanie terminalnym choroby nowotworowej, aby uśmierzyć jej ból.
Sąd drugiej instancji: złamanie prawa jest bezsporne
Przewodnicząca składu orzekającego Sądu Apelacyjnego w Lublinie Barbara du Chateau podkreśliła, że "bezsporne jest postępowanie przez oskarżonego wbrew przepisom prawa, on sam nie kwestionował faktów, która stały się podstawą oskarżenia". - Nie można też mówić, że sąd pierwszej instancji niewłaściwie ocenił stopień szkodliwości społecznej czynów oskarżonego – oceniła. - Sądy nie są od stanowienia prawa, ale od egzekwowania jego przestrzegania przez inne podmioty – podkreśliła sędzia.
- Substancje zawarte w konopiach mogą być uzależniające, brak jest wystarczająco potwierdzonej ich skuteczności leczenia i bezpieczeństwa stosowania. Dlatego stosowanie medycznej marihuany może odbywać się tylko pod nadzorem lekarzy specjalistów, tak stanowi prawo. Tymczasem oskarżony w oparciu o wiedzę pozyskaną z internetu uczynił siebie ekspertem z zakresu farmaceutyki, farmakologii i medycyny – powiedziała du Chateau.
- O ile uprawa konopi i wytwarzanie z nich specyfików w postaci olejku czy nalewki nie wydaje się być czynnością nazbyt skomplikowaną, to jednak decyzja, w jakich schorzeniach może mieć ona zastosowanie, w jakiej postaci, w jakich dawkach może być ona podawana, wymaga doświadczenia terapeutycznego, a zatem musi odbywać się pod nadzorem lekarza – zaznaczyła sędzia.
"To stworzyłoby niebezpieczny precedens"
Jak dodała du Chateau, sąd nie może podzielić argumentacji obrony, że nie doszło do przestępstwa, gdyż celem oskarżonego była jedynie pomoc osobom cierpiącym, bo to "stworzyłoby niebezpieczny precedens". - Oznaczałoby przyzwolenie ze strony sądu dla samowolnej uprawy marihuany i pozyskiwania z niej systemem domowym specyfików, wykorzystywanych potem w leczeniu bez jakiejkolwiek kontroli. Dobro, bezpieczeństwo potencjalnego pacjenta nie byłoby tu należycie chronione – powiedziała sędzia.
- Pobłażanie takiej samowoli stwarzałoby także możliwość wykorzystywania jej (marihuany - red.) dla celów pozamedycznych, otwierało furtkę dla tego typu zachowań, jedynie pozorowanych na produkcję substancji konopiopochodnych dla celów leczniczych, a w rzeczywistości obliczonych na klasyczny pozarejestrowy obrót niedozwolonymi substancjami – dodała du Chateau. Sędzia podkreśliła, że sąd pierwszej instancji prawidłowo uznał pobudki oskarżonego za przesłanki do zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary. Wskazała, że skrócenie okresu próby przez sąd apelacyjny wynika z błędnego zastosowania przepisów przez sąd pierwszej instancji. Uchylenie obowiązku zapłaty nawiązki wynikło z tego, że działania oskarżonego nie doprowadziły do pogłębienia się zjawiska narkomanii.
"Prokurator kwestionował wyrok, ponieważ nie podobało mu się zastosowanie przez sąd pierwszej instancji nadzwyczajnego złagodzenia kary"
30 kwietnia w rozmowie z TVN24 de Chateau mówiła również o wątpliwościach, jakie prokurator miał po wyroku w pierwszej instancji. Jak relacjonowała, "prokurator kwestionował wyrok, ponieważ nie podobało mu się zastosowanie przez sąd pierwszej instancji nadzwyczajnego złagodzenia kary".
Wskazywała także, że "w ocenie prokuratora oskarżony podjął uprawy i przetwarzania marihuany nie tylko w celach leczniczych".
Sędzia mówiła także, że "w ocenie prokuratora sąd nie powinien był nadzwyczajnie łagodzić tej kary, lecz orzec ją zgodnie z sankcją przewidzianą w przepisie".
Obrońca: z taką argumentacją sądu nie sposób się zgodzić
Obrońca oskarżonego Andrzeja S. Stelios Alewras przyznał w rozmowie z TVN24, że "sąd (apelacyjny - red.) w ustnych motywach swojego wyroku wskazał, że umorzenie byłoby niebezpiecznym precedensem na przyszłość".
- Z taką argumentacją nie sposób się zgodzić, ponieważ sąd jest powołany do rozstrzygnięcia tej konkretnej sprawy w oparciu o te konkretne okoliczności, nie może oceniać szkodliwości społecznej czynu mojego klienta w oparciu o bliżej nieokreślone, inne sprawy karne - tłumaczył adwokat.
Alewras ocenił także, że "taka argumentacja nie wytrzymuje logiki". Dodał też, że "na tym etapie" jego klient rozważa wniesienie kasacji nadzwyczajnej do Sądu Najwyższego.
Autor: mjz//kg/kwoj / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24