- To jest taka pełzająca rekonstrukcja, dokonywana już od pewnego czasu. Jedni ministrowie wprost ogłaszają, że poczuli się bardzo zmęczeni i wypaleni, drudzy są zmuszani do odejścia poprzez prokuratora generalnego czy CBA - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, szef SLD Leszek Miller. Jego zdaniem jutrzejsza rekonstrukcja to nie będzie zmiana "jakościowa, tylko ilościowa".
Jutro około godz. 11.00 premier Donald Tusk ma poinformować o zmianach w składzie rządu, a także o zmianach w gabinecie o charakterze strukturalnym. - Wbrew pesymistom, będzie lepiej - podkreślił we wtorek szef rządu. Dodał, że zmiany mają służyć mądremu zagospodarowaniu środków z UE na lata 2014-20.
Zmiana (nie)jakościowa?
Według Leszka Millera rekonstrukcja rządu jest "pełzająca", a ministrowie albo sami ogłaszają, że są wypaleni, albo zmusza ich do tego prokurator generalny lub CBA. - Pan premier Tusk wygląda trochę jak "pułtusk", a nie taki pełnokrwisty polityk, którego jeszcze niedawno widzieliśmy. To nie będzie zmiana jakościowa, tylko ilościowa. Tu raczej chodzi o naprawę wizerunku, a nie naprawę rządzenia - podkreślił Miller.
W jego ocenie "ministrowie pana premiera Tuska są albo wypaleni jak pani Kudrycka, albo spaleni tak jak pan minister Nowak". - Zatem margines swobody, jakim dysponuje premier, nie jest zbyt duży - dodał.
Były premier wyjaśnił też, dlaczego jego zdaniem rekonstrukcja nie będzie zmianą jakościową. - Bo premier nie przedstawi jutro żadnej rekonstrukcji programowej, nie przedstawi strategicznego planu, który miałby poderwać Polskę i Polaków i wprowadzić jakieś nowe cele. Kolejność powinna być taka - najpierw program, a potem premier mówi, że do tego programu potrzebuje takiego, tych, tej czy tego - powiedział szef SLD.
Kto jest ważniejszy?
Leszek Miller zastanawiał się, czy premier rekonstruując rząd wykorzysta okazję, żeby pokazać "kto w rządzie jest ważniejszy - minister finansów czy gospodarki". - Tu nie chodzi o proste rozłożenie akcentów, tylko o odpowiedź na pytanie, gdzie wykuwa się strategia rozwoju gospodarczego. Czy w ministerstwie finansów, czy w ministerstwie gospodarki - ocenił Miller.
- Jeżeli premier wzmocniłby pozycję ministra gospodarki, to oznacza, że możemy się spodziewać odejścia od polityki finansowej i monetarnej, która była przez kilka lat stosowana i doprowadziła m.in. do gwałtownego spadku wzrostu PKB - dodał.
Pytany, czy jego zdaniem Donald Tusk powoła do rządu np. ekspertów i autorytety w swoich dziedzinach, Miller odpowiedział: - Myślę, że premier pozostanie w kręgach PO, bo jego pozycja w Platformie nie jest aż tak silna, żeby mógł eksperymentować.
Autor: mn/tr / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24