- Według świadków nie było słychać żadnego sygnału dźwiękowego, nikt nie widział również, żeby ta kolumna miała światło czerwone, które służy do oznakowania pilotażu - powiedział w TVN24 Paweł Wodniak z redakcji faktyoswiecim.pl. Jego zdaniem mogło dojść do błędów przy organizacji przejazdu premier Beaty Szydło.
- Byłem na miejscu wypadku kilka-kilkanaście minut po tym, jak do niego doszło. Cały teren był już zabezpieczony, było mnóstwo policji, straży pożarnej, kilka karetek pogotowia - relacjonował na antenie TVN24 Paweł Wodniak. Jego zdaniem "akcja była bardzo dobrze zorganizowana, pani premier i funkcjonariusze BOR bardzo szybko trafili do karetek pogotowia".
Brak sygnału dźwiękowego
Paweł Wodniak zaprzeczył, by miejsce wypadku należało do szczególnie niebezpiecznych. - Miejsce jest bardzo dobrze oznakowane - powiedział. - Nie pamiętam, kiedy w tym miejscu doszło do wypadku, nie jest to jakieś miejsce szczególnie niebezpieczne w Oświęcimiu - zaznaczył w TVN24.
Według Pawła Wodniaka, powołującego się na relacje świadków, można mieć wątpliwości, czy przejazd kolumny rządowej był właściwie zorganizowany. - Przynajmniej jeden ze świadków, który wyjrzał przez okno mieszkania bezpośrednio po zajściu, mówił, że była to kolumna, która jechała na niebieskich światłach, ale absolutnie nie było słychać żadnego sygnału dźwiękowego - zwrócił uwagę. - W związku z tym stoi pod znakiem zapytania, czy to w ogóle była kolumna uprzywilejowana - podkreślił.
- Z całą pewnością nikt, kto tutaj się pojawiał, nie widział również, żeby ta kolumna miała światło czerwone, które służy do oznakowania pilotażu - zwrócił uwagę Paweł Wodniak. Na pytanie, czy wobec tego sądzi, że mogły być błędy przy organizacji tego przejazdu, stwierdził: "wydaje mi się, że tak".
"Samochód musiał jechać szybciej"
Powiedział też, że dzwoniło do niego wiele osób, które często widywały kolumnę rządową m.in. doświadczony kierowca z Chrzanowa, który często mijał kolumnę rządową. - Informował, że bardzo często te samochody jeżdżą bez włączonych sygnałów dźwiękowych - podkreślił.
Według Pawła Wodniaka można mieć także wątpliwości względem rzeczywistej prędkości, z którą poruszała się kolumna rządowa. - Świadkowie nie wypowiadają się raczej co do prędkości, natomiast oglądałem tę limuzynę rządową i naprawdę, to seicento by lepiej wyglądało gdyby tylko z prędkością 50 km/h uderzyło w drzewo - powiedział. - Te uszkodzenia wskazują, że ten samochód naprawdę musiał jechać dużo szybciej - ocenił w TVN24.
Wypadek w Oświęcimiu
Do wypadku doszło w piątek ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów na sygnale uprzywilejowania, w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem szefowej rządu. - Kierowca limuzyny rządowej próbując uniknąć skutków zderzenia odbił w lewo. Na poboczu uderzył w drzewo – mówił rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń.
Rzecznik rządu Rafał Bochenek powiedział w piątek, że po zakończeniu badań w szpitalu w Oświęcimiu "można stwierdzić, że stan pani premier jest dobry". Poinformował też, że szefowej rządu nie stało się nic poważnie zagrażającego jej zdrowiu i życiu, a obrażenia to głównie stłuczenia i otarcia związane z tym, że premier miała zapięte pasy.
Okoliczności wypadku bada prokuratura, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policja.
Autor: mm/tr / Źródło: TVN24, PAP